Nick Symmonds na wojnie z MKOL. Orężem... tatuaż

  • Biegająca Polska i Świat

Uważa się za prawdziwego rewolucjonistę walczącego z systemem narzuconym przez działaczy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych. Jeśli zwycięży, Igrzyska, jakie znamy przejdą do historii. Nick Symmonds, srebrny medalista mistrzostw świata w biegu na 800m z Moskwy już po raz kolejny prowokuje możnych światowego sportu. A wszystko kręci się wokół tatuażu na ramieniu amerykańskiego biegacza.

Symmonds postanowił ponownie wystawić na aukcję internetową miejsce na swoim prawym ramieniu, na którym umieści tymczasowy tatuaż reklamujący wybrana firmę, jej logotyp, czy adres strony internetowej. 

Aukcja potrwa do 5 maja. Na razie dziewięciocalowa powierzchnia reklamowa jest warta 6100 dolarów. To o 5000 dolarów mniej niż udało się uzyskać biegaczowi cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy zdecydował się na to kontrowersyjne działanie marketingowe.

Jak zapowiada Amerykanin zamierza wystartować z tatuażem wygranego podmiotu w ciągu najbliższych kilku miesięcy, w ok. sześciu imprezach. Chodzi m.in. bieg w Szanghaju, Pekinie, Portland i Seattle. Symmonds chce też wystąpić w kwalifikacjach olimpijskich i samych Igrzyskach. I tu pojawia się problem. Podczas tych zawodów tatuaż będzie musiał być zaklejony.

Ograniczenie to, narzucone przez działaczy bierze się z przepisów takich jak artykuł nr 40 Karty Olimpijskiej, którą każdy z rywalizujących sportowców musi podpisać. Wytyczne Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego kategorycznie zabraniają w trakcie trwania Igrzysk wykorzystywania wizerunku czy nazwiska sportowca dla celów reklamowych przez inne firmy niż oficjalni partnerzy i sponsorzy MKOL.

To ograniczenie od lat budzi sprzeciw sportowców. Tuż przed poprzednimi Igrzyskami w Londynie wielu z nich zorganizowało oficjalny protest. Przyłączyły się do niego takie gwiazdy jak np: poczwórna złota medalista olimpijska, specjalizująca się w biegu na 400m Sanya Richards-Ross, mistrzyni z Pekinu w biegu na 110m przez płotki Dawn Harper czy podwójny mistrz świata z Osaki Bernard Lagat. Twarzą protestu był jednak przede wszystkim Symmonds.

O tym, że potrafi on być w swoim sprzeciwie nad wyraz konsekwentny, nie bacząc nawet na jego skutki, przekonaliśmy się dobitnie rok temu. Wtedy to biegacz, jako jedyny ze 130 osobowej kadry amerykańskiej zaprotestował przeciwko przepisom – tym razem wprowadzonym przez rodzimy związek lekkoatletyczny (USA Track & Field). Amerykanin nie chciał zaakceptować narzuconych wymagań, by nie tylko podczas zawodów, rozgrzewki, ale również w przestrzeni publicznej musiał prezentować odzież marki Nike. Dla Symmonds, który rok wcześniej podpisał indywidualny kontrakt z firmą Brooks było to nie do przyjęcia. W ramach sprzeciwu zawodnik zrezygnował ze startu w Pekinie.

Biegacz był rozgoryczony działaniem związku. Powołując się na badania profesora Andrew Zimbalista ze Smith College, przekonywał, że lekkoatleci dostają jedynie 8% przychodów federacji, czyli od trzech do nawet pięciu razy mniej niż zawodnicy innych dyscyplin.

A trzeba pamiętać, że biegacze w Stanach Zjednoczonych nie należą do krezusów. Zarobki Usaina Bolt - sięgające 20 mln dolarów rocznie - są poza ich wyobrażeniem. Kilka lat temu CNN podawała informację, że połowa amerykańskich lekkoatletów, którzy w swojej konkurencji są w dziesiątce najlepszych w kraju, zarabia na sporcie najwyżej 15 tys. dol. rocznie.

Władze MKOL odpowiadając na zarzuty Symmondsa przekonują, że muszą chronić swoich sponsorów, którzy wykładają na Igrzyska olbrzymie pieniądze. W Londynie 53 firmy zapłaciło Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu ponad 2 mld dolarów. Tylko sponsorzy główni Adidas, Coca-Cola i McDonald’s musieli wyłożyć na stół po 150 mln dolarów. – Bez sponsorów nie ma igrzysk – przekonuje szef MKOl Jacques Rogge.

Na razie Symmonds jedynie protestuje przeciwko praktykom MKOL. Jeśli chodzi o przepisy USA Track & Field poszedł o krok dalej i wystąpił do miejscowego urzędu antymonopolowego ze skargą na działanie związku, które w sposób bezzasadny ograniczają jego działalność.

Jak to się wszystko skończy, czas pokarze. Symmonds ma jednak ambitne plany. Chce być współczesnym Stevem Prefontainem i tak jak jego nieżyjący już rodak zrobić sportową rewolucję. Prefontain przed laty stał się ikoną walki o dopuszczenie do startu na Igrzyskach Olimpijskich zawodowców. Jak zostanie zapamiętany Symmonds?

MGEL

fot. twitter