W okolicach Tłustego Czwartku pączki mają zero kalorii – to prawda znana od dawna. Z pewnością wierzą w nią biegacze, którzy drugi raz stawili się tłumnie w Parku im. J. Piłsudskiego (na Zdrowiu) na najtłustszym biegu w Łodzi – Pączek Run. Wystartowało w nim aż 750 osób, a wcześniej, podczas internetowych zapisów, miejsca rozeszły się w dwie minuty!
W porównaniu z zeszłoroczną edycją, start został przeniesiony spod Ogrodu Zoologicznego przed Aquapark Fala. Pięciokilometrowa trasa została poprowadzona dwoma okrążeniami głównie po tartanowej ścieżce biegowej, z dodatkową pętelką. Kto chciał, mógł przebiec tylko jedno kółko. Pomiar czasu nie był prowadzony, bo chodziło przede wszystkim o zabawę... i spożycie pączków. Zawody zorganizował Dominik „Runoholic” Stanek, pomysłodawca serii łódzkich „kulinarnych” biegów.
Choć bez oficjalnej klasyfikacji, niektórzy przyjechali się ostro ścigać. I to z daleka. – Starałem się zrobić dobry trening – opowiadał nam Sebastian Chmielarz z Kruszwicy, który przybiegł do mety pierwszy ze sporą przewagą. – W czwartek za dużo pączków nie jadłem, więc chciałem pobiec dziś bardzo szybko, no i się udało zgodnie z planem w 17:35, mimo że w tym biegu przede wszystkim chodzi o zabawę. Teraz dopiero się nadrobi z pączkami, po to tak szybko leciałem, żeby dla mnie jak najwięcej starczyło! – zakończył ze śmiechem.
Ubiegłoroczny zwycięzca, Jakub Kimmer z Zelowa, tym razem przybiegł drugi. – Nie było za mało pączków przed biegiem, tylko kolega po prostu był mocniejszy – przyznał w rozmowie na mecie. – Próbowałem go dogonić, ale nie dałem rady.
Pierwsza wśród pań bieg ukończyła drużynowa koleżanka Sebastiana, Paulina Karwasz. – Chciałam pobiec po zwycięstwo – powiedziała nam – chociaż pączek połączony z wygraną smakuje jeszcze lepiej. W Tłusty Czwartek zjadłam tylko jednego, więc się lekko biegło, ale teraz nadrobię. Jestem z Torunia, ale na Pączek Run przyjechałam już drugi raz razem z drużyną Chmielarz Team. Chcę w tym roku zrobić Koronę Łasucha u Dominika, więc będzie więcej wizyt w Łodzi.
– Prędzej ja bym odpuściła bieg, niż Ginny – stwierdziła Anna Amrani, wskazując na swoją owczarkę belgijską, która wraz z nią dobiegła do mety. – Psinka zje może tylko kawałeczek pączka, żeby nie mieć sensacji żołądkowych, a reszta dla mnie. Zawsze biegam tylko z nią. W zawodach zaczęłyśmy startować w zeszłym roku, był już Provident Run, a potem Ice Cream Run u Dominika. Może nam wpadnie cała Korona Łasucha, jak tylko się uda zapisać na biegi, bo nie jest to łatwa sprawa.
Paulina „Fizjograbka” Ograbek, fizjoterapeutka znana nam z niedawnej akcji „(z) Piechotą po Schodach” dla WOŚP, nie tylko leczy biegaczy, ale czasem też sama biega. – Właśnie przełykam pączka i jeszcze ledwo dyszę – powiedziała nam po odebraniu kulinarnego przydziału. – Jest świetna zabawa, przebiegłam w takim czasie, że aż sama nie wierzę. Ale to dzięki Kamili, która była moim prywatnym króliczkiem. – Zajączkiem! – poprawiła ze śmiechem jej koleżanka.
Nawet ze złamaną nogą nie mogłam odpuścić takiej fajnej imprezy i zrobiłam przynajmniej jedno okrążenie, podpierając się kulą – stwierdziła Joanna Zimińska. Pechowo na treningu sobie złamałam kość śródstopia, jak źle wylądowałam. Za parę dni zdejmują mi gips. Pączki i fajna atmosfera na biegu powinny przyspieszyć gojenie złamania!
Czym jest mityczna Korona Łasucha, wspominana przez uczestników biegu? Pączek, pizza, lody i co jeszcze? O odpowiedź zapytaliśmy Dominika Stanka.
– Będą jeszcze ciasta, tegoroczna nowość – zapowiedział organizator. – Na jesieni chcemy zorganizować Cookie Run. Nie wiemy jeszcze, z kim będziemy współpracować, ale mamy nadzieję, że ta impreza też przyciągnie mnóstwo ludzi.
– A dziś pobiegło aż 750 osób – dodał Dominik. – Zamówiliśmy tysiąc pączków od Pączka i Spółki i chyba nikt głodny do domu nie wrócił. Jak zwykle biegacze nie zawiedli i przynieśli karmę dla schroniskowych zwierzaków. Wśród darczyńców zostało rozlosowanych wiele nagród.
KW