Pomysł wyjazdu do Bergamo pojawił się spontanicznie na początku stycznia. W kalendarzu na pierwszy weekend lutego nie było nic ciekawego, postanowiliśmy poszukać za granicą. Pierwsza próba – włoski kalendarz i od razu trafienie: Bergamo City Run. Piękne miasto, tanie loty z Polski, do tego biegi w nietypowym zimowym okresie. Idealnie! Entuzjastycznie zapisaliśmy się od razu na dwa starty…
Bergamo City Run to dwudniowy festiwal biegowy. Rozpoczyna się w sobotni wieczór nocnym biegiem po mieście i okolicy, czyli mierzącym nieco ponad 12 km Urban Night Trail dei Mille. W niedzielę do wyboru są trzy konkurencje: bieg na dystansie 10 km, półmaraton oraz bieg sztafetowy 3x7 km. Automatycznie wybraliśmy najdłuższy dostępny dystans, czyli połówkę i na dokładkę nocny bieg. „Corsa non competitiva” zapowiadało przyjemną rozrywkę. Nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak rozrywkowo…
12,5 km z przewyższeniem ponad 500 m. Nic dziwnego w mieście, gdzie trudno znaleźć choć jedną płaską ulicę. Start o godzinie 18:00 z dolnego miasta. Tysiąc osób, wszystkie z czołówkami na głowach, wiwaty i głośna muzyka. Kontrolne spojrzenie na obuwie sąsiadów – większość ma na nogach terenowe buty, królują Speedcrossy. My, oczywiście, w butach na asfalt, bo dwie pary nie zmieściły się w bagażu podręcznym a jutro uliczny półmaraton. Ruszamy… Głośna muzyka, kilku fotografów, Włosi pokrzykujący do siebie wesoło. Atmosfera gorąca mimo chłodu i opadów deszczu. Nogi niosą same, nawet, kiedy biegniemy pod górę w kierunku Starego Miasta.
I tu zaczynają się schody. Dosłownie… Nagle za kolejnym zakrętem wyrastają wąskie i strome kamienne schody a przed nimi ustawia się kolejka biegaczy czekających na swoją kolej. Tracimy kilka minut a ja zaczynam rozumieć, dlaczego corsa jest „non competitiva”. Trasa wiedzie wciąż pod górę i z górki, nie ma ani metra po płaskim. Pokonujemy kręte kilkusetletnie uliczki, strome podbiegi, na które wszyscy wspinają się marszem, setki schodów… Jesteśmy coraz wyżej, w dole widać światła miasta i jest to imponujący widok. Zabytkowe brukowane uliczki, mgła oraz dzwony odzywające się kolejno w starych kościołach idealnie uzupełniają atmosferę. Włosi bawią się świetnie, krzyczą do siebie, żartują, nawołują się w ciemności. Dajemy się porwać tej atmosferze.
Mniej zabawnie robi się, kiedy wybiegamy nad miasto i trzeba biec wąską ścieżką po zboczu. Wprawdzie jest klimatycznie oświetlona pochodniami, ale bardzo błotnista i śliska. Staramy się oszczędzać buty na kolejny start, ale i tak zbiegamy w błocie po kostki. Prosto na bruk, mokry i śliski. Po drodze zdobywamy jeszcze górujące nad miastem wzgórze San Vigilio oraz znajdujące się na nim ruiny zamku – dosłownie, bo wbiegamy na jego flanki i zbiegamy wewnątrz baszty. Znowu schody…
Kilka kilometrów ostrego zbiegu do Citta Alta, potem Citta Bassa i już gnamy jedną z handlowych alejek prosto do mety. Tam wita nas grono fotografów… i tyle. Żadnych medali, posiłków, nie ma nawet butelki wody. Włoska rzeczywistość. Chociaż wiedzieliśmy, że tak będzie, czujemy się nieco dziwnie na mecie. Pozostaje wrócić do domu i wysuszyć buty, bo za 12 godzin kolejny start.
Rano półmaraton oraz pierwsze zmiany sztafet startują z Cole Aperto na Starym Mieście, dziesiątka nieco wcześniej z miejsca, gdzie mieści się meta wszystkich biegów festiwalu. Jest tłoczno i radośnie, jak to we Włoszech. Ale po nocnych przygodach na trasie, półmaraton wydaje się taki zwyczajny… Przebiegamy przez serce Citta Alta, dopingowani przez licznych turystów, krętymi uliczkami podążamy do Piazza Vecchia i dalej w stronę San Vigilio. Tutaj zaczyna się długi zbieg do nowszej części miasta, który kończy się dopiero na piątym kilometrze. I dalej jest już zwyczajnie. Dwie różniące się od siebie pętle, punkty z wodą co 5 km, trochę kibiców i tyle. Wpadamy na metę i tym razem dostajemy medale. Ale wody nadal nie ma.
Półmaraton w Bergamo jest naprawdę interesującą imprezą, z ładną, choć niezbyt płaską trasą. Można tutaj nabiegać dobry czas, jeśli ktoś świetnie radzi sobie na zbiegach i nadrobi na pierwszych kilometrach. Jednak nocny Night Trail dei Mille wypada znacznie bardziej interesująco. W tym przypadku przystawka przebiła danie główne. Atmosfera i trasa tego biegu są tak niezwykłe, że trudno to opisać. Bezdyskusyjnie awansuje on do mojego prywatnego "top 10" i to na jedno z pierwszych miejsc.
Warto zaplanować taki start w swoim przyszłorocznym kalendarzu a wyjazd połączyć ze zwiedzaniem samego Bergamo i pobliskiego Mediolanu. Czego się spodziewać po Bergamo City Run? Ceny pakietów startowych rozpoczynają się od 15 euro dla nocnego biegu oraz 25 dla półmaratonu. W pakietach startowych, poza ulotkami, żelami i paczkami mąki na polentę (włoska potrawa ludowa z mąki kukurydzianej), znajdziemy koszulki z krótkim (10 km) i długim rękawem (półmaraton) oraz jakiś gadżet w pakiecie Night Run – tym razem były to czapki, ostatnio opaski.
Trasy są ciekawe, dobrze oznaczone i zaopatrzone w wodę. Medal otrzymamy tylko na mecie półmaratonu. Włosi oferują też dobry serwis fotograficzny – swoje zdjęcia z biegów można otrzymać już kilka godzin po nich. Niestety, są płatne. Jeśli planujemy się wybrać do Włoch, warto pamiętać o wymaganej Runcard – jej wyrobienie na rok kosztuje 15 euro, trzeba dostarczyć zaświadczenie lekarskie. W ramach Bergamo City Run karty nie trzeba do startu w biegu nocnym.
Więcej informacji o imprezie: TUTAJ
KM