„Nie, to nie dla niej” vs. „start sezonu”. Ambasadorka zachwycona

  • Biegająca Polska i Świat

Gdy zaczynałam treningi z Biegowa Kuźnią, Tomek chciał żebym wyznaczyła sobie cel. Długo z tym zwlekałam - nieprzespane noce przy moim maluszku nie pomagały. Jednak miałam pewna niepisaną umowę z Konradem, fotografem z Silesia 2018: zrobi mi zdjęcie jak będę przekraczać metę na Stadionie Śląskim.

Wtedy też usłyszałam od znajomej, że to nie jest trasa dla mnie i na powrót potrzebuję czegoś łatwiejszego. Te słowa miałam gdzieś ciągle z tyłu głowy. Wybierałam spośród kilku półmaratonów - Silesia, może Kraków, myślałam o Toruniu. Jednak w myśl zasady „co, ja nie dam rady? No to patrz!” postawiłam na Silesię.

Regularne bieganie i przygotowania to nie wszystko. Byłam przerażona - wracam na trasę półmaratonu po ponad 3 latach. A półmaraton tak się składa nigdy nie był moją mocna strona. Również Tomek odczuł moja niepewność. Co chwilę mówiłam, że może jednak nie to, że nie dam rady, że jak ja mam to zrobić? Cierpliwie upewniał mnie w decyzji i wspierał.

Październik zbliżał się wielkimi krokami, aż wreszcie przyszedł piątek przedstartowy. Wieczorem pojechałam do biura zawodów zlokalizowanego na Stadionie Śląskim. Pakiet w pierwszej opłacie kosztował 60 zł a poza numerem zawierał pamiątkowa chustę wielofunkcyjna, izotonik oraz koszulkę (Silesia robi naprawdę piękne koszulki) a wszystko zapakowane w materiałowy worek.

W biurze zawodów można było sprawdzić nr startowy i udać się do odpowiedniego okienka po odbiór pakietu. Na miejscu można również było zapisać się na któryś z biegów - do wyboru był również maraton oraz ultramaraton 50 km.

W niedzielny poranek razem z Mateuszem kolegą z Kuźni pojechaliśmy na start biegu. W biegach „u siebie” fajne jest to, że wszędzie są znajomi. Przed startem dostałam masę wiadomości od przyjaciół, którzy cały czas mnie wspierali. Od wejścia na stadion spotkałam całą masę znajomych. Na start udałam się z Adamem, miła rozmowa, wzajemne wsparcie obniżyły mój stres.

Tomek dał mi pewien pomysł na bieg, a ja tym razem zamierzałam się go grzecznie trzymać.

Zanim się obejrzałam usłyszałam odliczanie i kilka tysięcy biegaczy wyruszyło na trasę.

Na początku było ciasno i bardzo szybko zgubiłam Adama, jednak trzymałam się ustalonego planu i biegłam powoli.

Tomek idealnie ocenił moje siły, chociaż chciało się biec szybciej to starałam się trzymać strategii. Bieg podzieliłam na cztery pięciokilometrowe odcinki. Nawet nie wiem kiedy minął pierwszy fragment...

Co jest rewelacyjne w takich miejskich biegach? Kibice! Zawsze znalazł się ktoś kto klaskał, krzyczał, dopingował. Koło 9. kilometra trasa półmaratonu łączyła się z trasą maratonu i ultra. Świetnie to wyglądało, na dodatek zaraz była strefa kibica i punkt odżywczy.

10 km było za mną. Biegło mi się naprawdę dobrze, ale powoli zaczynałam odczuwać wybiegania które ostatnimi czasy zaniedbałam. I tak na trasie pojawiły się znajome twarze. Widzę znajoma koszulkę „Szaber” szybki żółwik i lecimy dalej. Za chwilę na horyzoncie pojawił się Michał, również szybka fotka, doping i lecimy.

Niestety od 15. kilometra zaczęły mnie łapać skurcze, zaczęły boleć mięśnie. Mimo wszystko biegłam. Tutaj też pojawił się rewelacyjny punkt kibiców którzy na bębnach wybijali rytm.

Przed wbiegnięciem do Parku Śląskiego przybijam piątkę z moją wychowawczynią z liceum - świetna biegaczka!

Na 18. kilometrze zaczęłam przechodzić do marszu, bolały mnie nogi. Nie pomagał fakt, że zegarek wskazywał inny dystans niż flagi. Trochę licytując się sama z sobą, biegłam. Otuchy dodało mi pojawienie się Pawła na trasie który biegł maraton, miał w sobie tyle zapału i energii, że obdarowały by połowę startujących.

Ostatnie kilkaset metrów to był bieg sercem - jeśli nie własnym to sercem kibiców. Mimo, że do Stadionu droga wiodła pod górkę, nie odczuwałam tego. Wśród kibiców dostrzegłam Dominikę i Filipa z córką - to był zastrzyk energii który niósł mnie do mety. Pozostało tylko wbiec na stadion i do mety.

Z daleka widziałam Konrada, który czekał zgodnie z umową żeby zrobić mi zdjęcie na mecie. Udało się pokonałam swój lęk i swoją słabość. Udało się ustanowić nową życiówkę na trasie półmaratonu – przyspieszyć o ponad 8 minut!

Na szyi zawisł przepiękny medal, ciężki jak wysiłek jaki włożyłam aby się tam znaleźć. Pojawiły się łzy szczęścia...

Myślę, że mało jest biegów które są tak dobrze zorganizowane. Świetnie oznaczona i zabezpieczona trasa . Doskonale zorganizowane punkty odżywcze - wolontariusze pełni energii. Silesia jako kolejny organizator zrezygnowała z plastikowych kubków zastępując je papierowymi.

I ta meta na Stadionie Śląskim - myślę, że mieści się w moim TOP 3, zaraz obok genialnej mety na Festiwalu Biegowym w Krynicy oraz mety królewskiego półmaratonu w Tauron Arenie Kraków.

Kolejny razem widzę efekt moich treningów i kolejny raz utwierdzam się w fakcie, że wybrałam najlepszego człowieka który prowadzi mnie do sukcesów. Tomku dziękuję!

To był start mojego sezonu!

Coś się kończy więc coś zacząć się musi, trzeba ustalić nowe cele. Tym razem zrobię to śmielej, sięgnę po więcej, odczarowałam ten dystans i zmierzę się z nim po raz kolejny.

Coś obiło mi się o uszy o Koronie Półmaratonów Śląskich - chętnie ją założę!

Sandra Pawlik-Niedziela, Ambasadorka Festiwalu Biegów