Gdyby nie zmienna pogoda, uczestnicy rozgrywanego dziś nad Wisłą w Warszawie Men Expert Survival Race mogliby poczuć się jak na słonecznej Copacabanie. Choć organizatorzy przygotowali dla śmiałków aż 30 przeszkód, które miały uprzykrzyć bieg, to najtrudniejszy do pokonania okazał się piach na plaży.
W niedzielę około godziny 9:00 plaża w okolicach Stadionu Narodowego i Mostu Poniatowskiego zaczęła wypełniać się biegaczami. Śmiałkowie chcieli się sprawdzić w imprezie pełnej przygód, naturalnych i sztucznych. Do wyboru były dwie trasy: dłuższa 10 km, zawierająca 30 przeszkód, oraz krótsza o długości 5 km z 24 utrudnieniami.
Wyciągnęli wnioski
Była to druga odsłona biegu Survival Race w tym roku. Wcześniej impreza odbyła się we Wrocławiu. Tam impreza nie otrzymała najwyższych not. Według relacji uczestników, zabrakło elektronicznego pomiaru czasu, a przeszkody były zbyt proste. W Warszawie poziom miał być już już wyższy, udało się też zorganizować pomiar czasu.
Łącznie w imprezie wzięło ok. 2200 osób (taką liczbę podano zebranym). Uczestnicy podzieleni zostali na kilka tur. Wszystkie przechodziły krótką rozgrzewkę i po wspólnym odliczaniu ruszały na trasę. Dla pierwszej grupy, oznaczonej kolorem czerwonym, warunki nie były najlepsze, gdyż w momencie startu o godzinie 10:00 zaczął padać deszcz. Jednak prędzej czy później i tak każdego czekała kąpiel.
Sprawdzian
Najpierw biegacze z impetem wpadli w stóg siana. Każda kolejna grupa sprawiała, że przeszkoda robiła coraz niższa. Następnie rajd między drzewami i prześlizgiwanie się wśród powalonych drzew. Trasa prowadziła w stronę Mostu Świętokrzyskiego. Tam czekały już kolejne atrakcje jak np. Małpi Gaj.
Uczestnikom przyglądały się osoby, które miały wystartować w kolejnych grupach. - Biegam dla siebie. Zobaczyłem kiedyś na youtube imprezę z biegami pełnymi przeszkód. Gdy dowiedziałem się, że podobna odbędzie w Warszawie, postanowiłem wystartować. Chcę się sprawdzić i już nie mogę się doczekać aż rozpoczniemy bieg - powiedział nam tuż przed startem swojej tury Piotr Antonowicz, jeden z uczestników.
Równie mocno zmotywowane były panie, których nie brakowało podczas Men Expert Survival Race. - Pierwszy raz startuje w takiej imprezie. Zainspirował mnie kolega, który startował w Runmagadeonie. Podoba mi się taka inicjatywa. Jest to coś innego, niż zwykłe biegi uliczne. Mimo, że nie jestem wyczynowcem, to strasznie chciałam wziąć udział w takiej imprezie. Obawiam się Małpiego Gaju i przeszkód, które są wyższe ode mnie, ale myślę że dam radę – opowiadała nam Karolina Grodzka, która wktrótce miała stanąć na starcie.
Spróbował i... wrócił
Wśród uczestników spotkaliśmy także Marka Omszańskiego, znanego warszawskiego biegacza, zwycięzcę tegorocznego ZIMNaRu oraz Biegów Górskich w Otwocku. - Mam nadzieję, że będzie tu więcej „siłaczy”, niż biegaczy. Będę miał więc szansę nadrobić na tych odcinkach biegowych. Podczas gdy inni będą musieli patrzeć mi na plecy. Formuła takich imprez nie jest mi obca, bo w 2011 roku wygrałem Bieg Katorżnika, więc czuje się mocny. Jednak od tamtego czasu nie startowałem w takich imprezach – wspominał p. Marek.
I tylko Pameli zabrakło...
Dzięki opadom deszczu na trasie pod mostem kolejowym powstało bagno, w którym biegacze gubili buty. Dodatkowo wcześniej trzeba było wykazać się równowagą, pokonując belkę nad wodą (co prawda płytką). Czasem kończyło się to dodatkową kąpielą. Wszystkie przeciwności przyjmowane były jednak z uśmiechem. Koledzy biegnąc dopingowali swoje koleżanki z drużyny, pary trzymały się razem. Nikt nie zostawiał kompana na polu bitwy.
Najwięcej trudności sprawiały długie dystanse między przeszkodami. Czasem, biegnąc po plaży nad Wisłą, uczestnicy imprezy wyglądali jak bohaterowie „Słonecznego Patrolu” w czołówce kultowego serialu. Biegli po piasku, biegli i wciąż biegli. Dla odmiany przeczołgali się pod samochodami, pokonali ściankę bokiem, następnie wspinali się z liną i biegli niczym Hasselhoff do pontonowego zbiornika z wodą.
„To dla zabawy”
Niestety przed przeszkodami czasami tworzyły się kolejki. W momencie, gdy na trasie ktoś zyskiwał kilka sekund, to po dotarciu do przeszkody okazywało się, że musi poczekać aż inni przejdą i trwonił całą przewagę. Na szczęście nie było tu twardej rywalizacji i walki o wynik. Nasi rozmówcy przyznawali, że nie chodzi tu tylko o czas, lecz o zabawę i spędzenie czasu w miły sposób.
Co chwila pogoda zmieniała swoje oblicze. Po deszczowym początku, później wyszło słońce. Zachmurzyło się ponownie ok godziny 14:00, gdy bieg rozpoczynać mieli uczestnicy krótszego z dystansów.
Przeszkody dodatkiem do biegu...
Men Expert Survival Race nie okazał się biegiem, gdzie co 200 metrów trzeba przez coś przeskoczyć lub na coś się wdrapać. Ci, co liczyli na taki scenariusz, mogą czuć zawód. Zamiast tego uczestnicy otrzymali długie dystanse i dobry trening dla nóg, dzięki biegowi po piasku. Ostatni etap, czyli wybiegnięcie aż za Most Poniatowski i powrót, na pewno dało się odczuć. Dodatkowo tuż przed finiszem Wikingowie fundowali „ścieżkę zdrowia”.
Na metę wszyscy docierali zmęczeni ale szczęśliwi. – Biegło się cudownie. Pogoda była przepiękna mimo porannego deszczu. Startowałem o 12:30. Trasa była przepiękna jeśli chodzi o krajobrazy. Najtrudniejszy moment to chyba 7. kilometr, gdy się biegło po takiej pustyni, kilometr albo dwa w piachu po kostki. Pozostałe przeszkody były ciekawe i równie wymagające wysiłku. Jeśli ktoś jest przygotowany fizycznie, to z przeszkodami nie miał problemu. Ważna była wydolność. 10 km to wymagający dystans. Jeśli dodamy przeszkody, które wymagają użycia siły, to jednak męczyło się organizm – ocenił na mecie Krzysztof Kibart.
... i ułatwieniem na trasie
Dla większości uczestników to właśnie bieganie, a nie przeszkody były największą trudnością.
– Może wynika to z tego, że bieganie nie jest moją największą zaletą. Udział w tym biegu wzięłam dla zabawy. Ponieważ na co dzień uprawiam wspinaczkę sportową, więc liczyłam na więcej przeszkód. Miałam nadzieję, że pomoże mi tam siła rąk. Niestety zawiodły trochę nogi. Było bardzo dużo piaszczystych i błotnistych terenów. Największą frajdą był dla mnie Małpi Gaj. Gdy większość dziewcząt omijała go, robiąc przysiady, ja odczuwałam tylko przyjemność. Równie ciekawy był zjazd na folii. Tylko nie można powiedzieć, że było to utrudnienie. Była to bardziej zabawa. Lądowało się w pianie więc można było się odświeżyć – podsumowała z kolei Monika Rydel.
Wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
Organizatorzy zadbali by także osoby towarzyszące nie nudziły w czasie imprezy. Przez cały czas czynny był pobliski pub, organizowane były różne konkursy jak np. w przeciąganiu liny czy siłowaniu na rękę. Wszystko to na pewno mogło się podobać. Aktywiści z OTK Rzeźnik, organizatorzy Runmageddonu, mają godnego konkurenta w walce o względy znudzonych ulicą biegaczy.
RZ