Ona pokonuje przeszkody zawodowo, dotarła nawet na olimpiadę. On jest trenerem, kilka lat temu dostrzegł w niej talent. Tej jesieni wzięli ślub. – Jeśli przeciwieństwa się przyciągają, to nie w tym przypadku. Nas połączyła wspólna pasja: biegi – podkreślają Matylda i Piotr Kowalowie.
Matylda (z domu Szlęzak) pochodzi z maleńkiej podrzeszowskiej wsi Pogwizdów Nowy. Szkołę podstawową kończyła w sąsiednim Zaczerniu, gdzie trafiła na grupę wuefistów-zapaleńców. – Często jeździliśmy na przeróżne zawody. To tam złapałam bakcyla sportu. W gimnazjum, po pierwszych sukcesach, dotarło do mnie, że warto się poświęcić lekkiej atletyce. Trafiłam do Resovii i tam zaczęłam treningi na poważnie – wspomina.
Zanim została specjalistką od pokonywania przeszkód, biegała po płaskim. – Kiepsko jej szło. Dopiero jak wziąłem ją pod swoje skrzydła, wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – uśmiecha się Piotr, wiedząc, że naraża się na błyskawiczną ripostę. – Ależ co ty wygadujesz?! Jeszcze cię nie znałam, jak pojechałam na mistrzostwa świata w biegach górskich – przypomina Matylda.
– Biegi górskie? Nie rozśmieszaj mnie. Tam był dużo niższy poziom niż na bieżni. Gdy się Tobą zaopiekowałem z miejsca zostałaś wicemistrzynią Polski juniorek. Pięć sekund brakło ci do minimum na mistrzostwa świata. Miałem nosa, gdy kazałem ci się zająć przeszkodami – odbija piłeczkę Piotr.
- Czy się kłócimy? Rzadko! – odpowiadają zgodnie nowożeńcy.
Na bieżni trener, w domu mąż
Biegi to temat numer jeden w domu Kowalów, ale co za dużo, to niezdrowo. – Dlatego po zajęciach staramy się rozmawiać o czymś innym. Wychodzimy na miasto, spotykamy się ze znajomymi. Gdy biegam, Piotrek jest moim trenerem. W domu jest mężem i staram się, by ten podział obowiązywał – tłumaczy Matylda. Ci, którzy ze sportu żyją, daleko od niego jednak nie uciekną. – Nieprzypadkowo datę ślubu wyznaczyliśmy na październik. To miesiąc, w którym nie trenuje się tak intensywnie. Tamten rok to były igrzyska, mamy nadzieję, że 2014 będzie bardziej rodzinny – tłumaczą.
Co ciekawe, razem biegają od wielkiego święta. – Piotrek podczas zajęć co najwyżej potruchta w lesie, ale za to mierzy mi zakwaszenie, zwraca uwagę na technikę. Kilka lat temu w Krakowie wystartowaliśmy wspólnie podczas Biegu Trzech Kopców.
W autokarze z Boltem
Matylda na czas studiów została wypożyczona z Resovii do AZS AWF Kraków i barwy tego klubu reprezentowała podczas olimpiady w Londynie. Pojechała tam po naukę. Po wyczerpującym sezonie, w debiucie na największej sportowej imprezie globu, trudno było oczekiwać sukcesu. Skończyło się zatem na biegu eliminacyjnym na 3 km z przeszkodami. – Przygoda życia – tylko w taki sposób mogę mówić o igrzyskach. Wszystko było inne. Lepsze. Większe. Jak zobaczyłam, że na trybunach jest 80 tysięcy ludzi, to ciarki przeszły mi po plecach. No i jeszcze ta podróż z wioski olimpijskiej na stadion. Siedziałam w autobusie obok Usaina Bolta. Szczypałam się, upewniając, czy to nie sen – wspomina Matylda.
Piotr oglądał z bliska start narzeczonej. - Każdy olimpijczyk miał prawo do zakupu biletów po preferencyjnych cenach dla wybranej osoby. Zobaczyłem bieg eliminacyjny i finał, taka przyjemność kosztowała 1200 zł. Dużo? To tylko Londyn, za trzy lata igrzyska są w Rio de Janeiro – uśmiecha się rzeszowianin.
– Zrobię wszystko, by pojechać do Brazylii – obiecuje 24-letnia zawodniczka.
Magisterka z życiorysu
Matylda została mężatką, wkrótce czeka ją obrona pracy magisterskiej. To będzie formalność, temat pracy brzmi: “Matylda Szlęzak – trzyletni cykl przygotowań do igrzysk olimpijskich”. – Jakie to uczucie, pisać o samej sobie? Nie najgorsze. Promotorem jest mój trener z AZS AWF, a źródeł mam pod dostatkiem – śmieje się.
Wciąż nie zdecydowała, czy wróci do macierzystego klubu. – Chciałbym, żeby tak się stało, nasze miejsce jest w Rzeszowie. Ale trzeba mieć do czego wracać. Tymczasem w Krakowie Matylda może liczyć na wsparcie Dariusza Kaczmarskiego, kiedyś specjalisty od biegów średnich i długich, animatora akcji promujących biegi i zdolnego biznesmena. Natomiast w stolicy Podkarpacia o sponsorów dla lekkiej atletki szalenie trudno – martwi się Piotr.
TSZ