To ostatnia prosta Iron Run, ale bardzo pod górę. Bieg na Jaworzynę tradycyjnie już zamknął rywalizację. Ostatni bieg po deptaku tradycyjnie jest biegiem przyjaźni, bez ścigania. Zawodnicy mieli więc ostatnią okazję, by zawalczyć o cenne sekundy, rekordy i miejsca w ostatecznej klasyfikacji. Skorzystał z niej Artur Jendrych, który zwyciężając kolejny raz, potwierdził swoją doskonałą formę.
- Rok temu wbiegaliśmy razem z Radkiem, bo mieliśmy takie założenie, że skoro nie ma klasyfikacji generalnej, to nie ma sensu się ścigać i postanowiliśmy to pokazać. W tym roku te różnice były już większe, przewaga duża, ale ja chciałem powalczyć ze sobą i poprawić swój rekord w Iron Runie w maratonie i na Jaworzynie. Udało się – mówił na mecie, przybijając piątki kolejnym zawodnikom. -Bardzo się cieszę, że mimo wydłużenia rywalizacji mam dobrą dyspozycję. W biegu na Jaworzynę trzeba wyłączyć myślenie i iść po prostu krok za krokiem, krok za krokiem, pod górę. Trzeba myśleć tylko o tym, gdzie należy podbiegać a gdzie można iść. Ale cały czas krok za krokiem i pod górę – opowiadał o swojej strategii.
Jako drugi na metę wbiegł Marcin Michalec. Przed rokiem zdobył Jaworzynę jako zwycięzca marszu nordic walking, zyskując tym samym tytuł mistrza Polski. To właśnie po tym starcie zamarzył o Iron Run. Dzisiaj spełnił swoje marzenie. - Jeszcze jeden bieg, ale już towarzyski, bo po deptaku pobiegniemy tradycyjnie razem. Więc marznie już spełniłem. To cudowne uczucie! Wspaniałe! – mówił w euforii na mecie.
Z trudną trasą poradził sobie świetnie: - Dzisiaj był marsz, marszobieg i bieg na finiszu. Do Jaworzyny zawsze podchodzę z szacunkiem, bo nie jest łatwa. Nie wiem czy to jakoś wpłynęło na mój wynik końcowy, po prostu biegłem najlepiej jak mogłem. Sam się zdziwiłem, że tak dobrze mi poszło. Chyba nawet dałbym radę wbiec jeszcze raz, gdyby było trzeba – żartował.
O 15:00 zawodnicy pobiegną 1 km na deptaku, tradycyjnie razem, bez rywalizacji.
KM