Na bieżni dał się poznać jako zawodnik waleczny i niestrudzony. Startował na IO w Atlancie i Sydney. W 1998 roku zdobył Mistrzostwo Europy, choć rok wcześniej, po wypadku samochodowym, mało kto przypuszczał, że wróci jeszcze do sportu. Kolejne Mistrzostwa Europy (2002) również zakończył z medalem, tym razem brązowym.
Paweł Januszewski, bo o nim mowa, to jeden z najlepszych polskich płotkarzy w historii. Ale też jeden z najbardziej doświadczonych kontuzjami, przez które w 2004 r. musiał zakończyć karierę. Ale nie zrezygnował z biegania. Zainicjował akcję „Biegam bo Lubię”, został dziennikarzem sportowym. A także ambasadorem XXV Biegu Niepodległości.
Czy była to dla pana pierwsza propozycja zostania ambasadorem biegu masowego?
Wcześniej nie były to może formy tak tytularne jak podczas warszawskiego Biegu Niepodległości. Dostawałem takie propozycje, jednak po raz pierwszy otrzymałem zaszczyt zostania ambasadorem tak dużego biegu, ze wszech miar wyróżniającego się z pośród dwóch tysięcy imprez, które odbyły się już w tym roku w naszym kraju.
Startował pan w Biegu Niepodległości jako czynny zawodnik?
Oczywiście. Ten bieg ma dla mnie znaczenie historyczne i to nie tylko ze względu na samą ideę wydarzenia. Od tego biegu zacząłem bowiem swoje bieganie uliczne. Jako były sprinter biegający 400 metrów, a najdłużej 800 metrów, stanąłem na starcie zawodów, które liczą 10 km. Moja fantazja, potrzeba rywalizacji skończyła się po 5 km, a później to już była walka z samym sobą. Może właśnie dlatego tak dobrze czuję ten bieg i znam go od drugiej strony jako anonimowy uczestnik. Mimo że minęło prawie 10 lat od zakończenia kariery, to wciąż ktoś mnie poznaje i ma satysfakcję, że pokonał mistrza Europy. Ale ja byłem mistrzem Europy kiedyś. W tej chwili jestem uczestnikiem imprez biegowych wszelkiej maści w Polsce.
Czy właśnie dlatego łatwiej było pana nakłonić do roli ambasadora? Bo nie jest to dla pana jeden z wielu biegów?
Taka propozycja była dla mnie zaszczytem i powodem do dumy. Ja nie mam potrzeby afiszowania się. Po prostu propaguję bieganie. A ta impreza jest dla mnie wyjątkowa, bo Bieg Niepodległości, organizowany pod koniec sezonu, jest ukoronowaniem tego wszystkiego, co się dzieje w Polsce biegowo. Po drugie to jest bieg, od którego zaczynałem. Po trzecie ta cała „biało-czerwoność”, możliwość manifestowania patriotyzmu, jest dla mnie szczególnie ważna. Jeżeli mogę brać w tym udział i mówić o swoich odczuciach, to nic lepszego nie mogło mi się zdarzyć.
Wywodzi się pan ze sportu wyczynowego. Czy nie miał pan problemu z przestawieniem się na długie dystanse? Wiele osób, które biega na 100 czy 200 m, nie lubi długiego biegania. Wolą szybkość w krótkim czasie.
Ja chyba to samo przeszedłem mając 30 lat. Dla mnie długie dystanse były prawdę mówiąc nudne. Długie wybiegania na początku sezonu męczyły mnie.
Być może to jest kwestia młodości lub kwestia adrenaliny, którą chce się czuć przez chwilę. Jednak z czasem człowiek zaczyna dostrzegać inne aspekty. Zaczyna być mniej porywczy i mniej takich bodźców potrzebuje. Bieganie wcale nie jest nudne. 5 km to jest szybka trasa. Są też trasy 10 km, 15 km i półmaratony.
Takie imprezy to też dobra możliwość, żeby poprzebywać z ludźmi, którzy na co dzień robią inne rzeczy. Gdy byłem lekkoatletą, to grono było zamknięte. Teraz przed biegami można zwiedzać miasto. W trakcie biegania jest wiele różnych bodźców, skończywszy na słuchaniu muzyki czy programach, które w trakcie biegu opisują trasę.
Bieg Niepodległości organizuje Warszawski Ośrodek Sportu i Rekreacji. W całym kraju jest wielu mniejszych i większych organizatorów biegów. Czy Polski Związek Lekkiej Atletyki oraz okręgi w pewnym momencie nie przegapiły popularności biegów masowych? Czy PZLA powinno wspierać bieganie amatorskie?
Myślę, że lekkoatletyka, rozumiana jako PZLA i okręgowe związki, faktycznie trochę przespała moment, kiedy zaczął się tzw. boom na bieganie. To jest w jakimś stopniu problem. Przypomnę, że lekka atletyka to w dużej mierze sport dzieci i młodzieży. Jak spojrzymy na specyfikę biegania, to zaczynają je uprawiać ludzie w wieku 30 lat i więcej. Na zawodach właśnie widzimy tę grupę wiekową.
Patrząc z perspektywy związku - bardziej bym patrzył pod kątem właśnie tych aktywnych 30- i 40-latków, bo oni mają dzieci. A czym skorupka za młodu nasiąknie… Jeśli Jaś zobaczy, że Jan jest aktywny, biega lub robi coś innego, to będzie to budowanie segmentu pod wyczynowy sport.
Czego, jako ambasador XXV Biegu Niepodległości, życzy pan imprezie i jej uczestnikom?
Chciałbym, żeby 12 000 zdrowych i szczęśliwych ludzi zameldowało się zarówno na starcie, jak i na mecie. Jeżeli myślimy o perspektywach, to nie boje się, że tu kiedyś może pobiec 100 000 osób. Nie bójmy się marzyć. Jeśli ktoś by powiedział 10 lat temu, że będziemy mieli problem na poziomie 15 000, to pewnie w całym kraju wtedy nie błagało tyle osób, ile teraz w jednym biegu. To wszystko jest możliwe. Jest nas 38 000 000, z czego 100 000 biegających. To wcale nie jest tak dużo.
Rozmawiał Robert Zakrzewski