Katarzyna Solińska znakomicie rozpoczęła biegowy 2019 rok. 28-letnia krakowianka zajęła w niedzielę 2 miejsce w rozgrywanym we włoskim Trieście La Corsa della Bora na 57-kilometrowej trasie wzdłuż Adriatyku. To świetny prognostyk przed najważniejszymi górskimi startami Kasi w tym roku, m in. w obronie tytułu mistrzyni Biegu 7 Dolin 64 km na 10. TAURON Festiwalu Biegowym w Krynicy-Zdroju.
Zagraniczny debiut na piątkę! Katarzyna Solinska druga w Corsa della Bora [WYNIKI POLAKÓW]
Z Katarzyną Solińską rozmawialiśmy dzień po biegu, zawodniczka znalazła dla nas czas w drodze do Wenecji („przed powrotem do kraju trzeba wykorzystać czas na zwiedzanie” – mówi).
– Na zagraniczny debiut wybrałaś trochę nietypowy termin. Wiadomo, że w takim starcie zawsze chce się wypaść szczególnie dobrze, a mamy przecież dopiero początek roku i o wysokiej formie trudno chyba mówić?
– Styczeń to faktycznie jeszcze nie sezon startowy. Jestem, jak pewnie większość zawodników, w fazie intensywnych treningów, skupiona na budowaniu siły biegowej. Spodziewałam się więc, że organizm nie jest w szczycie formy, a nogi lekkie mi nie będą. Najważniejsze jednak było to, by przeżyć kolejną, fajną biegową przygodę w pięknym miejscu, zobaczyć, na ile bieg zagraniczny różni się od polskiego, móc poznać zawodników z innych krajów, a także część Włoch, w której jeszcze nigdy nie byłam.
– I jakie poczyniłaś obserwacje, jakie wnioski wyciągasz porównując imprezę zagraniczną do polskich?
– Organizacja biegu była bardzo dobra, nie odbiegała od tego, czego doświadczyłam na biegach w naszym kraju. Wszyscy byli bardzo pomocni i życzliwi, trasa dobrze oznaczona, chociaż na odcinkach przebiegających przez miasteczka trzeba było być bardzo czujnym. Jedyny minus dla organizatorów dałabym za przyspieszoną dekorację zawodników. Według programu imprezy miała być o 17:00, tymczasem rozpoczęła się pół godziny wcześniej i w konsekwencji część zawodników nie mogła nacieszyć się atmosferą, oklaskami i oficjalnym wręczeniem nagród.
– Opowiedz nam o La Corsa della Bora, warto tam pojechać i wystartować na początku stycznia?
– La Corsa della Bora to włoski bieg organizowany na obszarze płaskowyżu Kras, nad morzem Adriatyckim. Część trasy przebiegała również przez Słowenię. Największym okolicznym miastem jest portowy Triest, na którego zwiedzanie warto było znaleźć chwilę. I oczywiście na niezrównane włoskie espresso! Impreza proponuje kilka dystansów: 160, 57, 21 i 8 km. Ja wybrałam 57km, bo na tego typu trasach czuję się najlepiej.
– To poproszę o kilka słów na temat tej trasy…
– Przewyższenia wynosiły ok. 2500 m. Bieg był bardzo ciekawy, nie startowałam jeszcze na tak urozmaiconym szlaku. Trasa była wymagająca, przeplatały się szerokie szutrowe drogi, wąskie ścieżki, liczne single tracki, które z pewnością podnosiły tętno i poczucie humoru, podbiegi i zbiegi na skalistych terenach… Mijaliśmy wodospad, biegliśmy po kamienistej plaży, przebiegaliśmy przez urokliwe miasteczka i ich wąskie uliczki, a przez większość trasy towarzyszyła nam zachwycająca panorama na Zatokę Triesteńską.
– Nie przeżyłaś szoku termicznego? We Włoszech jest, zdaje się, „troszkę” cieplej niż teraz w Polsce?
– Bieg rozpoczął się o godz. 7:30, kiedy temperatura była w okolicach zera, a z powodu dużej wilgotności powietrza chłód mocno odczuwalny. Nie czułam więc dużej różnicy w stosunku do polskich temperatur. W kolejnych godzinach zrobiło się jednak bardzo ciepło i słonecznie, no i żałowałam, że nie biegłam w krótkim rękawku. Już po kilku kilometrach zdjęłam kurtkę i drugą bluzę, ale przebrać się nie mogłam: ponieważ nie myślałam, że temperatura aż tak podskoczy, t-shirt zostawiłam u mojego chłopaka Adama, z którym widziałam się ostatni raz w połowie dystansu. A wieczorem znów zrobiło się chłodno, taka pogodowa przeplatanka.
– Jak przebiegała rywalizacja na trasie? Zawsze, gdy zajmuje się drugie miejsce, pojawia się pytanie, czy była szansa na zwycięstwo.
– Od samego początku biegłam "swoje", pilnowałam tętna i słuchałam organizmu. Na 8 kilometrze dobiegła do mnie późniejsza zwyciężczyni zawodów. Rea Kolbl to Słowenka, która na co dzień mieszka w amerykańskim stanie Kolorado i specjalizuje się w biegach typu Spartanrace. Biegłyśmy wspólnie kilka kilometrów, trochę pogadałyśmy, ale na podbiegu w dolinie na 13 km przycisnęła i pobiegła mocniej. Ja, niestety, miałam zbyt ciężkie nogi, żeby tak znacznie przyspieszyć, więc biegłam dalej w swoim tempie i cieszyłam się każdym kilometrem biegu.
– Zakumplowałaś” się jeszcze z którąś z rywalek?
– Miałam okazję poznać także Austriaczkę, która zajęła trzecie miejsce (Anja Neumann – red.), na trasie miałam też okazję zamienić kilka słów z zawodnikami z Włoch, Niemiec czy Chorwacji. Przemiłe było każde „ciao”, zarówno od biegaczy, jak i kibiców.
– A jakieś polskie akcenty? W Corsa della Bora miał startować Bartosz Gorczyca, też pewnie byłby poważnym kandydatem do zwycięstwa, ale w ostatniej chwili musiał zrezygnować z wyjazdu z powodów osobistych. A innych polskich biegaczy spotkałaś w Trieście?
– Na mojej trasie S1 Trail - 57 km chłopaki z Polski zajęli 6 i 7 miejsce (Kamil Grudzień i Piotr Choroś – red.), więc też uzyskali piękne wyniki! Było także kilku Polaków z Agnieszką (Markiewicz – red.), która startowała na trasie 21km. Udało się nam spotkać na kawę w Trieście, a dwóch kolejnych rodaków spotkałam na rekonesansie trasy.
– Z każdego Twego słowa wynika, że jesteś bardzo zadowolona z wyjazdu do Włoch i startu w CdB. Zagraniczny debiut był udany?
– Bez dwóch zdań! Pudło w kobietach i 13 miejsce open to chyba nie najgorzej? (śmiech). Jak już napisałam na moim fejsbukowym profilu: polecam bieg każdemu, kto chce się wyrwać z zimowej Polski i czasem nie wie, co wybrać: góry czy morze. Tutaj macie i to, i to (śmiech).
rozmawiał Piotr Falkowski
zdj. prywatne archiwum K. Solińskiej