– Bieg uważam za bardzo udany. Spodoba się zarówno profesjonalistom ze względu na wiele szybkich odcinków, jak i początkującym biegaczom górskim. Pobiegliśmy najprawdopodobniej najciekawszym rejonem Beskidu Niskiego – piękną doliną Regietówki, przez słynną Rotundę i ostre Kozie Żebro – relacjonuje Magdalena Wilk, ambasador Tauron Festiwalu Biegowego.
Kto jeszcze nie miał odwagi zmierzyć się z organizowanym w piątek i sobotę Piekłem Czantorii (tu RELACJA), może zawsze spróbować sił w Beskidzie Niskim. 23-kilometrowy, z 1000 m przewyższeń, Górski Bieg Gorlicki, który z Gorlicami ma tyle wspólnego, że odbywa się w powiecie gorlickim, rozpoczęliśmy w Wysowej Zdroju. Pierwsze 2 kilometry w dół po asfalcie można było potraktować jako porządną rozgrzewkę.
Profil trasy wydrukowany na numerze startowym straszył pierwszym solidnym podejściem, ale obawy okazały się niepotrzebne. Wzniesienie minęło prawie niezauważalnie. Trasa niebieskim szlakiem pomiędzy Wysotą a Jaworzynką szybko okazała się długim, wygodnym 3-kilometrowym zbiegiem, w większości czarnym szlakiem doliną rzeki Ropy, ku Przełęczy Wysowskiej.
Z Przełęczy skręciliśmy na 5-kilometrowy graniczny czerwony szlak przez Pawlikówkę (735 m n. p. m.) na Obicz (788 m n.p.m.), by zbiec do Przełęczy Regetowskiej. Potem czekał nas 2-kilomentrowy bieg szutrem doliną Regietowa Wyżnego prosto do punktu regeneracyjnego na 15. kilometrze. Tam, oprócz ciepłego słowa i dopieszczających nas wolontariuszy, czekała herbata, woda, cola, banany, rodzynki i duży wybór słodkości.
Świetna frekwencja 5. Gorlickiego Biegu Górskiego (PRZECZYTAJ)
Następnie postanowiono wyprowadzić nas w pole na pierwsze porządne podejście na Rotundę (771 m n.p.m.). To bardzo charakterystyczny punkt, z umiejscowionym na szczycie austriackim cmentarzem wojskowym z 1915 r. Z daleka widać odbudowane w latach 2008 – 2016 w łemkowskim stylu wieże-krzyże. Z Rotundy Główny Szlak Beskidzki doprowadził nas ostro w dół do asfaltu pod Regietowem, byśmy po niecałym kilometrze rozpoczęli wspinaczkę na creme de la creme całej imprezy – bardzo strome, jak na warunki Beskidu, Kozie Żebro (847 m n.p.m.).
Nazwę wzięło podobno od znalezionego tam szkieletu sarny. Do mety było już tylko około 2 kilometrów, ale myliłby się ten, kto by sądził, że jest już w zasięgu ręki. Oj, słychać było na całym podejściu jęki i sapania. Tu właśnie bywalcy Piekła Czantorii czy Beskidy Ultra Trail wspominali koszmary z tamtych biegów. Dobrze, że na Gorlickim takie podejście było tylko jedno… Żebro i Rotunda zresztą dobrze jest też znana uczestnikom najdłuższych biegów Łemkowyny, którzy te podejścia pokonują w nocy, w odwrotnym kierunku. Po wtoczeniu się na Kozie Żebro niedługi, dość wygodny zbieg poprowadził nas prosto do mety.
Bieg uważam za bardzo udany i szczerze go polecam. Dość krótki, ale treściwy, z pewnością spodoba się zarówno profesjonalistom ze względu na wiele szybkich odcinków, jak i początkującym biegaczom górskim, bo nawet taki leser biegowy i lansiarz selfikowy, jak ja, może powiedzieć, że rzeczywiście większość biegł, a nie przeszedł.
Przemiła obsługa wolontariuszy, dobra organizacja, porządne oznaczenie trasy i suty, bardzo dobry posiłek regeneracyjny pozostawiły nas w błogich nastrojach. Szkoda tylko, że nie doczekaliśmy się na herbatkę, która miała być, ale nie dotarła. Ale nic to w zestawieniu z faktem, że pobiegliśmy najprawdopodobniej najciekawszym rejonem Beskidu Niskiego – piękną doliną Regietówki, przez słynną Rotundę i ostre Kozie Żebro. Taka Łemkowyńsko-Czantorska pigułka.
Magdalena Wilk, ambasador Tauron Festiwalu Biegowego