„Najważniejsze, że kochamy bieganie i się nie poddajemy”. Z Darkiem Laksą o charytatywnym bieganiu na siedmiu kontynentach. W niedzielę – Sapporo.

  • Festiwal biegowy

Darka Laksę poznaliśmy na początku roku, kiedy szykował się do startu w pierwszym maratonie z projektu 7 Kontynentów 7 Maratonów 7 Szkół, który ma na celu pomoc bytomskim szkołom podstawowym (Darek jest wuefistą w jednej z nich). Pobiegł go rewelacyjnie, stając na podium Maratonu na Saharze. Chociaż bieg był trudny, szybko okazało się, że dalsze etapy projektu będą jeszcze trudniejsze. Dlaczego? O tym opowiedział nam… bezpośrednio z Japonii, w której aktualnie przebywa aklimatyzując się przed startem w kolejnym maratonie.

Na jakim etapie jest Twój projekt? Ile kontynentów odwiedziłeś i co jeszcze Cię czeka?

Obecnie projekt minął półmetek, ukończyłem cztery maratony. W lutym zacząłem maratonem na Saharze Zachodniej, w kwietniu była Bratysława, w maju startowałem w Vancouver. Ukończyłem też maraton w Rio de Janeiro. Teraz czekam na start w Hokkaido Marathon* - azjatyckiej części projektu.

*start w niedzielę o godz. 9:00 polskiego czasu - red.

Który z maratonów był dla Ciebie najtrudniejszy? Dlaczego?

Każdy z maratonów był inny i w każdym z nich stawiałem sobie inny cel i oczekiwania. Zaczynając projekt, miałem zupełnie inne plany niż obecnie - pewne aspekty musiałem zweryfikować, inne same się pozmieniały. Do Afryki poleciałem z nastawieniem dotarcia do mety jak najmniejszym kosztem sił, by nie przeforsować się na początku. Wyszło trochę inaczej, już po starcie poczułem, że to jest mój dzień, pobiegłem mocniej i ukończyłem na 2 pozycji.

Drugim etapem projektu była Bratysława, którą wybrałem po to by europejski maraton odbył się poza granicami Polski i był blisko. Mimo, że po Saharze długo dochodziłem do siebie , do Bratysławy jechałem z nastawieniem poprawienia rekordu życiowego , który wynosi 2:43:51. Czułem się dobrze i początek maratonu był bardzo obiecujący - biegłem równo, z zapasem 1 czy 2 sekund na każdym kilometrze. Na 6 km poczułem silny ból w lewej łydce. Udało się go rozbiegać i aż do 35 km znów było dobrze. Ból powrócił. Przebiegłem jeszcze 3km, lekko utykając.

Na 38 km niestety bolało tak bardzo, ze musiałem się zatrzymać. Ostatnie kilometry to był marsz a próbami przejścia do biegu. Niestety nieudanymi. Bardzo szkoda było mi tego startu, bo zanim przegrałem z kontuzją zajmowałem wysokie 14 miejsce, a prognozowany czas ukończenia biegu oscylował w granicach 2:38:00:30. Ostatecznie skończyło się na 3:01:20.

W kolejnym maratonie w Vancouver z założenia biegłem na zaliczenie. Byłem zaledwie miesiąc po Bratysławie. Mimo rehabilitacji nogi, nie udało mi się pozbyć kontuzji. Bieg rozpocząłem bardzo spokojnie i zachowawczo, a mimo tego noga bolała od samego początku. Starając się nie myśleć o bólu pokonywałem kolejne kilometry. Niestety ostatnie cztery były przeplatane częstym marszem. Ostatecznie dotarłem do mety z czasem 3:35:14.

Była jeszcze Brazylia...

Maraton w Rio de Janeiro był jak dotąd najtrudniejszy. Po starcie w Kanadzie udało mi się w ciągu miesiąca wyleczyć kontuzję i wznowić treningi. Niestety nie na długo. Prawie trzy miesiące nie biegałem, więc do Rio poleciałem z nastawieniem by tylko dotrzeć do mety. Czas nie miał dla mnie znaczenia. Jednak nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko.

Pierwszą połowę dystansu udało mi się przebiec w tempie nieco powyżej 5 min/km, jednak to było wszystko, na co było mnie stać. Pomimo bardzo niskiego tętna i braku oznak zmęczenia, po kolejnych 3 km musiałem się zatrzymać, bo zaczął mi doskwierać ogromny ból nóg. Już do samej mety walczyłem o każdy krok, nigdy wcześniej tak bardzo nie bolały mnie nogi. Ostatecznie linię mety przekroczyłem po 4 godzinach i 55 minutach, z grymasem bólu na twarzy.

Czy bieganie maratonów na różnych kontynentach czymś się różni czy biegacze wszędzie są tacy sami? Jakie nastawienia i atmosfera panują wśród maratończyków w Europie, Afryce i Amerykach?

Myślę, że bieganie na całym świecie jest takie samo a biegacze tym bardziej. Jest kilka różnic, które da się zauważyć, jednak są to niuanse. Mnie najbardziej rzuciło się w oczy to, że poza Europą każdy zna swoje miejsce na starcie. W Europie, zwłaszcza w Polsce wiele osób chce stać w pierwszej linii albo tu za elitą. Chociaż każdy maraton to inne doświadczenie, nie ważny jest kontynent czy kraj, najważniejsze jest to, że kochamy bieganie.

Ale chyba nie zawsze. Najpierw walczyłeś z kontuzją nogi, teraz z urazem ręki. Co się stało?

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Powiem wprost: jest ciężko, bardzo ciężko. I nawet nie zakładałem, że będzie aż tak pod górkę w każdym aspekcie tego projektu. Kontuzje się zdarzają. Na moją raczej nie miałem wpływu. Zaprzepaściła świetny wynik w Bratysławie, bardzo utrudniła maraton w Vancouver. Do tego niestety doszło fatalne złamanie nadgarstka i operacja. Mam o to do siebie pretensję, ale gdybym wcześniej wiedział…. Pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Mam nadzieje, ze nauczyło mnie to bycia bardziej ostrożnym. Trzeci miesiąc mam rękę w gipsie i nie jest to miłym doświadczeniem.

Nie kusiło Cię, żeby przerwać projekt, skoro nazbierało się tyle przeciwności? Masz rękę w gipsie, była wymówka...

Nie! Miałem kilka chwil zwątpienia, ale były one związane z sferą organizacyjną i finansową projektu. Poza tym… niemożliwe nie istnieje. Niektórzy mnie pytali, po co to jeszcze robię skoro kontuzja, złamana ręka, wyniki maratonów nie takie, jak sobie wymarzyłem… Otóż mam coś do udowodnienia - sobie. Nikomu nic nie muszę udowadniać, tylko sobie. Jeśli wkłada się w coś całą swoją energię, stawia się na piedestale, poświęca czas, wkłada serce, to nie wolno się poddawać. Trzeba walczyć o „swoje” mimo przeciwności które napotykamy, mimo zawodu, mimo braku sił. Nie wolno się poddać. Wtedy ma to swoją niepowtarzalną wartość, której nikt i nic nie zmieni.

Ponadto jest to projekt charytatywny. We wrześniu większa część szkół otrzyma to, po co biegam na kontynentach. Potrzeby szkół są wielkie, a skromność dyrekcji czasami mnie zadziwia. Jedna z dyrektorek poprosiła, by odmalować 2-3 sale w jej szkole. To są śmieszne pieniądze. Szkoła ta otrzyma tyle farby, by można było odmalować wszystkie sale w szkole oraz korytarze. Uczniowie innej bytomskiej podstawówki już od przyszłego tygodnia będą mieli codziennie lekcję wychowania fizycznego na miejskiej pływalni, a do tej pory mieli tylko zaadaptowaną na potrzeby lekcji aulę. Ale na opowiadanie o tym jeszcze przyjdzie czas….

Jak się czujesz przed kolejnym maratonem? Jakie masz nastawienie na ten start?

Szczerze to nie wiem czego się spodziewać. Od czterech dni jestem już w Japonii, ale nadal mam problem z aklimatyzacją, przede wszystkim jeśli chodzi o zmianę strefy czasowej. Do tego jest tu bardzo ciepło i wilgotno. Wyszedłem kilka razy pobiegać późnym wieczorem i nie należało to do przyjemności. Do tego dochodzi kilka innych aspektów, które nie pozwalają mi się skupić na samym maratonie. Jednak wierze, że będzie to bardziej udany start niż w Ameryce Południowej.

Czego mamy Ci zatem życzyć?

Teraz? Żebym mógł w nocy spać! A tak poważnie, to spokoju na starcie, żebym do 30 km dobiegł nie myśląc o czasie na mecie. Projekt trwa, przede mną najtrudniejsza jego część - maraton na Antarktydzie. To jest największe wyzwanie. We wrześniu czeka mnie jeszcze polowanie na kangury, czyli maraton w Australii.

Chciałbym też, żeby pomimo faktu, iż to projekt sportowo-charytatywny, ludzie dostrzegli w nim inne aspekty: zobaczyli, że nie warto się poddawać. Że jeśli naprawdę nam zależy, to jesteśmy w stanie wiele unieść, dać sobie drugą szanse, uczyć się cierpliwości. Jak ja teraz.

Podziwiamy! Powodzenia w Sapporo i do zobaczenia w Polsce.

Rozmawiała Katarzyna Marondel

Galeria