W sobotę w stolicy rozegrano już 28. Warszawski Triathlon Zimowy. Unikalna impreza łączy w sobie bieg przełajowy, jazdę na łyżwach i na rowerze. Walka o zwycięstwo toczyła się do ostatnich metrów.
Miejscem zmagań był Tor Łyżwiarski „Stegny” i jego okolice. Zawody objęły łączny dystans ok. 16 km. Uczestnicy rozpoczynali zmagania od biegu na ok. 4 km (2 okrążenia), następnie pokonywali 2 km na łyżwach (5 okrążeń), a na koniec jeździli na rowerach wszelakich przez 10 km (5 okrążeń).
Przełajowa trasa była w zdecydowanej większości oblodzona. Łatwo było o upadek. Uważać trzeba było zwłaszcza na zakrętach. Organizatorzy starali się nieco poprawić sytuację wysypując piasek, a także delikatnie zmieniając przebieg pętli.
Przed startem wielu obserwatorów zastanawiało się, czy szóste zwycięstwo w imprezie odniesie Bartosz Banach (2010, 2012, 2014, 2015, 2016). Gdańszczanin znów pojawił się na starcie. I znów prowadził stawkę wbiegając do pierwszej strefy zmian. Na lodowisku wyprzedził go jednak Tomasz Szala, który rok temu był na mecie drugi.
Nowy lider zmagań utrzymał prowadzenie mimo upadku na torze. Szala jako pierwszy rozpoczął też zaczął jazdę na rowerze. „Etatowy” zwycięzca Warszawskiego Trathlonu Zimowego na rower wsiadł na jednoślad jako trzeci. Szybko jednak odrobił straty. Walka o wygraną była zacięta.
Na ostatniej rundzie Tomasz Szala upadł po raz drugi. Zawodnik przewrócił się na jednym z licznych zakrętów. Zresztą nie tylko on miał problemy z oblodzoną trasą. Co pewien czas, któremuś z uczestników zdarzały się poślizgi. Szczęście było jednak po jego stronie. Na wąskim wirażu zabrakło miejsca dla Bartosza Banacha i ten po prostu nie mógł wyminąć leżącego rywala. O wszystkim zdecydować miał sprinterski finisz. Tu szalę zwycięstwa na swoją stronę przechylił Tomasz Szala (44:13), wyprzedzając Banacha o sekundę.
– Było bardzo ciężko. Na tej pętli pełnej śniegu i lodu potykałem się już podczas biegu. Na rowerze też trzeba było jechać bardzo ostrożnie. Z drugiej strony, musiałem uciekać i trzymać przewagę nad Bartkiem. Trochę te niepowodzenia wprowadziły zakłopotanie w mojej głowie. Pojawiała się myśl, że to może nie jest mój dzień. Starałem się to jednak wyprzeć z głowy – relacjonował na mecie Tomasz Szala
– Bardzo się cieszę z wygranej. Zawsze chciałem tu zwyciężyć. Jest to bardzo fajna impreza i super promocja triathlonu. Jest teraz moda na ten sport. Zaczyna wiele osób go uprawiać. Trening jest bardzo urozmaicony – zachwalał zwycięzca.
Trzecie miejsce zajął Piotr Małek (44:57).
Wśród pań najlepsza okazała się Ewelina Pisarek, która uzyskała czas 53:10. Druga na mecie Agnieszka Zych miała 55 sekund straty. Trzecia finiszowała Natalia Śliwińska z rezultatem 56:18.
– Startowałam w drużynie, więc trasę miałam już „obieganą”. Mimo to nie obyło się bez upadków. Nie był to mój pierwszy udział w tej imprezie, ale po raz pierwszy udało mi się wygrać w indywidualnym wyścigu – cieszyła się Ewelina Pisarek. – Na łyżwach radzę sobie dobrze, bo mój mąż jest byłym panczenistą Kiedyś udawało mi się z nim wychodzić pojeździć. Wywodzę się z biegania i to są moje korzenie. Bieganie i kolarstwo są to sporty wytrzymałościowe. Oczywiście jeśli rywalizowałabym z kolarką, która podobnie biega jak ja, to nie miałbym szans, bo tu na rowerze spędzamy więcej czasu – analizowała triumfatorka.
Przed rywalizacją indywidualną rozegrano wspomniane zmagania sztafet. Najlepszą drużyną męską zostało Legion Serwis Active Jet (34:58), które finiszowało przed „bliźniaczym” Active Jet Mapei (5:29) oraz Żoliberem (37:45). Dodajmy, że w drużynie, która zajęła drugie miejsce zmagania rozpoczął znany biegacz Michał Bernardelli.
Najlepszą drużną kobiecą zostało Finisher.pl (45:43) a drużyną mieszaną Media Creation Legia Warszawa (37:42).
– Gdyby cała trasa była w lodzie, to można by pobiegać w kolcach. Były jednak dwa długie fragmenty prowadzące asfaltem. Ja nawet nie zakładałem startówek. Tu i tak nie było żadnej przyczepności - na lodzie nie dało się zyskać dystansu, można było tylko jak najmniej stracić. Próbowałem nadgonić na długich prostych – relacjonował Michał Bernardelli.
– Obiecałem, że wygram swoją zmianę i dotrzymałem słowa. Nie wiem czy wystartowałbym w zmaganiach indywidualnych, problemem mogły być panczeny, bo dawno nie jeździłem. Chociaż uważam, że na łyżwach aż tak bardzo dużo stracić nie można. Kluczowy wydaje się rower, w tej decydującej walce. Żeby zrównać szanse biegaczy i kolarzy pierwsza konkurencja musiałaby być dłuższa. Cieszę jednak, że tu wystartowałem. To bardzo ciekawa formuła zawodów – podkreślił nasz rozmówca.
Michała zapytaliśmy także o jutrzejszy maraton w Osace, z udziałem jego żony - Iwony Bernardelli (Lewandowskiej).
– To na pewno będzie ciekawy start, bo żona nie zrobiła pełnego cyklu przygotowań. Startuje z pewnej objętości, ale mam nadzieję, że będzie dobrze. Trzeba pamiętać, że to jest maraton kobiety i nie będzie tam się możliwości „złapać” jakiś mężczyzn. Pierwsza grupa ma być prowadzona na 1:12:00. Jest to wynik, który ciężko utrzymać. Ale w Japonii biega się odważnie. Dodatkowo jest jedyną Europejką w elicie i będzie chciała pokazać się z dobrej strony. Mam nadzieję, że kibice będą trzymać kciuki. Zapraszam przed ekrany komputerów (od 4 rano – red.) – zachęcał Michał Bernardelli.
Łącznie w 28. Warszawskim Triathlonie Zimowym wzięło udział ponad 320 osób. Rekordowym zainteresowaniem cieszyła się zwłaszcza rywalizacja druży, która zgromadziła aż 58 ekip. Na uczestników czekały medale oraz ciepły poczęstunek. Wszyscy zmarznięci mogli ogrzać się przy ognisku.
Pełne wyniki – TUTAJ.
Niebawem więcej zdjęć.
RZ