Z Janem Adamczykiem, gorlickim biegającym informatykiem, który przebiegł 150 km w ramach ŁUT rozmawia Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegowego.
Od kiedy zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?
Jan Adamczyk: - Przygodę z bieganiem rozpocząłem dość późno, bo dopiero po pięćdziesiątce. Dokładnie biegać zacząłem w 2009 roku, mając 52 lata. Biegali wtedy już trochę moja córka i zięć. Pewnego dnia w markecie zobaczyłem buty sportowe za 17 złotych, kupiłem je i postanowiłem spróbować pobiec.
Pamiętasz swój pierwszy bieg?
Pierwszy bieg był na… kilometr. Przyniósł mi nowe doznania w kwestii oddychania, a organy wewnętrzne poruszały się każdy w inną stronę. Z każdym następnym biegiem było coraz lepiej i przyjemniej, a pokonywany dystans był coraz dłuższy. Rok później zadebiutowałem w Biegu Naftowym na 5 kilometrów. W 2012 roku pobiegłem pierwszy maraton w Krakowie, potem w Gorlicach i Warszawie I tak to się zaczęło.
Twoje ulubione dystanse to?
Wszystkie dystanse od 10 kilometrów w górę, poprzez maratony, aż do ultramaratonów. Preferuję biegi w terenie, co sprawia najwięcej zadowolenia i wrażeń. W ramach treningu poznaję nowe, piękne miejsca w Beskidzie Niskim. Od kiedy ukończyłem 60 lat, od czasu do czasu zdarza mi się stanąć „na pudle” w kategorii wiekowej, np. na Ultraroztoczu 60 km, Ultrajanosiku 80 km czy Biegu o Puchar Kasztelu na 10 km.
Jak długo przygotowywałeś się do ultramaratonu?
Ultramaratonu nie da się pobiec z marszu. Wymaga on długiego przygotowania i masę treningów. Pierwszy ultramaraton pobiegłem w 2014 roku na dystansie 66 km, w ramach Biegu 7 Dolin w Krynicy. W następnych latach były dalsze starty na coraz dłuższych dystansach. Na wiosnę 2018 roku pokonałem 115 km w Ultramaratonie Podkarpackim w Rzeszowie, a na jesieni wystartowałem w ŁUT na pełnym dystansie 150 km. Nie ukończyłem jednak zawodów, dotarłem do setnego kilometra. Zawiodła głównie psychika. Do tegorocznego ŁUT podszedłem z silnym postanowieniem ukończenia biegu.
Misja się powiodła...
Postanowiłem narzucić sobie kolejne zadania, czyli dotrzeć do następnego punktu żywieniowego, które były w odległości 15-20 km. Na punktach ratowały mnie gorące zupy, dodające energii. W drugiej części trasy, gdy zbliżała się druga noc biegu, na kolejnych trzech punktach uciąłem sobie drzemkę - w sumie uzbierało się tego dwie godziny - co dało wspaniałą regenerację.
Druga noc przyniosła atrakcje w postaci różnych zwidów w lesie albo zasypiania w marszu na odcinkach asfaltowych. Gdy dotarłem do 120. kilometra wiedziałem już, że nic mnie nie zatrzyma. Około 6 km przed metą na Wahalowskim Wierchu czekała mnie prawdziwa nagroda - piękny wschód słońca nad górami. Potem kilka kilometrów zbiegu i upragniona meta. Mój czas 32:13:57 s.
Twoje najbliższe starty to?
Wkrótce planuje pobiec w Gorlickim Biegu Górskim na dystansie 21 kilometrów.
Jak często trenujesz i gdzie pracujesz?
Trenuję dwa, trzy razy w tygodniu. Miesięcznie przebiegam około 150-200 km. Na co dzień jest informatykiem w starostwie powiatowym w Gorlicach. Do pracy jeżdżę na rowerze, a w zimie morsuje. W rodzinie biega jeszcze jedna z córek, syn i trzech zięciów. Tak, że czasem biegamy razem i trochę rywalizujemy.
Rozmawiał Marek Podraza, Ambasador Festiwalu Biegów