Kanadyjczycy Joan Roch i Vincent Robert każdego dnia biegną do pracy 10 km. Także zimą, tyle że wtedy asfalt zamieniają na skutą lodem rzekę Świętego Wawrzyńca w Montrealu. Uwaga! Nie próbujcie tego w Polsce.
Taką zmianę wymusza na nich zima. Wtedy most Jacquesa Cartiera, którym zwykle biegną, zostaje zamknięty dla pieszych. Roch biega do pracy od 2012 roku, Robert dołączył do niego dwa lata późnej. Wspólnie pokonują 10 km w każdą stronę. W 2015 roku pierwszy raz musieli zmierzyć się zamknięciem mostu dla pieszych.
Robert wpadł na pomysł, by spróbować biegać po zamarzniętej rzece. – Następnego dnia mieliśmy stres, ale spróbowaliśmy. Bezpiecznie dostaliśmy się na drugi brzeg. Ta droga właściwie bardziej mi odpowiada niż most i drogi. Na dodatek widok jest niesamowity. Wolę biegać po lodzie niż przy pięciopasmowej ulicy. To nigdy nie jest przyjemne – twierdzi Roch.
Obaj biegacze nie tylko na nogach dostają się do pracy, ale też startują w zawodach. Robert w 2012 roku ukończył pierwszy maraton w 4 godziny i 59 minut. Od tej pory na tyle się poprawił, że jego rekord życiowy na królewskim dystansie to 2:57.
Roch biega dłużej, bo od 2005 roku i jest fanem ultramaratonów. Ukończył m. in. Ultra–Trail du Mont Blanc i stał na podium w 2014 roku podczas Vermont 100 mile Endurance Race. – Tygodniowy biegam od 70 do 200 km. To po prostu zależy od prozy życia. Większość mojego treningu to dojazd do pracy i z powrotem – przyznaje Roch.
Jak przyznają nie mają zbyt wielu naśladowców w Montrealu. – Kilka razy widzieliśmy innych biegaczy, ale regularnie tylko my biegamy po rzece. Ludzie się boją trudnych warunków. Śnieg, lód, strome brzegi, wiatr, marznąca woda – wylicza Roch.
AK