ORLEN Warsaw Marathon Ambasadora. "Szkoda, że moc przyszła tak późno"

W niedzielę 24 kwietnia pobiegłem w ORLEN Warsaw Marathonie, czyli głównym daniu Narodowe Świta Biegania. Coś z tym świętem było nie tak, bo następnego dnia w telewizji jeden z frontmanów świata polityki skrytykował blokowanie stolicy przez biegaczy. Ale do rzeczy – pisze Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów.

Za dużo „maratonów” w stolicy? „Potrzeba cierpliwości”

Pogoda zapowiadała się rewelacyjnie - kilka stopni ciepła umiarkowane zachmurzenie i dość chłodny wiatr. Słowem dobre warunki do biegania.

Pakiet startowy odebrałem w sobotę po parkrunowej „piątce” w Parku Skaryszewskim, gdzie zrobiłem przyzwoite 21:46. Pakiety startowe dość skromne - za wszystko trzeba tym razem dopłacać. Targi sportowe przyzwoite, ale bez wyprzedaży - na okazje nie ma co liczyć. Zaplecze biegu, strefa startu i mety w okolicach Stadionu Narodowego.

Start wyznaczono na 8:45, równolegle dla maratonu i Biegu OSHEE 10 km, z tym że w przeciwnych kierunkach. Trasa „dychy” w całości prowadzi po ulicach Pragi. W sumie jest nas około 20 tys. biegaczy - maratończyków około 8 tys. Stoimy w swoich strefach czasowych.

Ruszamy zgodnie z planem minutowym imprezy. Przesuwamy się dość sprawnie do przodu i po 3 minutach przekraczamy linię startu.

Przebiegamy przez most Świętokrzyski i skręcamy w prawo na Wybrzeże Szczecińskie. Przed nami podbieg na ul. Konwiktorskiej. Na górze skręcamy w lewo na Bonifraterską, Miodową i Krakowskie Przedmieście. Starówka. Tu jest trochę dopingujących kibiców.

Po około 5 km jestem już dobrze rozgrzany. Zdejmuję kurtkę wiatrową. Biegnę w dobrym tempie około 5:10 min./km. Alejami Ujazdowskimi i Szucha dobiegamy do Puławskiej. Strefy bufetów rozlokowane co 2,5 km, dobrze zorganizowane i zaopatrzone.

Na 10. kilometrze doganiam Beatę. Trochę rozmawiamy podkręcając tempo do 4:50 min.km. Al. KEN, Gandhi i Rosoła - przebiegamy Ursynów. Znów dopingujący kibice, ale umiarkowanie - Warszawa to nie Berlin ani Paryż.

Na 22. kilometrze zbiegamy ze skarpy wiślanej na ul. Przyczółkową. Przed nami prawie prosta na 10 km. Niestety na 26. kilometrze muszę skręcić do toalet. Beata biegnie dalej, ma dziś świetną dyspozycję - w tym tempie nie mam szans na dogonienie jej.

Zaczynają się moje problemy żołądkowe - trzy razy muszę przystawać, dodatkowo nie mogę już trzymać poprzedniego tempa. Wyprzedzają mnie osoby biegnące na czas 3h45' - 4h. Niestety z żołądkiem nie ma żartów - nie sposób biec. Dopinguję wyprzedzających mnie znajomych.

Wbiegamy na Czerniakowską i Solec. Meta już blisko - to mnie mobilizuje. Na 40. kilometrze znów skręcamy na most Świętokrzyski - cisnę z całej siły ale mogę wydusić jedynie tempo 5:30 min.km. Ale... teraz ja wyprzedzam strudzonych biegaczy - szkoda, że moc przyszła tak późno.

Wpadamy z Wybrzeża Szczecińskiego na błonia Stadionu Narodowego. Kilometrowy finisz i jest meta. Naprawdę dużo kibiców i głośny doping.

Kończę z czasem 4:00:53 i na miejscu 4136/6585. Trochę poniżej oczekiwań, ale znacznie lepiej niż 3 tygodnie temu.

Odbieramy medale i napoje i schodzimy do szatni. Czas na oceny.

W sumie udana impreza - świetna organizacja, prosta, czytelna trasa i do tego dobra biegowa pogoda. A w kuluarach plotki, że w przyszłym roku może nie być ORLEN Warsaw Marathonu, bo klimat nie sprzyja. Zobaczymy...

Jan Nartowski, Ambasador Festiwalu Biegów

Fot : fotomataton.pl