Piotr Łobodziński wygrywa GP Europy Towerruning!

  • Biegająca Polska i Świat

BRATYSŁAWA

Piotr Łobodziński wygrał Grand Prix Europy w Towerruningu! Świetnie pobiegła również Dominika Wiśniewska-Ulfik, która wśród kobiet była druga. Ostatnie zawody w Bratysławie kosztowały jednak polskich kibiców sporo nerwów. O ostatecznej klasyfikacji decydowały bowiem ułamki sekund.

Po dwóch zwycięskich biegach w Wiedniu i Brnie Łobodziński pewnie przewodził w klasyfikacji generalnej Grand Prix. Zdobył 160 punktów i miał 24 punkty przewagi nad odwiecznym rywalem Słowakiem Tomasem Celko. Polak jeśli myślał o zwycięstwie w całym cyklu musiał zająć w ostatnich zawodach minimum trzecie miejsce.

To, że Celko wygra sprint na słynne UFO w Bratysławie było niemal pewne. Jest rekordzistą tej trasy, trenuje tu na co dzień, zna ją jak własną kieszeń i jest wprost predystynowany, by osiągać tam fantastyczne rezultaty. Pytaniem otwartym było tylko jak wystartują pozostali rywale Polaka, przede wszystkim Czech Tomas Macecek i rodak Celko Stefan Stefina.

UFO to spodek umieszony tuż pod szczytem pylonu słynnego asymetrycznego Mostu Słowackiego Powstania Narodowego w Bratysławie. Mieści się w nim ekskluzywna restauracja prowadzona przez organizatora zawodów towerrunningu w stolicy Słowacji.

Na samej górze pylonu znajduje się tras widokowy. I to właśnie tam mieli wbiec najlepsi specjaliści w ściganiu się po schodach.

Jak na standardy towerrunningu trasa w Bratysławie jest bardzo krótka. Zawodnicy mieli do pokonania zaledwie 430 stopni. Z dużym prawdopodobieństwem można było więc założyć, że różnice pomiędzy najlepszymi będą minimalne, że jakiekolwiek błąd może bardzo dużo kosztować.

Niestety takowy przydarzył się Piotrowi Łobodzińskiemu. – W pewnym potknąłem się – mówił po zawodach. Musiałem się podeprzeć na schodach i byłem pełen obaw, ile przez tę wpadkę straciłem czasu – dodał.

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. 1:49:41 – pokazywał zegar. To dało Polakowie drugie miejsce. Niewiele jednak brakowało, by zawodnik 4Flex Sport Teamu musiał przełknąć gorycz porażki. Nad trzecim na mecie Tomasem Maceckiem Polak miał raptem 0,23 sekundy przewagi, a nad czwartym 0,39 sekundy! Czyli tyle co nic.

Królem Bratysławy okazał się zgodnie z przewidywaniami Tomas Celko., który miał lepszy czas od Łobodzińskiego o blisko 4 sekundy! – Nie wiem jak on to robi, że biega tak szybko – powiedział dziesiąty na mecie Rafał Ulfik. – Dałem dzisiaj z siebie wszystko, cały czas biegłem po schodach, dobrze pracowałem rękami na poręczach i miałem aż ponad 20 sekund straty – dodał mąż Dominiki Wiśniewskiej-Ulfik.

Nasza zawodniczka podobnie jak Piotr Łobodziński miała w Bratysławie dużo szczęścia. Przed startem wiedziała, że aby wyjechać z Grand Prix z drugą nagrodą powinna wbiec na UFO minimum jako trzecia. Choć to też nie dawało gwarancji sukcesu. Pewne było, że nie do pobicia w ostatecznej klasyfikacji jest rewelacyjna liderka Suzy Walsham z Australii. Otwartym pytaniem było jak pobiegnie Czeszka Lenka Svabikowa. Jeśliby pokonała w stolicy Słowacki Australijkę, Polka spadłaby w generalce na trzecie miejsce.

Ostatecznie Svabikowej zabrakło 0,10 sekundy do Walsham. Polka była tuż za Czeszką i mogła odbierać gratulacje za zdobycie drugiej nagrody całego cyklu Grand Prix.

– Bardzo się cieszę z ostatecznego wyniku, choć sam bieg nie był najlepszy. W zeszłym roku na tej trasie zrobiłam czas o 3 sekundy lepszy – powiedziała zawodniczka 4Flex Sport Teamu.

Zawody w Bratysławie były najlepsze spośród wszystkich odbywających się w ramach Grand Prix Europy. Zdecydowało o tym nie tylko zaciekła rywalizacja elity do ostatnich metrów. Na starcie pojawiła się spor rzesza amatorów towerrunningu. Wystąpiło ich w sumie ponad 160.

Podczas finałowej rozgrywki była świetna pogoda, czekając na start biegacze mogli się relaksować na leżakach rozłożonych tuż nad brzegiem Dunaju. Panowała atmosfera wakacyjnego pikniku. Aż żal było wracać do Warszawy. Dziękuję marce 4Flex Sport za szansę uczestniczenia w Grand Prix Europy i możliwość poznania naszych mistrzów: Piotra Łobodzińskiego i Dominiki Wiśniewskiej-Ulfik.

MGEL



BRNO

Już tylko jeden mały krok dzieli Piotra Łobodzińskiego od zwycięstwa w cyklu Towerrunning Grand Prix of Europe. Podczas zawodów w czeskim Brnie Polak znów nie pozostawił złudzeń rywalom kto jest obecnie najlepszy na świecie w bieganiu po schodach. Wielki sukces odniosła również Dominika Wiśniewska-Ulfik, która zajęła drugie miejsce w elicie kobiet.

Tym razem najlepsi zawodnicy towerrunningu mieli za zadanie wbiec jak najszybciej na szczyt AZ Tower, nowoczesnego budynku w centrum Brna. Do pokonania były 33 piętra (700 schodów) i ponad 110 metrów wysokości.

Większość trasy prowadziła wewnątrz budynku, ale ostatnie trzy piętra - zbudowane z metalowych schodów - wznosiły się już ponad dachem wieżowca.

Najszybciej do tej pory w Brnie pobiegł Piotr Łobodziński z 4Flex Sport Teamu. Jego rekord sprzed roku ustanowiony podczas Mistrzostw Europy - 2:55:03 stawiał go w roli absolutnego faworyta zawodów. Nasz mistrz świata zadawał sobie sprawę, że nie może sobie pozwolić na porażkę. Nie chodziło tu tylko o kwestie ambicjonalne. Triumf w Czechach był niezbędny, by zbudować sobie bezpieczną przewagę w klasyfikacji generalnej przed ostatnim biegiem w Bratysławie. Tam króluje największy rywal Piotra Tomas Celko. Słowak jest typowym sprinterem i na 430 schodkach, które trzeba pokonać, by wspiąć się na charakterystyczne UFO, wieńczące pylon Mostu SNP nad Dunajem wbiega w tempie iście ekspresowym.

Plan Polaka udało się zrealizować w 100%. Co prawda rekord trasy nie został pobity, ale i tak Łobodziński mógł być zadowolony z wyniku. - Wczoraj pobiegłem sekundę szybciej od swojej życiówki, dziś sekundę wolniej. Wychodzi na zero – żartował na mecie lider Grand Prix Europy. Celko stracił do naszego zawodnika prawie 2 sekundy. Trzeci na mecie zameldował się Austriak Jakob Mayer i to on obecnie zajmuje ostanie miejsce na podium w klasyfikacji generalnej.

W Brnie świetnie pobiegła Dominika Wiśniewska-Ulfik. Co prawda nie udało jej się zwyciężyć, ale drugie miejsce też należy uznać za olbrzymi sukces. Suzy Walsham była nie do pokonania – powiedziała zawodniczka 4Flex Sport Teamu. - Jestem bardzo zadowolona ze swojego startu. W porównaniu do zeszłego roku poprawiłam się o ponad pięć sekund. W dodatku moja strata do Suzy jest mniejsza niż się spodziewałam.

Zajmując drugie miejsce Dominice udało się pokonać najgroźniejszą rywalkę w walce o wicemistrzostwo w klasyfikacji Grand Prix. Chodzi o Lenkę Svabikową. Czeszka w zeszłym roku była tu trzecia i zdecydowanie wyprzedziła piątą wtedy na mecie Polkę. Teraz Dominika Wiśniewska-Ulfik w sposób przekonywający jej się zrewanżowała.

Zawody w Brnie były małą, wręcz kameralną imprezą. Na starcie stanęło nieco ponad 70 osób, w tym jedynie 12 pań wśród elity. Ta niewielka frekwencja podczas zawodów pozwoliła jednak stworzy niepowtarzalny klimat, który udzielał się każdemu uczestnikowi. Panowała niezobowiązująca, wręcz rodzinna atmosfera. Wszyscy traktowali start przede wszystkim jako dobrą zabawę. Tomas Celko pełnił funkcję konferansjera, amatorzy mieszali się z profesjonalistami, czeska impreza w niczym nie przypominała typowych obleganych przez tumy biegaczy zawodów masowych.

A takowe w towerrunningu też potrafią być organizowane. Pewną namiastką jest odbywający się co roku w Warszawie bieg na 37. piętro biurowca Rondo 1, w którym startuje 600 osób. Jednak prawdziwe wrażenie robi frekwencja na imprezach w Ameryce Południowej czy kilku azjatyckich miastach. Przykładowo w Bogocie czy Taipei potrafi zapisać się na zawody nawet 4-5 tys. osób. 

Trzeba mieć jednak świadomość, że bieganie po schodach to ciągle jest nisza. Wielu zawodników traktuje je jako dyscyplinę towarzyszącą ich głównej działalności. Dominika Wiśniewska-Ulfik startując na Grand Prix była np. już myślami w portugalskim Porto Moniz, gdzie w lipcu odbędą się Mistrzostwa Europy w biegach górskich. – Chciałabym tam powalczyć o pierwszą dziesiątkę – powiedziała nasza zawodniczka. Ale nie będzie to łatwo. Na zawody przyjedzie cała czołówka starego kontynentu, a mi trochę brakuje jakościowych treningów – zauważyła sympatyczna biegaczka, która na co dzień pracuje w szpitalu w Chorzowie jako neonatolog.

Nawet Piotr Łobodziński nie może żyć tylko z biegania po schodach. Choć jest mistrzem świata, startuje w blisko dwudziestu imprezach w ciągu roku (które w większości wygrywa ) zdecydował się również na pracę na pół etatu w Pałacu Muzeum w Wilanowie. Nic dziwnego, że musi tak robić. Wszak za wygranie trzydniowej imprezy rangi Grand Prix dostanie raptem 800 euro. Dominika Wiśniewska-Ulfik jeśli obroni drugie miejsce dostanie o 200 euro mniej. 

MGEL


WIEDEŃ

Ogromnym sukcesem polskich biegaczy zakończyły się pierwsze zawody prestiżowego cyklu Towerrunning Grand Prix of Europe.W Wiedniu nie było mocnych na Piotra Łobodzińskiego, w rywalizacji kobiet druga na metę wbiegła Dominika Wiśniewska-Ulfik.

Dla miłośników towerrunningu ten wynik nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem. Zwycięstwo Łobodzińskiego można było obstawiać niemal w ciemno. Co prawda polski zawodnik nie przepada za bieganiem po 776 stopniach Wieży Dunaju uznając, że jest to trasa dla niego za szybka. – Wolę wyższe budynki, nie uważam się za sprintera – mówił przed startem.

Jednakże trudno było spodziewać się innego wyniku niż pewne zwycięstwo zawodnika 4Flex Sport Teamu. Po pierwsze Polak triumfował tu w zeszłym roku podczas Mistrzostw Europy, poza tym jest obecnie w wybornej formie. W tym sezonie wygrał wszystkie 10 zawodów, w których uczestniczył.

Polak przyjechał do Wiednia myśląc nie tylko o zwycięstwie. – To był plan minimum – mówił po zakończeniu zawodów. Biegacz zamierzał jeszcze zrealizować dwa inne cele. – Chciałem poprawić rekord trasy, a jeśli byłoby to możliwe wbiec na górę w czasie poniżej 3 minut i 20 sekund.

Niestety nie udało się zrealizować żadnego z tych zamierzeń. Wynik Polaka – 3:25:66 jest o blisko 2 sekundy słabszy od rekordu Niemca Christiana Riedla ustanowionego na początku bieżącego roku. – Brakował dzisiaj trochę świeżości – mówił Łobodziński. We wtorek zrobiłem mocny trening na schodach. Wcześniej ostro przygotowywałem się do zawodów w bieganiu po wodzie, w których za tydzień wystartuję we Francji. Tak więc te dwa dni odpoczynku to było trochę za mało, by pobiec wymarzone 3:19:00 - zauważył zawodnik.

Teraz Polak będzie bronić 4-sekundowej przewagi nad Słowakiem Tomasem Celko i blisko 12-sekundowej nad Czechem Tomaszem Maceckiem w dwóch kolejnych zawodach Grand Prix. – Aby wygrać cały cykl muszę być pierwszy nie tylko w Wiedniu, ale i w Brnie oraz stanąć na podium w Bratysławie – powiedział biegacz 4Flex Sport Teamu.

Nie będzie to łatwe. – Tomas Celko choć narzekał ostatnio na zdrowie, brał nawet antybiotyki to pobiegł dziś rewelacyjnie. Jak będzie jutro? Mam nadzieję, że podobnie jak w zeszłym roku, kiedy wbiegając na dach najwyższego budynku w Czechach – AZ Tower uzyskałem nad Słowakiem trzy sekundy przewagi. W Bratysławie nie liczę na wygraną. To bardzo szybka trasa, której rekordzistą jest Celko – zauważa Polak.

Tak jak zwycięstwo Łobodzińskiego nie było dla nikogo zaskoczeniem, tak triumfu wśród kobiet Suzy Walsham też należało się spodziewać. Drugą na mecie Dominikę Wiśniewską-Ulfik Australijka pokonała o blisko 15 sekund. Polka stoczyła za to fantastyczny pojedynek z Lenką Svabikową. Od Czeszki okazała się lepsza zaledwie o niecałe dwie sekundy. – W zeszłym roku rywalizacja była podobnie zaciekła, tylko wtedy to Lenka była górą – powiedziała Nam pani Dominika. – Cieszę się, że udało mi się zrewanżować, tym bardziej, że Czeszka jest niesamowicie szybka na krótkich dystansach.  

Impreza w Wiedniu należała do bardzo kameralnych. Towerrunning to nadal impreza niszowa w Austrii. Poza Piotrem Łobodzińskim i dwoma, trzema zawodnikami trudno mówić w zawodowcach w tej dyscyplinie sportu. Mekką biegania po schodach są Stany Zjednoczone. Tu organizowanych jest najwięcej zawodów. Mają one jednak charakter czysto amatorski. Nawet podczas najbardziej znanego biegu na Empire State Bulding nie przyznawane są nagrody. Obligatoryjne jest natomiast wspieranie przez uczestnik zawodów organizacji charytatywnych.

W Europie, a przede wszystkim na Bliskim Wschodzie i w dalekiej Azji jest nieco inaczej. Zwycięzcy mogą liczyć na pieniądze za triumf w zawodach. Nie są to jednak kwoty takie jak w Maratonie Londyńskim czy Nowojorskim. Piotr Łobodziński za zwycięstwo dostaje zaledwie kilka procent tego co Kenijczyk Dennis Kimetto.

Większość biegaczy z czołówki towerrunningu nadal traktuje zawody nie jako szansę na zarobienie pieniędzy, ale dobrą zabawę. Środowisko jest nieduże, więc wszyscy się dobrze znają, wspierają i lubią. Przed zawodami nie ma problemu, by podejść do mistrza świata Piotra Łobodzińskiego, porozmawiać z nim, czy zrobić wspólne zdjęcie.

A same zawody?

To doskonały test, by sprawdzi jak wygląda nasza siła biegowa. Zadanie niby jest proste. Należy wbiec do wąskiej, często obskurnej jak w Wiedniu klatki schodowej, a potem pokonać np. 62 piętra. Jeśli ktoś z Was myśli, że jest w stanie biec cały czas bez przechodzenia w marsz, jest w grubym błędzie. Na to pozwolić sobie może Piotr Łobodziński, czy Dominika Wiśniewska-Ulfik. Większość śmierteleników po kilku, góra kilkunastu piętrach zapomina o sprincie. Potem jest tylko walka o życie. Człowiek nie może złapać tchu, nogi ma jak z waty i marzy tylko o tym, by wreszcie ta męczarnia się skończyła.

W końcu pojawia się jednak upragniona meta. A tam czeka na nas nie tylko pamiątkowy medal. Większą nagrodą jest niesamowity widok, który wprost cieszy oczy. Jest tylko jeden mały problem. Okazuje się, że wszyscy, którzy finiszują w biegu po schodach narzekają na podobną dolegliwość. Wbrew pozorom nie chodzi o nogi, tylko o… gardło. Suche powietrze w klatkach schodowych potrafi załatwić drogi oddechowe nawet najlepszym zawodnikom na świecie.

MGEL (na zdjęciu powyżej)



Wiedeńska Donauturm Treppenlauf czyli Wieża Dunaju będzie miejscem rozgrywania pierwszych zawodów w ramach prestiżowego cyklu Towerrunning Grand Prix of Europe. Biegacze będą musieli pokonać 776 schodów i 150 metrów wysokości. Jednym z faworytów imprezy jest Piotr Łobodziński, który powalczy nie tylko o zwycięstwo, ale i o rekord trasy. Początek zawodów o godz. 18.00. Trzymajcie kciuki za naszego mistrza oraz… reprezentującego Festiwal Biegów Macieja Gelberga!

Wieża Dunaju to jedna z największych atrakcji stolicy Austrii. Zbudowana w latach 1962-1964 z okazji Międzynarodowej Wystawy Ogrodów od lata przyciąga tysiące zwiedzających. Nic dziwnego to najwyższy budynek w mieście. W mieszczących się na wysokości 160-170 m obrotowych restauracjach można podziwiać nie tylko panoramę Wiednia, ale również przy dobrej pogodzie Alpy, Bratysławę, czy słowackie Karpaty.

Nieco niżej znajduje się platforma widokowa, na którą można dostać się windą lub schodami. I to właśnie po tych schodach będą biegać najlepsi zawodnicy towerruningu w ramach organizowanych tu od 19 lat jednych z najstarszych zawodów w Europie. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw starego kontynentu Piotr Łobodziński z 4Flex Sport Teamu był tu pierwszy z czasem 3:26,85 bijąc przy okazji rekord trasy.

Na początku roku odebrał mu go jednak Niemiec Christian Riedl. Teraz Polak pała żądzą rewanżu. Zawody zaczną się punktualnie o godz. 18.00. Biegacze będą startować co 30 sekund wbiegając do wnętrza wieży kryjącego ciemną, metalową klatkę schodową, a następnie pokonując 62 piętra.

Oprócz naszego mistrza startować będzie z nadziejami na sukces Dominika Wiśniewska-Ulfik. Dzięki zaproszeniu 4Flex Sport Teamu będziemy na bieżąco informować o tym wydarzeniu. I sami startować! Czekajcie na nasze relacje. Pierwsza już dziś wieczorem!

MGEL