Jim Wamsley to teraz najgorętsze nazwisko amerykańskich ultramaratonów.
My pisaliśmy o nim w czerwcu, gdy przechodził ciężkie chwile na trasie Western States 100. W biegu, w którym Krystian Ogły nabiegał najlepszy w historii polski wynik, Wamsley objął prowadzenie tuż za linią startu i pędził do mety w tempie godnym rekordu trasy.
Szanse na zwycięstwo i rekord przekreślił wtedy silny prąd rzeki i walka o utrzymanie się na powierzchni wody. Wyciągnięty z rzeki przez pomocników, próbował jeszcze kontynuować bieg, ale mniej niż 20 km przed metą zupełnie osłabł. Zamiast się jednak poddać, dociągnął do końca wolnym marszem i zajął 20 miejsce.
Sytuacja była wyjątkowa. Nie zdarzyła się wcześniej ani na Western States, ani w karierze Wamsleya. Dla niego rok kończy się 9 zwycięstwami w 10 startach i sześcioma rekordami tras. Dwa z tych rekordów spowodowały ogromny wzrost jego popularności.
W październiku wygrał Grand Canion Run z czasem 5:55:20. Był o 26 minut szybszy niż Rob Krar w 2013 r. Według amerykańskich mediów, to osiągnięcie porównywalne z rekordem świata w maratonie!
Jeszcze dobrze nie opadły emocje po tamtym wydarzeniu, a w miniony weekend Wamsley znowu zaskoczył. Na trasę JKF 50 Mile wyruszył mocnym tempem.
Awesome #running performance by my @HOKAONEONE teammate @walmsley172. Way to run! #TimeToFly !! https://t.co/XwlpthgCeU pic.twitter.com/TL1iioT1Bn
— Dave Scott (@DaveScott6x) 22 listopada 2016
JKF 50 Mile to ultramaraton stworzony w 1963 r. w ramach programu prezydenta Johna F. Kennediego, którego celem było zachęcenie Amerykanów do aktywności fizycznej. Mogli się sprawdzać na różnych dystansach, ale najpopularniejszym biegiem i jedynym, który był regularnie powtarzany od tamtego czasu, stał się właśnie ultramaraton JKF.
Od ponad 50 lat biorą w nim udział wojskowi i zwykli Amerykanie. Na liście startowej zdarzają się cudzoziemcy, jednak bieg pozostaje na wskroś amerykański. Zwycięzca z 1964r., trasę pokonał w 12 godzin i 33 minuty.
Od 2012 r. aż do minionego weekendu, rekord trasy JKF 50 Mile należał do Maxa Kinga. Jim Walmsley napisał nowy rozdział imprezy. Nie dość, że wygrał trzeci raz z rzędu (prowadząc niemal od startu), to jeszcze przybiegł na metę z czasem 5:21:28 - o 13 minut i 31 sekund lepszym od czasu Kinga.
Na tym nie zakończył jeszcze sezonu. Po krótkim odpoczynku, za tydzień wybiera się na mistrzostwa w biegu 50-milowym (The North Face 50 Mile Championships). Po medal.
IB