Orlen Maraton - takiej imprezy jeszcze stolica nie widziała! - relacja Jana Nartowskiego ambasadora Festiwalu Biegowego

  • Biegająca Polska i Świat

Takiej imprezy stolica i cała Polska jeszcze nie widziała. Po marcowym Półmaratonie Warszawskim poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko. Wokół Stadionu Narodowego na błoniach powstało wielkie miasteczko biegaczy, z szatniami, przebieralniami , prysznicami punktami wydawania napojów i bananów, Nie zapomniano o części artystycznej - jest nagłośnienie, ekrany i scena.

 

Wszystko zaczęło się dla nas poprzedniego dnia, czyli w sobotę 20 kwietnia, kiedy wybraliśmy się z Andrzejem i Tadkiem po odbiór pakietów startowych, później dojechał do nas Janusz z Ciechocinka. Biuro zawodów urządzone w wielkich namiotach, oddzielnie dla poszczególnych biegów 3,33km , 10km , 42,195km, jest masę stanowisk, wszędzie uwijają się wolontariusze, nie ma mowy o kolejkach i tłoku. Sprawnie załatwiamy swoje sprawy, najpierw odbył się bieg na 3,33 km, później maraton. Pakiet startowy dosyć bogaty, są koszulki z logiem sponsora, jakieś batoniki, napoje, ulotki, czapeczka firmowa, płaszcz przeciwdeszczowy, mały worek na podręczne rzeczy i trochę innych drobiazgów. Obok biura zawodów zlokalizowano targi sprzętu sportowego wyjątkowo rozległe, jest też stoisko Festiwalu Biegowego. Rozmachem i wielkością porównał bym imprezę do maratonu w Berlinie, chociaż tam startuje znacznie więcej zawodników.

O 18:00 startuje bieg na 3,33km ?Biegam bo lubię, pomagam? o charakterze charytatywnym, olbrzymi tłum, biegaczy 11tys. Ponieważ organizatorzy nie udostępnili szatni na ten bieg, część zawodników biegnie z plecakami, tempo oczywiście bardzo wolne , w tym biegu chodzi o pomoc nie o wynik, wszędzie dużo znajomych atmosfera rodzinna i piknikowa.

Finisz na płycie Stadionu Narodowego robi duże wrażenie, do tego światła, muzyka, agresywna konferansjerka i konfetti. Jednym słowem świetna zabawa.

O 19:00 pasta party, można najeść się do syta, są też napoje, banany, pomarańcze, w tej miłej atmosferze zeszło nam prawie do godziny 21:00.

Jedziemy do domu przygotować się do maratonu.

W niedzielę pobudka o 6:00 lekkie śniadanie i jedziemy na start. Z rana temperatura 2st.C, ale już wzeszło słońce, wiec zapowiada się ciepły dzień. Na szczęście do Stadionu Narodowego można dojechać bez problemu komunikacją publiczną, w tramwaju większość ludzi ma na nogach buty biegowe, to  nieomylny znak, że wszyscy jadą na zawody.

Sprawnie wchodzimy do miasteczka biegaczy, wszędzie służby porządkowe pilnują bezpieczeństwa. Strefa szatni bardzo rozbudowana, wszystko odbywa się spokojnie i bez tłoku, są szatnie kontenerowe i prysznice, masę toalet ToiToi, miękkie krzesełka i największe zaskoczenie: leżaki plażowe, jakby specjalnie na tą piękną pogodę. Są również napoje energetyczne i banany.

Zdajemy rzeczy do szatni i udajemy się na poszukiwanie znajomych, nieprawdopodobne ilu ludzi z całej Polski człowiek poznał dzięki udziałowi w zawodach .

Pół godziny przed startem idziemy pomału do strefy startowej rozgrzewając się po drodze, słońce grzeje coraz bardziej, mamy obawy czy damy radę zrobić dobry wynik.

Przed startem okolicznościowe przemówienie wygłosił prezes głównego organizatora biegu PKN Orlen, minutą ciszy uczczono pamięć ofiar zamachu na maratonie w Bostonie. Przez chwilę było cicho jak makiem zasiał, słychać tylko przejeżdżający po wiadukcie nad głowami pociąg, naprawdę przejmująca chwila.

Punktualnie o 9:30 strzał startera i rusza Maraton około 6 tys. biegaczy. 10 min później przewidziany jest start biegu na 10 km. Biegniemy wzdłuż Wisły, później Mostem Świętokrzyskim na stroną warszawską i Wisłostradą do podbiegu na ul. Wenedów i Konwiktorską do Bonifraterskiej. Jak zwykle na początku biegu daję się ponieść emocjom i biegnę trochę za szybko tempo 4:50 -5:00. Pierwszy podbieg dosyć ciężki, uważam, żeby się za bardzo nie wypalić , to przecież dopiero 5 km. Dalej skręcamy na południe w stronę Starego Miasta i Ursynowa. Trasa biegów na 10 km i maratonu jest tak ustawiana, że na Krakowskim Przedmieściu biegniemy równolegle, tylko w przeciwnych kierunkach robi to duże wrażenie i podoba się kibicom. Na 7 km ostry zbieg  Tamką na Wisłostradę , cały czas biegniemy na południe, słońce świeci prosto w twarz i zaczyna mocno dogrzewać, jest około 15 st. C, ale temperatura odczuwalna znacznie wyższa. Na otwartym terenie czuć także lodowate podmuchy wiatru, który wieje z przodu utrudniając bieg, ale też miło chłodzi.

Po drodze punkty pojenia i żywnościowe rozstawione bardzo gęsto, chyba co 2 km - jest woda , izotonik, banany, pomarańcze i czekolada , wszystko odbywa się bardzo sprawnie i nie utrudnia biegu. Ja jak zwykle nic nie piję na początku, od 10 km trochę się chłodzę wodą, a na 15 km zjadam pudrowanego dropsa . Od 15 km zaczynam trochę pić, ale bardzo mało, nie więcej niż dwa łyki wody na raz, jest w sumie dość chłodno i nie jestem specjalnie spocony. Utrzymuję równe tempo około 5:05. Na Wilanowskiej, Przyczółkowej i Powsińskiej wiatr w twarz daje się mocno we znaki, zaczyna też prażyć słońce. Na trasie, gdzie mijamy stacje Orlen na estradach grają zespoły - to  główny sponsor egzekwuje swoje prawa. W sumie dobrze wybrano kierunek biegu, trudniejsza jego część pod wiatr i pod słońce w pierwszej połowie, kiedy wszyscy jeszcze są mniej zmęczeni, później mamy wiatr i słońce w plecy.

Przed samym Ursynowem mijamy połówkę biegu, mój czas 1:50, ul. Podgrzybków i Rzekotki, podbiegamy na Ursynów. Podbieg również ciężki ale na szczęście niezbyt długi. Zmieniamy kierunek biegu i wracamy na północ w stronę stadionu ul. Komisji Edukacji Narodowej, Puławską, Al. Ujazdowskimi i powrót na stronę praską Mostem Poniatowskiego. Na Ursynowie pojawia się w końcu trochę dopingujących kibiców. Od 30 km trochę słabnę, tempo biegu spada do 5:20 i 5:25 na ostatnich 7 km, zjadam jeszcze 2 czekoladki, ale uważam na dietę, żeby nie drażnić  żołądka, piję również bardzo mało 2, 3 łyki na raz. Ostatnie 2 km trochę przyspieszam, znów pojawia się więcej kibiców, a na dobiegu do stadionu stoi już gęsty szpaler kibiców, którzy energicznie dopingują biegnących i zachęcają ich do większego wysiłku. Jeszcze ostatnia prosta, finisz prawie sprintem, ręce w górę i jest meta, czas 3:50:01 - mój najlepszy wynik od dwóch lat i miejsce open 1543/3951. Przede mną przybiegł Andrzej, który poprawił swoją życiówkę, ja z kolei wyprzedziłem Janusza.

Po biegu chwilę polegujemy na trawie w popołudniowym słońcu, jestem ogólnie dość zmęczony mocnym tempem biegu, ale z nogami wszystko O.K. Idziemy się przebrać i powymieniać uwagi ze znajomymi. Generalnie impreza robi wrażenie rozmachem, organizacją , przygotowaniem medialnym i perfekcją na każdym kroku.

Trasa bardzo dobra, w zasadzie prosta , biegnąca na południe i z powrotem  na północ, bez wielu ostrych zakrętów generujących tłok i zamieszanie, ale za razem pozbawiona długich prostych, które tak dołują biegaczy. Poprowadzona w większości  przez centrum miasta, co daje szansę kibicom na oglądanie biegu i mało nużąca dla zawodników. Równoległy bieg zawodników w przeciwnych kierunkach  na 10 km i maratonu, to świetny i widowiskowy pomysł, bo nic tak nie zniechęca maratończyków jak wyprzedzający ich z dużą przewagą i w miarę świeży biegacze na szybszych dystansach.

Z dwoma maratonami i pólmaratonem Warszawa ma szansę stać się biegowym centrum Europy. A udział łącznie 27 tys. zawodników w całej imprezie, też robi wrażenie.

Wielkie gratulacje dla organizatorów, sponsorów i wszystkich biorących udział w biegach.

Jan Nartowski