"Projekt-marzenie Tokio 2020 zamknięty!" Dominika Stelmach wkracza na nową (biegową) drogę życia [ROZMOWA]

  • Biegająca Polska i Świat

Dominika Stelmach nie lubi się nudzić. I nie pozwala na nudę swoim kibicom. W jej biegowym życiu zawsze wiele się dzieje, tak też było w tym roku. Rozpoczęła treningi pod okiem naszego czołowego maratończyka Mariusza Giżyńskiego i postanowiła powalczyć o spełnienie marzenia życia: start na igrzyskach olimpijskich w Tokio. „Stawiam na maraton uliczny!” - obwieściła.

Dominika Stelmach walczy o Tokio z nowym (tajemniczym) trenerem. Ale najpierw Kenia!

Wiosną 37-letnia warszawianka, która jakiś czas temu zrezygnowała z pracy zawodowej by poświęcić się bieganiu, wygrała maraton w Łodzi z czasem jednak bardzo dalekim od jej oczekiwań (2:39:11).

Bezkonkurencyjna Stelmach, dzielny Rogiewicz – 9. DOZ Maraton Łódź [DUŻO ZDJĘĆ]

Generalnym sprawdzianem szansy na powodzenie odważnego projektu miał być październikowy bieg maratoński we Frankfurcie. Przed wylotem do Niemiec Dominika powiedziała mi, że jeśli uda się osiągnąć wynik w granicach 2:32, wiosną zaatakuje minimum na Tokio (2:29:30). Jeśli natomiast nie... brała poważnie pod uwagę rezygnację z olimpijskich marzeń i ostateczne „pójście w ultra”.

We Frankfurcie się nie powiodło. Biegło jej się słabo i po 20 kilometrach zeszła z trasy. Co zatem planuje jedna z najwszechstronniejszych polskich biegaczek? Zapytaliśmy o to wprost Dominikę Stelmach.

3 dni po maratońskim niepowodzeniu podjęłaś już decyzję co do swojej biegowej przyszłości? Czy „Projekt Tokio” uważasz za zamknięty?

Ciągle jeszcze układam sobie w głowie, co będę robiła w przyszłości. Na pewno nie zarzucam całkowicie maratonu ulicznego, bo będę chciała jeszcze się trochę w nim poprawić i uzyskać wynik lepszy niż rekord życiowy (2:37:09 – red.). Na pewno jednak maraton nie będzie już moim priorytetem. Potraktuję go raczej jako środek do celu, którym będą biegi ultra.

A marzenie o Tokio?..

Tak. Temat zamknięty. Chociaż... czasami zastanawiam się i próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie, czy igrzyska olimpijskie były marzeniem na pewno moim...

O, bardzo Cię przepraszam! Sama mi o nim mówiłaś!

Tak, tak, mówiłam, ale... Chodzi o to, czy było to marzenie moje, czy ktoś je wymyślił, a ja dałam je sobie wmówić. Ale dajmy temu spokój, nie chcę drążyć.

Podrążmy zatem, dlaczego projekt maratoński się nie powiódł?

We Frankfurcie za szybkie było tempo na początku, mnóstwo przepychanek w tłoku – to jest jednak bardzo duży maraton. Puściłam Przemka, który był pacemakerem dla mnie i Ani Gosk, moja głowa zwariowała i szybko się poddałam. Postanowiłam tylko zrobić dobry trening i dobiec do 20 kilometra, gdzie można było wsiąść do autobusu. Potem zaczęło mi się biec nawet całkiem nieźle, ale w głowie wszystko było już „pozamiatane”.

Tyle o niepowodzeniu w Maratonie Frankfurckim. A ogólnie to... wywarłam na siebie za dużą presję psychiczną i nie wytrzymałam tego. A dodatkowo widzę teraz, że nie byłam na maratonie skoncentrowana w stu procentach, nie umiałam się całkowcie mu poświęcić, podporządkować. Nie miałam czystej głowy, ciągle z tyłu kołatało mi się pytanie, czy na pewno powinnam skupić się akurat na maratonie, czy to królewski dystans jest mi najbardziej potrzebny do szczęścia.

Na dodatek jeszcze mąż mi mówił „nie biegaj już tych maratonów, jak ci nie pójdzie we Frankfurcie to nawet lepiej, dasz sobie z tym spokój”. I jeszcze świadomość, jak kosmicznie dużo dzieli cię od najlepszych, Kenijki, która jest w stanie pobiec 2:14... Wszystkie takie myśli nie pomagają, jeśli non stop się kłębią. Głowa nie dała rady.

Dużo się zmieni w Twoim biegowym życiu? Przedłużenie dystansu z maratonu do ultra wymaga dużych zmian w treningu?

Biegi ultra wymagają nieco innego treningu niż maraton, nawet te krótsze dystanse. Niby zasada jest podobna, bo próbujemy podwyższać i przekraczać progi, ale jednak trzeba na przykład więcej siły. Będzie więc powrót do roweru i spinningu, które bardzo lubię, a które w treningu maratońskim całkowicie zarzuciłam. A to w przeszłości świetnie mi robiło! Ultra zawsze sprawiało mi najwięcej przyjemności, dawało największą satysfakcję. To jest całkiem inny ból, inne cierpienie.

To będzie ultra górskie czy długie biegi płaskie, uliczne?

Jedno i drugie. Z naciskiem jednak na biegi płaskie. Moimi głównymi startami w roku 2020 będą prawdopodobnie Comrades Marathon 90 km w czerwcu w RPA (w tym roku Stelmach zajęła tam 5 miejsce – red.) oraz mistrzostwa świata w biegu na 100 km we wrześniu w Holandii. A jakiś maraton, bardzo możliwe, że w Polsce, pobiegnę na wiosnę. Postaram się o „życiówkę”, ale nie będzie już presji „złamać 2:30”. Szybki maraton ma mi pomóc poprawić się w ultra, ucieszy mnie więc nawet 2:35.

Comrades Marathon: historyczny wynik Gerdy Steyn. „Umierająca Dominika Stelmach”

A w tym roku zawieszasz już biegowe buty na kołku?

Nie mam żadnej kontuzji, żadnego najdrobniejszego urazu, postanowiliśmy więc z Mariuszem Giżyńskim, że warto wykorzystać wypracowaną szybkość i formę. W listopadzie wystartuję w górskich mistrzostwach świata na długim dystansie w Argentynie.

Czy Mariusz Giżyński pozostaje Twoim trenerem?

Na razie, oczywiście, tak. Potem musimy usiąść i pogadać o moich celach na przyszłość, o tym co będzie z maratonem. Sporo jest ciągle drobnych znaków zapytania, a odpowiedzi na nie zaważą na decyzjach dotyczących przyszłości. Muszę sobie wszystko spokojnie poukładać w głowie.

A jesteś zadowolona z niespełna rocznej współpracy z naszym czołowym maratończykiem?

Spektakularnych wyników w maratonie w tym roku nie zrobiłam, nawet do „życiówki” sporo mi zabrakło. Natomiast to był pierwszy rok od dawna bez urazów i kontuzji, czuję też, że zrobiłam postęp, bo mam znacznie szybsze tempo na treningach. Wiadomo, oczywiście, że nie chodzi o szybkie bieganie na treningach, tylko w zawodach, no ale wiem, że na zrobionej bazie będę mogła szybko biegać.

I jeszcze jeden aspekt: tegoroczny trening z Mariuszem był zupełnie inny niż to, co robiłam co do tej pory, a organizm potrzebuje trochę czasu, by zaadaptować się do nowych bodźców, efekty często przychodzą dopiero po jakimś czasie. A zatem: tak, jestem zadowolona ze współpracy z Mariuszem Giżyńskim.

Dominiko, wszystkiego w takim razie na „nowej drodze życia”, niech Ci się wiedzie i szczęści na ukochanym ultra!

Nie jest to dla mnie tak całkiem „nowa droga” (śmiech), ale oczywiście bardzo dziękuję!

Rozmawiał Piotr Falkowski