„Paryska biegowa przygoda” Ambasadorów [ZDJĘCIA]

  • Biegająca Polska i Świat

Ta niezwykła biegowa przygoda, jakim był udział w 38. Schneider Electric Marathon de Paris spotkała nas za sprawą nagrody, którą wylosowaliśmy podczas ubiegłorocznego Festiwalu Biegowego w Krynicy. Vouchery na przelot samolotami PLL LOT pozwolił mi wspólnie z Mateuszem Golonką, także Ambasadorem Festiwalu, wybrać się do stolicy Francji na całe 4 dni– pisze Marek Dziedziak, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

Do biegu…

Dzień pierwszy. 4 kwietnia poświęciliśmy na wizytę na maratońskim EXPO, usytuowanym w halach wystawowych przy Porte de Versailles. Formalności przedbiegowe załatwiliśmy sprawnie i bez kłopotów, było sporo czasu na pamiątkowe zdjęcia. Biuro zawodów zorganizowane było bardzo dobrze, bez zbędnych biurokratycznych formalności i kolejek.

Ekspozycja producentów sprzętu biegowego i prezentacje wielu biegów maratońskich, szczególnie francuskich mogły zainteresować. Dostrzec można było widoczną także w Polsce tendencję: wzrastające zainteresowanie biegaczy imprezami trailowymi i dystansami ultra. 

Późne popołudnie i wieczór to spacer Na Polach Marsowych, wjazd na Wierzę Eiffla oraz dreptanie po placu Trocadero.

Sobotę spędziliśmy na aklimatyzacji, czyli dalszym zwiedzaniu stolicy Francji, które okazało się być niezwykle użyteczne, gdyż mieliśmy okazję do przejażdżki paryskim metrem (warto kupić bilety dobowe!). Nasza trasa wiodła przez okolice Sorbony, Panteon i wyspy na Sekwanie. Katedra Notre Dame tonęła w pięknie kwitnących drzewach. Pod ratuszem (Hotel de Ville) natknęliśmy się na małą „manifę” paryskich rowerzystów domagających się udogodnień w ruchu, a okolice Centrum Pompidou pełne były ulicznych artystów, młodzieży i turystów.

Popołudnie upłynęło na długim spacerze po Polach Elizejskich, Ogrodach Tuilleries oraz dziedzińcach Luwru. Wieczorem odpoczywaliśmy na skwerach w okolicach Wschodniego dworca kolejowego (Gare de l'Este) i myśleliśmy już o niedzielnym starcie.

… gotowi…

Niedzielny poranek, 6 kwietnia zaczęliśmy wyjątkowo wcześnie. W metrze był już spory ruch jak na tę porę dnia. W okolice Łuku Triumfalnego musiało dostać się tysiące biegaczy. Pogoda była zachęcająca, było słonecznie i chłodno. Na alei Champs-Élysée gromadził się barwny tłum maratończyków, zagrzewanych do biegu przez DJ-jów i animatorów fitness. Tuż przed startem nastała chwila lekkiego wzruszenia, gdy nad Polami Elizejskimi zabrzmiała muzyka z "Rydwanów ognia".

… start!

O godzinie 8.45 wystartowała elita z faworyzowanym Etiopczykiem Kenenisą Bekele, a później kolejne sektory biegaczy. Mateusz wystartował kilka minut po najlepszych, a ja czekałem ok. 40 minut, by wreszcie wyruszyć na maratońską trasę.

Pierwszy raz biegałem od początku do końca w tłumie biegaczy, ciągle wśród radosnej wrzawy kibiców. Do biegania zachęcały grupy bębniarzy, orkiestry, zespoły rockowe oraz tancerze. W pamięć wrył mi się mężczyzna w masce Batmana stojący ponad tłumem i uderzający rytmicznie wielkimi talerzami. Efektownie wyglądał 800-metrowy odcinek tunelu w pobliżu Ogrodów Tuileries. Na początku dyskoteka lat 70- tych z muzyką Abby, potem rytmiczny kankan, a na zakończenie przebój Davida Guetty przy błysku laserów, zdecydowanie zachęcały do dalszego biegania.

Kryzys…

Do 25 kilometra miałem jeszcze nadzieję na złamanie bariery 4 godzin. Potem dopadł mnie kryzys, z którym nie bardzo potrafiłem sobie poradzić. Dobrze, że słońce schowało się za chmury, bo byłoby jeszcze trudniej. W słabym tempie, ale parłem naprzód.

Ostatnie kilometry przebiegały przyjemnymi drogami Lasku Bulońskiego, ale większość z nas czuła już silne zmęczenie, ból i skurcze mięśni.

Wreszcie 42 kilometr! Wbiegamy na Aleję Focha, gdzie robi się głośno. Setki kibiców dopinguje biegaczy na ostatnich kilkuset metrach do zielonej bramy.

Meta! Czas 4:16:54!

Mogło być lepiej...

Czuję lekki niedosyt, w głowie rodzi się pytanie: co zrobiłem źle w przygotowaniach? Chyba rzeczywiście jestem „mistrzem treningów”?! Za chwilę przyszła jednak radość z pięknego medalu oraz wielka satysfakcja, że po raz 17. pokonałem maratońską trasę, we wspaniałej atmosferze i w niezwykłym mieście.

Z żoną Basią, córką Martyną i Mateuszem Golonką spotkaliśmy się dopiero po 45 minutach. Zmęczenie spowodowało, że niełatwo było mi przejść przez wspaniale zorganizowane, wielkie maratońskie miasteczko i strefę kibica. Były jednak chwile wspólnej radości, tym bardziej, że Mateusz zrobił wspaniałą życiówkę - 2 godziny, 48 minut i 40 sekund!

Wspominał, że bardzo mu pomogło bieganie ramię w ramię na drugiej części dystansu z młodym Irlandczykiem Thomasem Garrahy. Pozwoliło mu to zająć 239. miejsce wśród 39 115 biegaczy, którzy ukończyli tegoroczną edycję maratonu.

Od dziewczyn, które w strefie kibica na ogromnym telebimie oglądały końcówkę biegu dowiadujemy się, że wygrał zgodnie z oczekiwaniami Kenenisa Bekele w czasie 2:05:04. Wraz w setkami innych biegaczy docieramy do metra.

…ale i tak zwycięstwo!

Po odpoczynku w hotelu i obiedzie decydujemy się na spacer w okolicach Opery Garniera. Jest czas na chwilę refleksji w kościele św. Magdaleny. Wieczorem „błąkamy się” od Placu Zgody, przechodzimy obok Grand Palaise przez most Aleksandra III, aż do kompleksu Inwalidów z grobem Napoleona. Symbolicznie kończymy ten dzień, bo my także dzisiaj odnieśliśmy zwycięstwo!

Poniedziałkowy poranek zaczęliśmy od przeglądu prasy. W l'Equipe znaleźliśmy specjalny dodatek z listą wszystkich, którzy ukończyli 38 Marathon de Paris. Cieszy nas ta kolejna, obok koszulki i pięknego medalu maratońska pamiątka.

Lot powrotny mamy o 19.30, więc wykorzystujemy poniedziałek na kolejny spacer, tym razem po nieodległej dzielnicy Montmartre. Ruszamy z "naszej" stacji metra Chateau d'Eau i po 10 minutach jesteśmy u stóp Bazyliki Sacre Coeur. Dalej błądzimy po wąskich uliczkach malowniczej dzielnicy. Zachwyca nas małe, lecz bardzo ciekawe muzeum w domu A. Renoira. Wewnątrz ekspozycja w żywym, komiksowym stylu prowadzi nas po czasach Pabla Picassa i jego przyjaciół. Wracamy po raz ostatni do hotelu przez plac Pigalle i plac Blanche. Potem już tylko podróż na lotnisko, spokojny lot i powrót do polskiej rzeczywistości. Paryska biegowa przygoda dobiegła końca.

Czy to nie był tylko sen? Chyba nie, bo chłód pięknego maratońskiego medalu jest bardzo realny.

Marek Dziedziak, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój