Łemkowyna Ultra Trail to nowy projekt na mapie biegów Ultra w Polsce. Organizacji podjął się Krzysiek Gajdziński, czowiek znany między innymi z organizacji Maratonu Wigry i Pogoni za Bobrem. Czy mu się udało, i co to była za impreza, postaram się streścić w kilku słowach z punktu widzenia uczestnika, ale też osobt śledzącejz boku przebieg organizacji.
Relacja Grzegorza Danicza
Na ślad imprezy natrafiłem dobre kilkamiesięcy temu. Zaintrygowało mnie, że tak blisko domu będę miał sposobność biegu w ultramaratonie. Odezwałem się do organizatora, chwilę porozmawialiśmy, no i pozostało mi czekać do zapisów.
Co jakiś czas pojawiały się nowe informacje na temat biegów – dystanse 150km i 70km, a całkiem niedawno i 29 km, kolejne szczegóły organizacyjne. Wszystko nabierało tempa.
Przyszedł dzień startu. Wszystko spakowane i przygotowane dzień wcześniej. Wyjazd o 4 rano, przy lekkim przymrozku.
Na miejscu w Chyrowej (startowałem na 70 km, napieracze na 150 km od kilku godzin już się ślizgali i marzli w drodze z Krynicy) byłem przed godz. 6, wraz z kolegą z Jasła - Sławkiem.
Po obowiązkowym sprawdzeniu sprzętu – pierwszy raz trafiłem w Polsce na coś takiego, poszliśmy się wyciszyć przed startem. Przy dźwiękach dobrych kapel rockowych przed godz. 7 zebraliśmy się na starcie. Tu trzeba zwórcić uwagę na kilka słów od organizatora, równiez skierowanych do gości z zagranicy, i to po angielsku.
Na miejscu obecna była ekipa TVP Rzeszów, kilku profesjonalnych fotografów i mnogość amatorskich aparatów. Odliczyliśmy od dziesięciu w dół i.. pobiegli.
Sławek okazał się podobnym narwańcem do mnie i już na starcie poniosło nas nieco za bardzo i ruszyliśmy na czele stawki. Na Chyrowej nieco ciśnienie opadło i już spokojnie, swoim tempem parliśmy do przodu. Było bardzo dużo błota – Zwycięzca ŁUT 150km nazwał tą krainę "Beskidem Śliskim".
Od 20. kilometra zaczeły się moje problemy. Najpierw brak przyczepności w nowych butach – co dziwne, bo miałem prawie identyczne i były rewelacyjne na błoto. Do buta wpadł mi jeszcze jakiś kamyczek i nie miałem czasu się go pozbyć, co spowodowało wyrośnięcie sporego pęcherza... Do tego zbyt mocno związane buty. Efekt? Naciągnięcie ścięgna w stopie.
Od 40. kilometra zaczęły się problemy ze skurczami mięśnia czworogłowego uda, momentami bardzo bolesne. W zasadzie od tego momentu średnio co 2 km musiałem poświęcić około 2 minuty na rozciąganie, a i to nie wiele pomagało.
Cieszę się, że mimo nieprzyjmowania kalorii na trasie (jedynie pół paczki rodzynek na cały dystans) udało się ominąć ścianę energetyczną.
Zawody ukończyłem na 11. miejscu z czasem 7:47, co pozostawia spooooory niedosyt...
Reasumując:
Plusy imprezy:
- ciekawa formuła trzech dystansów
- poprowadzona GSB
- oznakowanie trasy – mistrzostwo świata!
- wolontariusze
- opieka na mecie
- świetnie logistycznie zorganizowane punkty
- medialność imprezy i całokształt wizerunku Łemkowyny
Minusy:
- duża odległość od depozytu i pryszniców na mecie
Grzegorz Danicz
fot. organizator