Piotr Łobodziński o popularności, przyszłości towerrunningu, startach w OCR, rekordzie na Orlej Perci...

  • Biegająca Polska i Świat

Z Piotrem Łobodzińskim siadamy przy wysokim barowym stole wieżowca Rondo 1 w Warszawie. Popijamy wodę, bo trwa jeszcze dziewiąta edycja Biegu Na Szczyt. Po pierwszej serii popularny „Łobo” ma 14 sekund przewagi nad najgroźniejszym z rywali. W towerrunningu to bardzo dużo. - Możesz już napisać, że wygrałem - żartuje mój rozmówca.

Zanim zadam pierwsze pytanie, podchodzi grupa uczestników imprezy. Proszą o zdjęcie, chwilę rozmawiają, pytają jak zacząć trenować biegi po schodach. Niemal wszyscy uporczywie kaszlą, jakby był to odział gruźliczy. To efekt suchego powietrza utrzymującego się w klatce schodowej stołecznego drapacza chmur.

Odchodzą, a ja chciałbym włączyć dyktafon. Ale znów podchodzi kolejny biegacz, a po chwili następny. W tym budynku Piotrek jest jak Małysz w Wiśle-Malince. Zresztą na narciarską skocznie nasz bohater też już wbiegał…

Jak się z czujesz z tą popularnością? W środowisku jesteś wręcz rozchwytywany...

Piotr Łobodziński: Kiedyś reagowałem na to bardziej nerwowo. Czasami może byłem nawet niegrzeczny, bo uciekałem od tego. Chciałem się skupić i udawałem, że kogoś nie widzę. Teraz jednak już jakoś przywykłem i zaakceptowałam to. Nie odmawiam zdjęć, czy rozmowy. Zmieniłem swoje nastawienie.

Startujesz często i chętnie na całym świecie, dlatego można Cię nazwać ambasadorem towerrunningu. Czy w przyszłości widzisz się w roli działacza w tej dyscyplinie?

Jest jakiś pomysł na założenie Polskiego Związku Towerruningu, ale to nigdy nie będzie dochodowe zajęcie. Mogę się tym zająć hobbystycznie, np. jako komentator, być gościem na zawodach, pomagać. Ale za mojego życia to nie będzie jakoś bardzo rozwinięty sport, ze światowymi władzami, etatami. Zresztą nie wiem czy kiedykolwiek tak będzie...

Dlaczego?

Nie ma dużego zainteresowania towerrunningiem. Ten sport nie rozwija się tak jak np. biegi przeszkodowe. Nie ma takiego „boomu”. Jest stała tendencja zwyżkowa, ale nawet na World Games schody raczej się nie dostaną. Nie wspominając już o Igrzyskach Olimpijskich. To też mało medialny sport, bo ciężko jest go pokazać w telewizji.

W takim razie czy warto uprawiać biegi po schodach?

Oczywiście. Zimą jest to dobry trening uzupełniający. Tak to się też zaczęło u mnie. Gdy było zimno i mokro, a nie chciało mi się wychodzić na dwór, to szedłem właśnie na schody. Uważam, że biegacze uliczni powinni czasami pobiegać po schodach. Jest to zresztą bardzo wygodne. Wystarczy założyć koszulkę, spodenki i zrobić podbiegi w bloku. Nawet bez poręczy, proste plecy, co jeden stopień w postaci skipu.

Chcesz zacząć biegać po schodach? Dominika Wiśniewska-Ulfik i Piotr Łobodziński mają dla ciebie kilka rad

Czy jest to sport kontuzjogenny?

Wiele osób mnie pyta czy obciąża kolana, ale uważam, że absolutnie nie.

Seul, Mediolan, Paryż, Nowy Jork, Dubai, Londyn, Osaka. Zwiedzanie świata jest jedną z zalet Twoich startów...

Jak najbardziej (śmiech)

Masz czas na zwiedzanie czegoś więcej niż tylko okolice wieżowca, w którym akurat biegniesz?

Staram się dobrze planować. W Mediolanie mam zawody w niedzielę, więc do Włoch lecimy już w piątek wieczorem. Mamy półtora dnia na zwiedzanie. Nieco mniej czasu będzie w Seulu, bo tylko po biegu. Grafik jest tam napięty. Przeważnie staram się jednak zostawać dwa dni w miejscu zawodów.

Wspomniałeś o Igrzyskach Olimpijskich. Jest szansa, że do programu w 2028 roku może zostać włączona inna dyscyplina, którą uprawiasz, czyli OCR. Jak to oceniasz?

Dużo nowych sportów stara się o wejście na Igrzyska, tymczasem te stare, jak biegi przełajowe czy nawet biegi na orientację, nie mogą się tam dostać. Chodzi tu oczywiście o oglądalność. Nie wiem o co chodzi w e-sporcie, a pieniądze są tam takie, że pewnie gdyby mógł, MKOL już dawno wpisałby komputery do programu olimpijskiego.

Co do OCR, problemem póki co może być sędziowanie, bo jest wiele możliwości oszukiwania. Często się zdarza, że ktoś nie dotknie dzwonka, albo dotknie jakiegoś elementu. Skoro to jednak perspektywa kilku lat, to wszystko może się zmienić. Ja bym się cieszył, choć w pierwszej kolejności widziałbym na Igrzyskach biegi przełajowe.

Jakie masz plany sportowe na ten rok?

Na pewno wystartuję w Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych, a później OCR - Mistrzostwa Europy w Gdyni i Mistrzostwa Świata, które odbędą się znów w Londynie. Chciałbym też zaatakować 30 minut na 10 km. Jestem teraz dość lekki i ostatnio fajnie mi się biegało „piątkę”. Na schodach nie ma w tym roku Mistrzostw Europy, dlatego chciałbym odzyskać Puchar Świata, który rok temu straciłem.

Wrócisz po rekord na Orlą Perć (naszego rozmówcę przegonił w ubiegłym roku Filip Babicz - trasę z Zawratu na Krzyżne pokonał w 1h04. Piotr pobiegł ok. 12 minut wolniej)?

To może wyjść spontanicznie. Jak będzie czas, to czemu nie. Najlepiej jakbym w sierpniu pojechał na obóz wysokogórski. Jestem coraz starszy, a nigdy w życiu nie byłem na takim obozie. Wszyscy jeżdżą i może trzeba sprawdzić czy to faktycznie coś daje. Myślę o takich kierunkach jak Rumunia czy Gruzja, bo szwajcarskie Sankt Moritz odstrasza mnie cenami. Nie muszę mieć płaskich terenów. Moim minusem na Orlej była aklimatyzacja, bo jednak to godzina spędzona powyżej 2 tysięcy metrów. Może tak tego nie czuję, tam na miejscu, ale to na pewno ma znaczenie.

Naszą rozmowę kończy kolejny biegacz, który przez chwilę z boku, cierpliwie, czekał na wspólne zdjęcie z Piotrem. Przed dwukrotnym mistrzem świata w biegu po schodach finałowa seria Biegu Na Szczyt Rondo 1, która okaże się być tylko formalnością. Będzie to jego piąta wygrana w Warszawie...

Rozmawiał Robert Zakrzewski

fot. mat. pras.