Jeszcze nie są tak bogaci jak koszykarze z NBA, piłkarze Realu Madryt, czy czołowi tenisiści świata. Jednakże z roku na rok ich zarobki stale rosną. Topowi maratończycy świata to dziś zawodowcy, celebryci, związani gigantycznymi kontraktami reklamowymi.
„Biegacz musi biegać z marzeniami w sercu, a nie z pieniędzmi w portfelu” – mawiał przed laty słynny czeski biegacz Emil Zatopek. Niestety czasy idealizmu, w których liczył się przede wszystkim duch olimpijski, a kwestie finansowe były drugoplanowe, odeszły już dawno w przeszłość.
Pół miliona dolarów za World Marathon Majors
Dziś maratończycy traktują bieganie jako sposób na życie. Dzięki coraz wyższym nagrodom za zwycięstwo w prestiżowych biegach ulicznych najlepsi z nich stają się niemal z dnia na dzień bardzo bogaci.
Zakończony w niedzielę Maraton Nowojorski był triumfem Wisona Kipsanga. Kenijczyk nie tylko zgarnął 100 tys. dolarów z wygranie zawodów. Dodatkowo dzięki zwycięstwu w rankingu World Marathon Majors otrzymał premię w wysokości pół miliona dolarów!
Taka sama nagroda czekała na Ritę Jeptoo. Kenijka została jednak złapana na stosowaniu niedozwolonych środków dopingujących (EPO) i nie tylko może zapomnieć o pieniądzach, ale czeka ją dwuletnia dyskwalifikacja.
Najwięcej płacą w Dubaju
Zawody w Nowym Jorku to nie jedyna impreza w kalendarzu startowym, która oferuje biegaczom bardzo wysokie nagrody za zwycięstwo. Na czele rankingu stoi Maraton w Dubaju. Tu pierwszy zawodnik i pierwsza zawodniczka, którzy przekroczą linię mety mogą liczyć na czek w wysokości 200 tys. dolarów. Co ciekawe, jeszcze niedawno szejkowie byli bardziej szczodrzy i najlepsi biegacze dostawali 25% wyższe nagrody.
50 tys. dolarów mniej niż w Dubaju płaci się najlepszym w Maratonie Bostońskim. Natomiast taką samą kwotą co w Nowym Jorku nagradza się triumfatorów biegu na 42 km i 195 m w Chicago.
Czołowi biegacze świata planując starty powinni wziąć pod uwagę maraton w Seulu. Choć płaci się tam „zaledwie” 80 tys. dolarów, to ze stolicy Korei Południowej można wyjechać z dodatkową premią w wysokości pół miliona dolarów. Wystarczy poprawić rekord świata i… być mężczyzną. Organizatorzy biegu w Seulu nie podążają za polityką gender i płacą kobietom za podobny wyczyn 300 tys. dolarów.
Milion za rekord
W milionach, ale jenów płacą w Tokio. Tu za zwycięstwo i rekord świata można dostać w przeliczeniu ok. 335 tys. dolarów. Interesującym jest, że bogaci szejkowie z Dubaju za ustanowienie najlepszego wyniku w historii maratonu płacą teraz tylko 100 tys. dolarów. Słowo „tylko” nie jest przypadkowe - jeszcze nie tak dawno temu pula nagród wynosiła 2 mln dolarów, a Haile Gebrselassie był kuszony, by przyjechał na bliski wschód i zgarnął połowę z tej sumy za pobicie rekordu świata.
Sztuka się ta nie udała. Jednak genialny etiopski biegacz nie musi narzekać. Na startach w maratonach zbił majątek. Tylko licząc wygrane, to suma rzędu 3,5 mln dolarów. Jeśli dodać do tego inne dochody, choćby związane z kontraktami reklamowymi to nie ma wątpliwości, że możemy powiedzieć, że na bieganiu można się dorobić.
Narzekać nie powinna też brytyjska zawodniczka Paula Radcliffe. Jej oficjalne wpływy z tytuły nagród za zwycięstwa w maratonach szacuje się na blisko 2,25 mln dolarów.
Póki co Wilsona Kipsanga czy Dennisa Kimetto nie ściągniemy na Półmaraton Mleczny do Korycina, gdzie można wygrać krowę, czy na bieg do Giełczyna, z którego można wyjechać bogatszym… o świnię.
MGEL
fot. wikimedia, mat. pras. Orlen Warsaw Marathon