Ogólnopolska lekcja biegowa o Żołnierzach Wyklętych. W stolicy nieprzebrane tłumy! [ZDJĘCIA]

  • Biegająca Polska i Świat

W Parku Skaryszewskim w Warszawie biegacze po raz trzeci podążyli Wilczym Tropem. Rywalizowano na dwóch głównych dystansach – 5 i 10 km, ale rozegrano też symboliczny bieg na 1963m, a swoją grę rodzinną miały też dzieci. Zmaganiom towarzyszyły pokazy grup rekonstrukcyjnych.

Chwała bohaterom

Impreza ubogaciła stołeczne obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych. Biegi miały przypominać o bohaterach walczących z komunistyczną władzą po drugiej wojnie światowej. Uczestnicy przywdziali czarne koszulki z podobiznami „Inki” (Danuta Siedzikówna), „Młota” (Władysław Łukasiuk), „Lalka” (Józef Franczak) czy „Łupaszki” (Zygmunt Szendzielarz), które to postaci są legendami Żołnierzy Wyklętych.

Ze względu na dużą liczbę uczestników, biegi na 5 i 10 km podzielone zostały na dwie tury. Dodatkowo o 11:40 wystartował symboliczny bieg na odcinku 1963m. Dystans ten nawiązywał do roku w którym zginął ostatni Żołnierz Wyklęty – Józef Franczak. W przerwach między biegami odbywały się rekonstrukcje. Czasami pokazy trwały w trakcie zawodów, więc odgłosy strzałów i wybuchów towarzyszyły biegaczom także na skaryszewskich pętlach.

Historyczna życiówka

Zmagania rozpoczęły się od biegów na 5 km. Pierwszą serię zwyciężył Paweł Czeczko (16:28). W drugiej na starcie stanęli Mateusz Baran, Radosław Helon czy Przemysław Osełka. Szansa na pobicie wyniku z pierwszej tury była więc bardzo dużo.

Bieg był emocjonujący. Nie było tu prowadzenia od początku do końca tylko, a sytuacja na trasie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Raz na prowadzeniu był Baran, po czym pałeczkę lidera przejmowali Helon lub Osełka. Na ostatniej prostej prowadził zawodnik grupy Warszawiaky, jednak skuteczny kontratak przeprowadził Osełka i to on wbiegł pierwszy na metę z czasem 16:08, ustalając swój nowy rekord życiowy.

– Biegło mi się dobrze. Muszę się przyznać, że większość trasy chowałem się za kolegami. Mocny trening robi swoje i przed biegiem nie czułem się w najwyższej dyspozycji. Dodatkowo miałem problemy z kostką. Nie byłem więc siebie pewny i chciałem poczekać na finisz. Zacząłem mocną końcówkę kilometr przed metą, jednak zobaczyłem, że nie utrzymam tego tempa. Poczekałem na Mateusza i zaatakowałem znów na 200 metrów przed kreską – relacjonował na mecie Przemysław Osełka. – Ten start miał dla mnie dwa znaczenia. Nie ukrywam, że miało być to dla mnie dobre przetarcie, aczkolwiek jestem też patriotą i lubię uczestniczyć w takich biegach – dodał.

Drugie miejsce zajął Mateusz Baran (16:10), a trzecie Radosław Helon (16:24).

Wśród kobiet w biegu na 5 km najlepsza okazała się Justyna Kostrzewska (20:31). Druga była Ewelina Płatos (20:47), trzecia zaś Emilia Brzozowska (21:51).


Oskier... the lonely runner

Najwięcej emocji przyniósł bieg na 10 km i korespondencyjny pojedynek Łukasza Oskierki i Pawła Raczyńskiego. Wszystko zapowiadało, że obaj wystartują w jednej serii, gdyż stali już obok siebie na linii startowej i wymieniali ostatnie spostrzeżenia. Jednak na minutę przed początkiem biegu zauważono, że Raczyński ma inny kolor numeru startowego i start zaplanowany półtorej godziny później.

W efekcie Oskierko - ubiegłoroczny debiutant w maratonie z czasem 2:26, nie miał przeciwnika, z którym mógłby nawiązać równorzędną walkę. Od początku utrzymywał bezpieczną, wysoką przewagę nad Pawłem Woźnickim, a nawet ją powiększał. Ostatecznie po czterech okrążeniach, najlepszy Polak ubiegłorocznego Maratonu Warszawskiego finiszował z czasem 31:26.

– Szkoda, że nie biegliśmy razem z Pawłem Raczyńskim. To musiała być jakaś pomyłka. Gdybyśmy wiedzieli że tak będzie, to byśmy zainterweniowali przed biegiem i poprosili o dopisanie go do pierwszej serii – żałował na mecie biegacz, a od niedawna trener i bloger. – Miałem problem z dublowaniem rywali. Był jakiś mały błąd po stronie organizacji, bo ktoś powiedział, żeby zostawiać prawą stronę wolną. To jest zupełnie nielogiczne, bo najkrótszy tor biegu jest lewą stroną. Ja oczywiście trzymałem się lewej strony, żeby biec jak najkrócej. Ludzie mieli pretensje do rowerzysty, że krzyczy lewa, a nie prawa – opisywał

Oskierko podkreślał, że był to ważny start, także ze względów sportowych. – Zależało mi na biegu na 10 km. Tydzień temu ustanowiłem rekord życiowy w Gdyni w mocnym starcie (30:49 – red.). Miałem nadzieje, że dobrzy biegacze przyjadą też do Warszawy. Ta trasa sprzyja wynikom, jest płaska i można tu szybko biegać. Niestety tak się nie stało i na starcie musiałem zmienić swoją taktykę. Postanowiłem pobiec mocny trening tempowy pod półmaraton – podsumował Łukasz Oskierko. Przyznał, że przyznał, że było to też jego pierwsze zwycięstwo w biegu ulicznym w karierze.

Jak pech to pech

Paweł Raczyński stanął przed trudnym zadaniem. Za sobą miał już dwie rozgrzewki i zdążył wybić się z rytmu. Znał co prawda znał czasy konkurencji, ale nie mógł kontrolować tempa. Także dlatego, że wyczerpał baterie w zegarku.

Zawodnik SKB Kraśnik dawał jednak z siebie wszystko. Trzymał się jak najbliżej pilota na rowerze. Na pierwszych okrążeniach to jeszcze dawało efekt, później było już gorzej. Panowie prowadzący bieg znów zaczęli krzyczeć „prawa wolna”, a lider trzymał się lewej strony, dublując w gąszczu innych uczestników imprezy. Ostatecznie bieg ukończył z czasem 32:18, zajmując drugie miejsce w klasyfikacji generalnej 10-kilometrowego dystansu. Trzecie miejsce przypadło Pawowi Woźnickiemu (34:20).

O pierwszych trzech miejscach wśród kobiet na 10 km zdecydował już pierwsza seria. Zwyciężyła Diana Dawidziuk (39:52). Druga była Emilia Zielińska (40:29), która długo utrzymywała się na pierwszym miejscu. Trzecia lokata przypadła Danucie Gomolińskiej (41:32).

Pełne wyniki imprezy znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.

Biegacze pod wrażeniem

Niezależnie od zajętego miejsca, uczestnicy imprezy byli pod wrażeniem imprezy i panującej tu atmosfery.

– Biegło się bardzo dobrze. Trasa była bardzo fajna. Sama atmosfera zawodów była wyjątkowa. Pogoda również dopisała. Ten bieg, to atrakcyjny sposób upamiętnienia pamięci o ludziach, którzy kiedyś walczyli o naszą wolność. Nie można powiedzieć co było ważniejsze - bieg czy pamięć. Dodatkowo udało nam się wbiec na metę z takim starszym panem, który miał grubo ponad 70 lat, a też przyszedł uczcić historię. Historię, której pewnie był świadkiem, a może i uczestnikiem jako dziecko – opowiadała nam na mecie Katarzyna Kondraciuk.

W Warszawskim biegu Tropem Wilczym wystartowało ponad 2500 osób. W całym kraju rozegrano ponad 80 wydarzeń akcji zainicjowanej przez Fundację Wolność i Demokracja, które zgromadziły tysiące kolejnych biegaczy. Wyniki, relacje i zdjęcia znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.

RZ