Pewnie nieraz biegnąc w górach przyszło wam pomylić trasę i nadłożyć kilometrów. Biegi terenowe to przecież nie maraton, gdzie niemal wszystko jest ogrodzone barierkami. Co jednak, gdy uczestnik pokonuje dłuższy dystans niż zakładany, wygrywa zawody i… zostaje zdyskwalifikowany?
Do niecodziennej sytuacji doszło w Wielkiej Brytanii podczas zawodów pn. Race to the Stones. Bieg prowadzi do wsi, w której główną atrakcją jest prehistoryczny krąg głazów otaczający osadę. Krąg ten jest nawet starszy niż w pobliskim Stonehenge. Jak wiadomo we wszystkich takich miejscach mogą wydarzyć się historie tajemnicze, wręcz z kosmosu, ale takiego finału biegu nikt się nie spodziewał.
Kiedy Tom Fairbrother – wymowne nazwisko, nieprawdaż? – kończył dystans 100 km, nie posiadał się ze szczęścia. Mimo pomylenia trasy i nadłożenia ponad 1,5 km, uzyskał osiem minut przewagi nad kolejnym zawodnikiem. Zdążono mu jeszcze zrobić pamiątkowe zdjęcie, ogłosić triumfatorem i zaprosić do wywiadów.
Biegacz równie szybko został jednak zdyskwalifikowany. Zdaniem organizatorów, nie pokonał on oficjalnej trasy biegu. Wynik unieważniono. Chwilowy triumfator poczuł się co najmniej rozczarowany. Zwłaszcza, że był to jego debiut na dystansie ultra. Opisał więc całą sytuację na swoim blogu.
Problemy zaczęły się na rozwidleniu w okolicach 91. kilometra trasy. Feralna strzałka doprowadziła go omyłkowo dotarł do nie ujętej na mapie biegu drogi. Ponieważ nie dostrzegł żadnych innych znaków, zdał sobie sprawę z pomyłki. Wyciągnął telefon i wyszukał metę. Oddalona była ona o 9 km. W sumie dawało mu to ponad 101 km trasy, ale postanowił biec dalej.
Napędzany adrenaliną Tom Fairbrother biegł już nie po trasie biegu, ale wzdłuż niej. Jak relacjonuje, w pewnym momencie jeden z kierowców chciał go podwiesić z powrotem na szlak, ale odmówił w obawie przed dyskwalifikacją.
Jeszcze na 98. kilometrze odebrał telefon od zaniepokojonej narzeczonej. Również sami organizatorzy niepokoili się gdzie podziewa się lider. Zapytał dziewczynę, a ta organizatorów, czy jeśli pokona pełny dystans, to wciąż ma szansę na wygraną. Usłyszał, że tak - o ile przekroczy metę. To go miało uspokoić.
Finalnie nasz bohater wbiegł na metę od niewłaściwej strony i musiał nawracać. Wierzył jednak, że wygrał z czasem 8:35:15.
Biegacz został zdyskwalifikowany. Jak informowali media organizatorzy, oznakowanie biegu było poprawne i to biegacz skręcił w niewłaściwym kierunku. Nie zadzwonił też na infolinię dedykowaną biegaczom, którzy znaleźli się poza trasą. Dzięki wskazaniom GPS gospodarze pomagali wracać zbłądzonym uczestnikom na wyznaczony szlak. Podkreślono, że jego bieg z mapą elektroniczną nie oznacza, że pokonał oficjalną trasę biegu.
Ostatecznie zwycięzcą biegu ogłoszono Tima Pigotta, który uzyskał wynik 8:43:54. Biegacz zaznaczył na swoim portalu społecznościowym, że przed nim uplasowała się osoba, która została zdyskwalifikowana, a jej występ był „imponujący”.
Dodajmy, że Tom Fairbrother w młodości chorował na bulimię. Jego problemy zaczęły się, gdy mając 24 lata pojechał do obóz do Keni. Tam, wiedziony chęcią poprawy wyników, dał się namówić na odchudzanie. Wygrał jednak z chorobą i teraz uczestniczy w różnych akcjach charytatywnych i mówi głośno o problemie, którego doświadczył.
RZ