Półmaraton w Rzymie okiem (nie) biegacza

Kocham piłkę nożną....

Wiem, nie tego się spodziewaliście. Ale taka jest prawda. Bieganie nigdy dla mnie nie było celem samym w sobie, a jedynie narzędziem treningowym do bycia lepszym „kopaczem”. Niestety moje marzenia pokrzyżowały różne decyzje czym doprowadziłem do przewlekłych zapaleń achillesów. Nic przyjemnego i nikomu tego nie życzę. Blisko 5 lat życia zmarnowałem na ich leczenie – pisze Michał Maliński z Warszawy.

Od pół roku moje nastawienie do biegania się zmieniło i muszę przyznać, że po ciężkich początkach zaczynam widzieć światełko w tunelu. Stąd decyzja o pierwszym oficjalnym półmaratonie! Ciekawostka - we Włoszech.  

Część moich spostrzeżeń może wydać Wam się dziwna, ale jak zaznaczyłem nie jestem i nie byłem biegaczem, więc moje spojrzenie może być inne od Waszego.

Zapisy na bieg

Po podjętej decyzji o starcie zacząłem szukać informacji o samym biegu i jego organizacji. Zacząłem od www.romaostia.it. Strona jest dostępna w trzech językach tj. włosku, francusku oraz angielsku, ale żeby nie było zbyt pięknie wersja ostatnia jest znacznie okrojona. Dużo informacji uzyskałem z facebokowego fanpage'a imprezy. 

Nie ukrywam, że długo czekałem z finalną decyzją, a jak już się zdecydowałem, to miałem poważny problem z rejestracją. Nie wiem czy to była kwestia przeciążonego serwera, czy tego, że próbowałem to zrobić z Polski, ale mimo wielu prób nie udało mi się zapisać. Zacząłem szukać pomocy poprzez mail na stronie oraz na facebook.

Na maila od razu dostałem odpowiedź automatyczną, że z uwagi na ilość zapytań czas odpowiedzi jest wydłużony i mogę czekać do 48 godzin - czekałem znacznie dłużej. Na facebooku (biuro prasowe?) odpisywali zazwyczaj z kilkugodzinnym opóźnieniem, ale nie byli decyzyjni, więc jedyne co mi radzili to uzbroić się w cierpliwość i szczerze, to po szóstym mailu już zwątpiłem, że ktokolwiek mi odpowie. W końcu na trzy tygodnie przed imprezą otrzymałem pozytywną odpowiedź ze specjalnym linkiem poza stroną rejestracyjną!

Tym razem bez problemu w kilka minut zapisałem się i dokonałem opłaty w wysokości 36 euro. Tutaj ważna uwaga dla osób, które nie miały okazji płacić za coś z Włoch przelewem - ich bankowość miewa problem z naszymi bankami i warto jest korzystać z pośredników jak dotpay, paypal, itp.

Można więc połączyć grafiki organizatorów promujących rejestrację i stwierdzić, że aby się zapisać trzeba być prawdziwym super bohaterem!


Odbiór pakietu

Wiedziałem, że może to nie być proste, ale nie wiedziałem, że aż tak... i to nie kwestia znalezienia budynku, to znacznie bardziej skomplikowane - to kwestia zrozumienia włoskiej natury.

Znalezienie miejsca odbioru pakietów było proste, sposób połączenia komunikacją miejską z centrum Rzymu dość dobry, dotarcie do budynku i już zaczynają się schody, bo nie dość, że wszędzie tłum ludzi, to nie wiadomo do którego „okienka” podejść. Docierając na miejsce pomijając spodziewany tłum zaczęła się prawdziwa zabawa

Kolejki na kolejkach i nie wiadomo gdzie powinienem stanąć, na szczęście znajduję w końcu osobę z obsługi mówiącą umiarkowanie po angielsku, która skierowała mnie do – niestety – baaaardzo długiej kolejki, na końcu której siedziała jedna Pani przy małym stoliku. Gdzie tu logika? Tu jest ogromna kolejka i jedna osoba obsługi, a za mną 9-12 stanowisk z pracownikami i o połowę mniej „petentów”. Uznaliśmy z żoną, że to może okres przejściowy i pójdziemy zobaczyć strefę Partnerów - wystawców. Składała się z kilkunastu małych stanowisk głównie z ubraniami dla biegaczy oraz dwoma stoiskami z zegarkami sportowymi i jednym z odżywkami, nic rewelacyjnego.

Wrażenie zrobiła dopiero strefa głównego sponsora marki Adidas, gdzie poza produktami była możliwość porozmawiania ze specjalistami i dobranie odpowiedniego sprzętu do analizy biegu oraz scena z niekończącymi się aktywnościami. Przejście całej strefy zajęło nam może ok. 15 – 20 minut.

Wracając do „kolejek” - niestety zauważyliśmy, że praktycznie nic na lepsze się nie zmieniło. Nie pozostało nic innego jak odstać grzecznie swoje i uzbroić się we włoską cierpliwość. Na szczęście po 30 minutach okazało się, że wyodrębnili osobną kolejkę i rozróżnili osoby bez badań lekarskich od osób spoza Włoch (tak, we Włoszech, aby wystartować w takiej imprezie, obowiązkowe jest zaświadczenie od lekarza specjalisty o stanie zdrowia). W ten sposób w kolejne dziesięć minut udało się załatwić sprawę, tylko że jak się okazało, nie był to koniec.

Po tym jak Pani zatwierdziła moje zgłoszenie i badania lekarskie, mogłem stanąć w drugiej kolejce, w której odebrano ode mnie zatwierdzone dokumenty. Otrzymałem teczkę z numerem startowym, broszurą informacyjną (tylko po włosku) oraz chipem. Pełen radości, że to już koniec zacząłem się zastanawiać, a gdzie koszulka startowa? I tu się dowiedziałem, że muszę przejść przez całą strefę partnerów i stanąć w kolejnej kolejce po koszulkę.

Na szczęście to akurat udało się załatwić płynnie. Co ważne podkreślenia inni cudzoziemcy podobnie jak ja odczuwali, że można byłoby to załatwić nieco lepiej, ale Włochom odbierającym pakiety ta sytuacja nie przeszkadzała i namiętnie dyskutowali. Widocznie taki mają klimat i nie ma się co irytować.


Organizacja

Roma Ostia Half Marathon ma status Road Race Gold Label w ramach certyfikacji IAAF. Dodając wielkiego partnera – Adidas – który przygotował specjalną kolekcję ubrań i butów na ten bieg spodziewać się można perfekcyjnej organizacji. Zatem czy tak było? Czy strefa startu, mety, zabezpieczenie trasy, punkty odżywcze, punkty pomiaru były dobrze przygotowane?

I tu po wcześniejszych przygodach muszę pochwalić, bo praktycznie wszystko było zorganizowane na wysokim poziomie. Edycję 2016 ukończyło 10 708 osób, czyli zapewne mniej niż ukończy niedługo półmaraton w Warszawie.

Nie jestem w stanie ocenić jaka liczba pacemakerów podczas takiego biegu jest odpowiednia, ale byli rozplanowani „co 5 minut”. Wydaje mi się, że to odpowiednia ilość. Co warte podkreślenia, podczas Expo można było zobaczyć, a wręcz podejść i porozmawiać z pacemakerami.

Pogoda

Wyjeżdżając z Polski żegnała nas „piękna” marcowa pogoda, czyli dwa stopnie i deszcz. We Włoszech w ciągu dnia było 18 stopni i słońce, więc nieporównywalna różnica. Nie wiem, jaka jest idealna pogoda do biegania, ale w moim odczuciu było optymalnie. Rano lekki chłód i potem razem z budzącym się do życia słońcem narastał lekki wiaterek. Po samym biegu skorzystałem jako nieliczny z bliskości morza i schłodziłem ciało, choć temperatura wody była bliższa krioterapii niż włoskiego wakacyjnego morza.


Trasa

Myśląc o Rzymie byłem przekonany, że trasa będzie pełna pięknych widoków, ale jakoś nie skojarzyłem zupełnie, jaka jest sama trasa. Rzym to jedno z najważniejszych pozostałych antycznych miast. Co ważne, miasto położone jest na siedmiu wzgórzach, a częstym podłożem jest nieidealna dla biegaczy kostka brukowa. Trasa do Ostii wiedzie od obrzeży miasta – dzielnicy EUR, założonej przez Mussoliniego, w kierunku morza. Osobiście nie byłem przygotowany na aż tyle podbiegów i to tak długich.

Wracając jednak do samego biegu. Start został podzielony na trzy fale. W każdej odpowiednia ilość pacemakerów. Jako debiutant rozpocząłem w zaszczytnej trzeciej fali i to prawie na końcu.

Nie sądziłem, że atrakcje przed zawodami będą sięgały tak wczesnych godzin.

Już od 8.00 ludzie zaczęli się zbierać, były specjalne drużynowe rozgrzewki, aktywności z konkursami i masa osób, jak ja, rozgrzewających się na własną rękę.


Początek trasy do blisko 3 km było wąskie, ale poza tym cała trasa była szeroka, a od pierwszego z trzech „rest pointów” szeregi się przerzedziły. Pierwszy rest point (5,6 km), to zwykła, bardzo zimna woda. Drugi (10,9 km) woda i żele energetyczne (których zabrakło - organizatorzy nie zapewnili odpowiedniej liczby do ilości zawodników ani dostawy). Trzeci (16,5 km) woda i ku mojemu zaskoczeniu pomarańcze, na których można było wywinąć niezłego orła, bo skórki leżały przez dobre sto metrów na środku trasy.

Dodatkowo na 14. kilometrze była strefa dodatkowa gdzie w „bezstratny” dla swojego wyniku sposób można było skorzystać z toalety.

Sama trasa była dość monotonna. W większości szeroka, sporo długich podbiegów, bez ciasnych zakrętów, z jedną pod koniec nagłą nawrotką. Momentami biegnąc długi podbieg można było odczuć lekką monotonię widząc tłum po horyzont, bo widoki mimo, że zapierające dech w piersi, to często podobno do siebie. Oczywiście mijając w drodze do Ostii pomniejsze miejscowości zdarzały się orkiestry, kibicujące rodziny, dopingujący rowerzyści.

Nawierzchnia poza brukowym początkiem praktycznie cała asfaltowa. Sama końcówka była tak przygotowana, by kończąc można było zobaczyć morze i przyznam, że widok był niesamowity. Po biegu dość sprawnie można było odebrać pakiet do regeneracji, wypić ciepłą herbatę, zjeść lody, skorzystać z masażu. Odbiór medalu też poszedł sprawnie.

Jedyne czego nie dopracowali organizatorzy to sposób w jaki wydostając się z miasteczka biegacza mogli przemieścić się nad morze, gdzie były prysznice i przebieralnie oraz restauracja, gdzie można było się posilić.Czekając w kolejkach na prysznic nie mogłem nie skorzystać z kąpieli w morzu, która zapewniła mi prawdziwą krioterapię.

Podsumowanie

Czy mimo kilku niedogodności organizacyjnych moim zdaniem warto? Czy zdecydowałbym się jeszcze raz wiedząc z czym wiąże się branie udziału w tym biegu? Myślę, że tak, ale po wielu rozmowach ze znajomymi bardziej doświadczonymi biegaczami wszystkim nie polecałbym tej imprezy.

Zatem jeśli zależy Ci na fantastycznej atmosferze, w pięknym, przepełnionym bogatą historią miejscu, a bieg jest tylko dla Ciebie miłym dodatkiem do urlopu, to jest to idealna impreza sportowa dla Ciebie. Jednak, jeśli szukasz miejsca, w którym zamierzasz walczyć nad złamaniem rekordu życiowego, to wydaje mi się, że znajdzie się wiele bliższych półmaratonów, gdzie będziesz mógł spełnić swoje cele jak na przykład PZU Półmaraton Warszawski, który już niebawem.

Michał Maliński