Piekło Czantorii Ambasadora. „Bolały wszystkie mięśnie”

18 listopada w Ustroniu odbył się jeden z najtrudniejszych biegów górskich w Polsce, pod znamienną nazwą Piekło Czantorii. Profil trasy i warunki pogodowe sprawiały, że zawodnicy rzeczywiście czuli się jakby trafili do sennego koszmaru lub w moce piekielne – pisze Jarosław Cieśla, Ambasador Festiwalu Biegów.

Zawody odbywały się w Ustroniu położonym w Beskidzie Śląskim. Trasa przebiegała na ponad 20-kilometrowej pętli. Prowadziła od dolnej stacji kolejki linowej, a kończyła się na górnej, czyli szczycie góry Czantoria. Biegacze dystansu ultra (ok. 63 km) mieli do pokonania trzy pętle o łącznej sumie przewyższeń 5150 metrów, zawodnicy maratonu dwie pętle (ok. 42 km i 3350 m przewyższeń), a półmaratończycy - jedną pętlę (ok. 22 km i 1800 m przewyższeń). Łącznie na wszystkich dystansach wystartowało 378 osób.

,,Zabawa" zaczęła się już o północy, gdy na trasę ruszyli uczestnicy biegu ultra. Ciemności rozświetlały latarki czołowe, które wszyscy obowąizkowo musieli posiadać. Początkowe podejście pod stok narciarski było niezbyt trudne do pokonania, jednak później po ok. 1,5 km zaczynał się stromy i bardzo niebezpieczny zbieg. I tak już było do końca, czyli strome podejścia oraz bardzo agresywne zbiegi.

Dodatkowo sprawne poruszanie się po podłożu utrudniało błoto, kamienie, nieco wyżej śnieg oraz liście. Trudno było się dobrze rozpędzić, bo dodatkowo w górach zaległa mgła. Powodowała ona rozpraszanie światła latarek, przez co czasami widoczność sięgała zaledwie jeden metr. Trasa była bardzo dobrze oznaczona, jednak przy tak słabej widoczność zawodnicy mieli czasami problem, by gdzieś pośród ciemności i mgły dojrzeć taśmy, czy nawet punkty odblaskowe wyznaczające kierunek.

Na ok. 6 kilometrze, gdy trzeba było się wspinać na kolejny szczyt, na podłożu zalegały gałęzie drzew, o które można się było potknąć. W jednym miejscu był bardzo krótki odcinek asfaltowy, ale zaraz znów wchodziło się na szlak turystyczny.

Na ok. 12 km znajdował się punkt żywieniowy, gdzie można było się rozgrzać ciepłą herbatą. Było to bardzo istotne, gdyż od początku siąpił deszcz przybierając czasami na sile.

Do mety pierwszej pętli prowadziła nartostrada. Tu było już bardzo ślisko i niebezpiecznie, bo siąpiący od samego startu deszcz skutecznie rozmiękczył podłoże. Dało się to odczuć zwłaszcza po wejściu na kolejną pętlę. Ścieżki były już tak wyślizgane, że prawie płynęło się nimi w dół po błocie.

Na trasie trzeba było pokonać potok po kamieniach lub po prostu w bród. Przemoczeni biegacze wychładzali się na podejściach. Nie tylko dlatego, że panowały minusowe temperatury, ale również przez deszcz, który wsiąkał w ubranie. Rozgrzać jednak można się było na stromych zbiegach. Jednak po pokonaniu kilku takich stromizn zawodników bolały już wszystkie mięśnie, a przede wszystkim mięśnie czworogłowe.

Jakby tych wszystkich trudności było mało, to po pokonaniu trzech pętli trzeba było jeszcze podejść stokiem narciarskim do górnej stacji kolejki linowej, czyli ok. 1,5 km. Jednym słowem, organizatorzy oraz panujące warunki na trasie zapewniły zawodnikom niezapomniane przeżycia. Piekło Czantorii zasługuje na swoją nazwę!

Wyniki Półmaratonu:

Kobiety: 1. Michalina Mendecka, 2. Iwona Turosz, 3. Anna Sikora.

Mężczyźni: 1. Szymon Nikiel, 2. Kornel Rakus, 3. Daniel Pieczonka.

Wyniki Maratonu:

Kobiety: 1. Klappholz Adriana, 2. Kinga Siwa, 3. Urszula Cieślar.

Mężczyźni: 1. Michał Kaszuba 2. Mirosław Kuczok, 3. Karol Urbańczyk.

Wyniki Biegu Ultra:

Kobiety: 1. Linda Boldane, 2. Agata Toporowicz, 3. Anna Karolak.

Mężczyźni: 1. Wojciech Probst, 2. Łukasz Zdanowski, 3. Przemysław Krupa.

Jarosław Cieśla, Ambasador Festiwalu Biegów  

fot. Lodko Photogrphy