Podglądaliśmy Wien Energie Halbmarathon


Niedziela 15 marca upłynęła w Wiedniu pod znakiem sportu. W ramach tygodni sportowych, które potrwają aż do kwietniowego maratonu, co roku organizuje się w mieście liczne imprezy sportowe. Wien Energie od lat rozpoczyna miejskie święto sportu od półmaratonu. W tym roku Wien Energie Halbmarathon odbył się już po raz szesnasty. Tradycyjnie towarzyszyły mu inne wyścigi.

Relacja Kasi Marondel

Dla najmłodszych przygotowano Mini Run, Kids Run oraz Junior Run. Ci, którzy nie czuli się na siłach, by przebiec połowę królewskiego dystansu, mogli wystartować w Fun Run na dystansie 6,8 km. Na tej samej trasie rozegrano zawody nordic walking, w której wystartowałam, a w ramach półmaratonu odbywała się także sztafeta biegowa.

Godna podziwu jest organizacja całego wydarzenia. Po pierwsze odbywało się ono z dala od centralnej historycznej części Wiednia, po drugiej stronie Dunaju. Z jednej strony żal pięknych widoków na trasie, z drugiej to zrozumiałe ułatwienie organizacyjne.

Biuro zawodów i całe zaplecze umieszczono w kompleksie handlowym Donau Zentrum. Tam już dwa dni wcześniej można było odbierać pakiety startowe (plecak-worek, numer startowy, baton, długopis, kilka reklamówek i kuponów). To praktyczne rozwiązanie, które często obserwuję podczas zagranicznych biegów: ulokowanie punktu wydawania numerów w sklepie sportowym będącym jednocześnie sponsorem imprezy, to z jednej strony oszczędność dla organizatorów, z drugiej reklama dla sklepu z trzeciej… wygoda dla zawodników. Bo przecież takie sklepy najczęściej znajdują się w centrach i dobrze skomunikowanych miejscach.

Metę ulokowano tuż obok widowiskowej bramy startowej a wszystkie starty zsynchronizowano w taki sposób, że jedna konkurencja nie przeszkadzała drugiej, mimo, że ostatnia prosta do mety pokrywała się z pierwszym odcinkiem po starcie, z tym, że w odwrotnym kierunku. Nie było ani minuty opóźnienia przed żadnym ze startów!

Sama trasa nie należała może do zbyt urozmaiconych, ale też nie była trudna. Pętlę mierzącą prawie 7 km poprowadzono w nowszej części miasta, w całości po asfalcie. Zero podbiegów. I zero pięknych widoków wzdłuż trasy. Jeśli ktoś traktuje wyjazdy na zagraniczne biegi jak formę turystyki, zdecydowanie powinien wybrać kwietniowy maraton, który „zalicza” prawie wszystkie miejskie atrakcje i zabytki (łącznie z metą na Hofburgu). Kolejny minus, przynajmniej dla większości biegaczy, to trzy pętle składające się na półmaraton.

Pogoda nie rozpieszczała biegaczy. 8 stopni to całkiem dobra temperatura do biegania, ale jeśli dodać do niej porywisty wiatr i niebo zaciągnięte ciemnymi chmurami, robi się zdecydowanie mało przyjemnie. Na szczęście obyło się bez ulewy, chociaż wszystko zdawało się ją zapowiadać.

Ciekawym posunięciem ze strony organizatorów było umieszczenie szatni oraz depozytu na parkingu podziemnym centrum handlowego, kilkanaście metrów od startu/mety. Dzięki temu można było spokojnie z nich skorzystać przed i po biegu, a także rozgrzać się bez wystawiania na nieprzyjemny wiatr.

Dla finiszerów wszystkich konkurencji przygotowano pakiety odżywcze (bułka, pączek, banan i jabłko, izotonik) oraz medale. Dla każdego dystansu i konkurencji odrębne, choć wszystkie utrzymane w podobnej stylistyce. To „drobiazg”, którego często brakuje na polskich imprezach, gdzie wszystkim biorącym udział w imprezie wręcza się takie same medale, niezależnie od pokonanego dystansu czy techniki.

Wien Energie Halbmarathon to impreza bez porównania mniejsza od Vienna City Marathon, któremu również mieliśmy okazję się przyglądać. W tym roku na głównym dystansie wiedeńskiej „połówki” wystartowało 1000 osób, na towarzyszących drugie tyle, co przy ponad 40 000 osób na kwietniowej imprezie, wypada słabo.

Trudno też szukać tutaj międzynarodowej obsady. Pojawił się jeden Etiopczyk, który oczywiście wygrał i to z prawie ośmiominutową przewagą (1:04:47). Na listach wyników widnieje troje Polaków, jednak wszyscy mieszkają na co dzień w Wiedniu. Bieg odwiedzają Niemcy, Słowacy i Włosi, którzy mają najbliżej, najczęściej jednak startujący to Wiedeńczycy.

Impreza jest dobrze zorganizowana i warto się na nią wybrać, jeśli ktoś ma ochotę zwiedzić Wiedeń (niekoniecznie w trakcie biegu). Zwłaszcza, że opłata startowa jest dwu- lub trzykrotnie niższa od opłat na wiedeński maraton.

KM