Wśród setek uczestników niedawnego ultramaratonu 3xŚnieżka - 1xMont Blanc w Karpaczu był jednym z najmniej doświadczonych biegaczy. Ale też jednym z najbardziej zdeterminowanych.
Mariusz Antoni Kamiński (na zdjęciu podczas imprezy w Karpaczu), polityk i prawnik rodem z Białegostoku, poseł na Sejm VI i VII kadencji, postawił na bieganie jak My. Nam opowiada jak czuje się w świecie ultramaratonów, w który wkroczył na początku lipca, choć jeszcze nieoficjalnie.
Zakończył Pan rywalizację w Karpaczu po ponad 11 godzinach, ale... nie znalazł się w końcowych wynikach. Co się stało?
Mariusz Antoni Kamiński: Na mecie swojego pierwszego ultra zameldowałem po 11 godzinach i 25 minutach. Trochę mi zabrakło do ukończenia biegu w limicie, który wynosił tu 10 godzin i 30 minut. Jednak jak na absolutnego debiutanta - wcześniej tylko półmaraton, który nigdy nie biegał w górach, jestem bardzo zadowolony. Początki bywają trudne (śmiech)
Jakie odczucia po debiucie? Nie zniechęci pana bardzo długi dystans?
To był trochę szalony pomysł porwać się od razu a takie wyzwanie (śmiech). Fakt, że udało mi się przebyć 57 kilometrów w 40-stopniowym upale i 3 razy zdobyć Śnieżkę jednego dnia to wspaniałe uczucie. Jednocześnie taki bieg bardzo uczy pokory, pokazuje jak jeszcze dużo pracy mam do wykonania i w którym miejscu jestem.
Będą kolejne starty? Gdzie?
Coś w tym jest, że jak już raz pobiegnie się w ultramaratonie górskim to chce się znowu poczuć to uczucie, które towarzyszy ci na trasie. Człowiek ciągle o tym myśli. Dlatego chciałbym jeszcze w te wakacje pobiec w Chudym Wawrzyńcu, a we wrześniu w Krynicy na 64 km. A potem zobaczymy...
Skąd u Pana zainteresowanie biegami ultra? Biegających polityków nie brakuje, choć dotyczy to niemal wyłącznie krótszych dystansów, do maratonu. W wirtualnym wyścigu o tytuł najtwardszego polityka w kraju rzucił Pan rękawicę europosłowi Wojciechowi Olejniczakowi, szef polskiego związku triathlonu!
Tu nie chodzi o wirtualną rywalizację, albo o udowodnienie czegoś innym. Kiedy stajesz na starcie robisz to dla siebie. Walczysz z własnymi słabościami i starasz się być coraz lepszy. Zresztą Wojtek to twardy facet i ma duże osiągnięcia. Szanuję go za to.
Jakie były pana biegowe początki?
Rekreacyjnie biegam od kilku lat, ale nie były to jakieś duże dystanse.
Często startuje pan w biegach ulicznych?
Bardziej intensywnie trenuję od wiosny tego roku. Tak więc nie mam zbyt dużego doświadczenia. Przed biegiem ultra w Karpaczu wystartowałem w półmaratonie w Białymstoku i Wenecji oraz na 10 km w Warszawie.
Notuje pan rekordy życiowe?
Na tym etapie trudno mówić o życiówkach, bo jestem na początkowym etapie. Najlepszy wynik uzyskałem podczas Moonlight Half Marathon w Wenecji w maju tego roku - 1:52:55 (po 2 miesiącach przygotowań). Jednak dużo większą wagę niż do rekordów przywiązuje do intensywnych i systematycznych treningów, a zwłaszcza nauki zbiegów, które są jednym z trudniejszych elementów do wyćwiczenia w biegach górskich.
Kto jest pana biegowym guru, wzorem do naśladowania?
Mógłbym wymienić wielu wspaniałych zawodników, którzy są żywą legendą i wzorem do naśladowania. Jednak dla mnie prawdziwym bohaterem jest Darek Strychalski z moich rodzinnych Łap. To człowiek który udowodnił, że nic nie jest w stanie go zatrzymać. Dzięki niespotykanej determinacji poradził sobie z przeciwnościami losu. Jest niepełnosprawnym biegaczem a rywalizuje z sukcesami ze zdrowymi. W 2014 roku ukończył Badwater w 45 godzin. To wielki wyczyn!
Znacie się panowie osobiście?
Niestety nie. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś go spotkać i zamienić parę słów. Może na jakiś zawadach a może po prostu gdzieś na trasie między Łapami a Białymstokiem, gdzie sam też często trenuje.
Jak na pańskie hobby biegowe reaguje rodzina?
Ogromnie wspiera mnie moja żona Ilona. To dzięki jej wsparciu i motywacji, kiedy złapał mnie kryzys na 45. kilometrze biegu w Karpaczu przy trzecim podejściu na Śnieżkę, udało mi się przezwyciężyć słabość i dotrzeć na metę. Często biegaliśmy razem, teraz Ilona jest w ciąży i niedługo przyjdzie na świat nasz syn Aleksander. Myślę, że na jesieni wrócimy do wspólnych treningów. Może kiedyś uda nam się wspólnie pobiec bieg ultra.
Gratulujemy potomka! Pana biegowe marzenia, cele?
Chciałbym ciągle się rozwijać i zdobywać doświadczenie. Wiem, że potrzeba na to wielu, wielu lat bo jestem na początku drogi. Chciałbym więc biegać z roku na rok coraz więcej kilometrów bez kontuzji i startować w kolejnych zawodach.
Powodzenia i do zobaczenia na trasach!
Rozmawiał Grzegorz Rogowski
fot. Archiwum prywatne Mariusza A. Kamińskiego