Niedawno cała Polska, nie tylko biegowa, usłyszała o przypadku dotkliwego pogryzienia biegacza przez trzy psy w łódzkim Arturówku w Lesie Łagiewnickim.
Łódź: Biegacz dotkliwie pogryziony przez psy
Wiele już na ten temat napisano. W dyskusjach o tym incydencie wyrażono wiele opinii. Niektóre były wyważone, inne skrajne – pochodzące zarówno od zwolenników radykalnego rozwiązania problemu wałęsających się psów, jak i miłośników czworonogów.
Nie byłem naocznym świadkiem tego konkretnego przypadku, więc nie będę się na jego temat konkretnie wypowiadał. Sytuacja ta jednak zainspirowała mnie do spisania zbioru luźnych przemyśleń na temat spotkań z nieprzewidywalnymi, czy też potencjalnie agresywnymi psami. Nie jest to w żadnym razie poradnik – pewnie każdy ma inne doświadczenia z psami i nie każdy będzie umiał się w ten sposób zachować. Wynika to z wielu osobistych uwarunkowań, nad którymi czasem trudno jest zapanować. Fachowcy pewnie wytkną mi błędy – ale o tym później.
To, co napiszę dalej, dla wielu będzie kontrowersyjne. Według mnie zdecydowana większość przypadków pogryzień ludzi przez psy byłaby do uniknięcia, gdyby ludzie umieli się w takiej sytuacji odpowiednio zachować. Nie znaczy to, że wina leży po stronie pokrzywdzonego. Człowiek nie ma obowiązku posiadać umiejętności „dogadywania się” z psami. Winni są zwykle właściciele zwierzaków, którzy ich nie dopilnowali, lub też ci, którzy je skrzywdzili swoim traktowaniem na jakimś etapie życia. Pewne umiejętności mogą być jednak przydatne. Tak samo, jak np. znajomość pływania może uchronić przed utopieniem się.
Co zrobić w przypadku spotkania psa, czy też psów wyglądających na agresywne, lub też według naszej oceny mogące nam zagrozić? Najgorsze, co można zrobić, to uciekać. Psy to wciąż drapieżniki. Dla nich wszystko, co ucieka, to zwierzyna łowna. A przy tym nie są już wilkami, z natury ostrożnymi przed ludźmi, lecz są z nami oswojone. Kiedy uciekamy, mamy jak w banku, że taki burek capnie nas za łydkę. Dla niego może to być „prawdziwe” polowanie lub zabawa, ale skutek może być podobny.
Powtarzam – nie wiem, jak zachował się biegacz poszkodowany w łódzkim incydencie. Wiemy, że miał do czynienia z trzema psami. A to już wataha, w której włącza się instynkt stadny. W takiej sytuacji, jeśli psy wykazują agresję, z mojego doświadczenia swoją reakcję trzeba przesunąć w skali od „pokojowej” w kierunku „asertywno-obronnej”. Nie mówię, że „agresywnej”. Ale o tym za chwilę.
Pies wyglądający w naszym pojęciu na agresywnego rzadko jest nastawiony w stu procentach na siłową konfrontację. Chyba, że jest totalnym psychopatą. Tacy też się zdarzają, ale z mojego doświadczenia znacznie rzadziej, niż wśród ludzi. O tym będzie dalej w fachowym komentarzu, o który poprosiłem znajomą, która na co dzień pracuje z psami.
Z potencjalnie agresywnymi psami metodą prób i błędów wypracowałem sobie, żeby dawać sygnały w następującej kolejności: jestem twoim przyjacielem – nie mam złych zamiarów – chcę spokojnie odejść – ale lepiej dla ciebie, żebyś mnie nie atakował. Na bieżąco w zależności od sytuacji, z większym naciskiem na niektóre sygnały, i uważając żeby nie były one sprzeczne. Zwykle mamy na to sekundy, a czasem ułamki sekund. Robię to intuicyjnie, ale na potrzeby tego artykułu trochę to usystematyzowałem.
Jeszcze raz podkreślę – z POTENCJALNIE agresywnymi psami. Pies jest bardzo rzadko nastawiony z góry na konfrontację. Zwykle najpierw ocenia sytuację. Dokładnie tak, jak my.
Kilka przykładów:
Na wycieczce rowerowej z kolegą przekraczaliśmy teren autostrady w budowie. Nie wszędzie dało się jechać, więc czasem prowadziliśmy rowery. Była niedziela i pusto, od strony baraków budowlanych zaczęły się do nas zbliżać dwa psy, najwyraźniej pilnowały terenu, jeden mniejszy, drugi duży pitbullowaty. Oceniłem, że ten duży zareaguje w zależności od tego, co my zrobimy. Uspokoiłem kolegę, że pogadam z psem. Przed ewentualnym przyjęciem postawy obronnej przyjąłem pokojową – przykucnąłem i wyciągnąłem rękę. Pies się zatrzymał kilka metrów ode mnie, popatrzył chwilę i przyjął pozycję „sfinksa”, czyli sygnał do zabawy (po angielsku to się nazywa „play bow” – można wyszukać zdjęcia w sieci). Potem spokojnie podszedł, obwąchał mi rękę i nawet pozwolił się pogłaskać po brzuchu. Następnie się przywitał z mocno zdziwionym i jeszcze trochę niepewnym kolegą, który wcześniej miał złe doświadczenia z psami.
Przebiegaliśmy większą grupą obok wiejskich zabudowań. W otwartej bramie stał duży pies w typie owczarka kaukaskiego – uważanego za rasę potencjalnie niebezpieczną. Warczał i szczerzył kły – z mojego doświadczenia zachowanie groźniejsze i bardziej odstraszające, niż szczekanie. Po prostu bronił swojego terytorium. Wszyscy ominęli go szerokim łukiem. Ja też nie wchodziłem na jego teren, lecz zatrzymałem się kilka metrów od niego. Tak jak w poprzednim przypadku, przykucnąłem i lekko wyciągnąłem rękę. Pies jeszcze raz cicho warknął, po czym niepewnie do mnie podszedł i powąchał moją rękę. Takie psie powitanie. Wyczułem go, że tylko pilnuje domu i nie ma wobec mnie złych zamiarów, jeśli tylko ja nie będę takich miał.
W podobny sposób przywitała się ze mną pewna owczarka belgijska. „Odważny jesteś” – stwierdził jej podpity właściciel. Opowiedział, że kiedyś z własnej inicjatywy złapała ona za łydkę stukilowego draba bijącego kobietę i przeciągnęła go na drugą stronę ulicy.
Instynkt terytorialny włącza się u psa nie tylko w okolicach jego podwórka, ale także kiedy wydaje mu się, że możemy zagrozić jego panu albo pani. Podkreślam – wydaje mu się w jego pojęciu, niezależnie jakie są nasze rzeczywiste zamiary. Może np. tak odebrać nasze zbliżanie się biegiem w kierunku jego człowieka.
W żadnym ze wspomnianych przypadków nie próbowałem głaskać psa po głowie od góry. Pies odczyta to jako próbę zdominowania go i nie będzie zadowolony. Stąd moje przykucnięcie to zrównanie się z psem poziomem – nie chcę cię zdominować, jestem twoim przyjacielem. Niektórzy z moich znajomych jednak porównują te moje „eksperymenty” z grą w rosyjską ruletkę.
To tyle o „przyjaznym” końcu skali zachowań. Na wybranie reakcji mamy czasem ułamki sekund. Pojedynczy pies może nas chcieć zaatakować, kiedy wydaje mu się, że zagrażamy jego terytorium – np. kiedy przebiegamy obok jego podwórka, a brama jest otwarta. Jak wspomniałem, czasem pomaga pokojowa „rozmowa”, ale to już trzeba wyczuć. Niektórzy radzą ominięcie pilnowanego terenu szerszym łukiem, jakby ignorując psa – ale z mojego doświadczenia wtedy też trzeba zwolnić do spokojnego marszu i patrzeć w stronę psa, kontrolując sytuację. Bo dla niego wszystko, co ucieka, to zwierzyna. Jak to nie pomaga – albo czuję, że nawet nie ma co próbować – to zwykle działa przyjęcie obronnej postawy, zrobienie się większym przez uniesienie rąk itp., ale wciąż bez wykazywania aktywnej agresji.
Bardzo pomaga udawane schylenie się po kamień albo kija z ziemi – 99% wiejskich burków się wycofa – albo zamarkowane kopnięcie w kierunku psa, kiedy ten się zbliża. Manewr ten można powtarzać kilkakrotnie, szczególnie, gdy psów jest więcej. Jednocześnie cały czas się spokojnie i pomału oddalamy od pilnowanego przez psy terytorium. Miałem takie sytuacje kilkakrotnie. Jeśli psów jest więcej, rzeczywista gałąź tym bardziej pomoże, jeśli znajdziemy ją pod ręką. Jednak do aktywnej samoobrony przeszedłbym naprawdę w ostateczności, bo za bardzo lubię psy.
Będę w nieskończoność powtarzał, że ucieczka jest najgorszą opcją. Kiedyś w dzieciństwie zupełnie nieszkodliwa psina ugryzła mnie w łydkę, kiedy niepotrzebnie przed nią uciekałem na rowerze. Pewnie powiecie, że w takim razie nie była „zupełnie nieszkodliwa”. Może to się wydawać kontrowersyjne, ale podejrzewam, że prawie wszystkie przypadki pogryzienia biegaczy są przez niepotrzebne uciekanie, niepotrzebną agresję albo inne negatywne sygnały wynikające ze strachu czy niechęci wysyłane przez biegaczy i są do uniknięcia. Co oczywiście nie wyklucza ani nie umniejsza częstej winy właścicieli psów. Ale nie to jest tematem tego artykułu, lecz to, jak się zachować, kiedy już dojdzie do spotkania z nieprzewidywalnym psem albo psami.
Rozmawiałem na ten temat z różnymi ludźmi. Nieraz zwracali mi uwagę, że w ich przypadku to tylko teoretyczne rozważania, bo w zagrożeniu zachowają się instynktownie. Niektórzy mają głęboko zakorzeniony lęk przed psami i trudno byłoby im się zdobyć na wspomniane wcześniej wysłanie „pokojowego” sygnału. Już prędzej na postawę „asertywno-obronną”.
W ich przypadku zachowanie przyjazne bądź obojętne, nawet jeśli wyuczone, zostanie przez psy odebrane jako fałszywe – tak twierdzą. Może i tak naprawdę jest. „To działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Pies wyczuwa twój lęk i udziela mu się twoja energia.” – znalazłem taką opinię w sieci. „Ja to wszytko rozumiem – taka jest teoria, tylko naprawdę, w sytuacji realnego zagrożenia nawet mega opanowana osoba może "stracić głowę" i po prostu uciekać albo próbować się bronić, co jest bez sensu, wiem. Też uważam się za raczej opanowaną, a jednak wolałabym granic tego opanowania nie sprawdzać w konfrontacji z psem, albo gorzej – z psami. Wiem też, że psy z natury nie są złe i że wszystko to wina człowieka itp., ale teoria teorią, a w praktyce może być różnie.” – napisała gdzieś inna osoba.
Pojedynczy pies biegający luzem i nie czujący zagrożenia terytorialnego praktycznie na pewno nie zaatakuje człowieka z własnej inicjatywy, jeśli ten w jego pojęciu nie ucieka. Jak będzie z grupą psów – trudniej przewidzieć, ale pewnie też bardzo dużo zależy od zachowania człowieka. Jak było we wspomnianym na początku incydencie – nie mogę się wypowiadać, bo nie byłem na miejscu. Trudno mi uwierzyć, żeby trzy psy na gigancie, biegające luzem i nie pilnujące swojego terytorium, tak po prostu z własnej inicjatywy wybrały się na polowanie na człowieka. Może uważały większy obszar za swoje terytorium? Znów powtórzę – nie byłem tam i nie wiem, jak naprawdę było – ale nie bardzo mogę sobie to wyobrazić.
Podobno są wśród psów totalni psychopaci, nastawieni na konfrontację niezależnie od wysyłanych przez człowieka sygnałów. Może miałem szczęście, ale jeszcze takiego nie spotkałem. Prawdopodobnie tak zachowa się szkolony do agresji pies poszczuty przez swojego właściciela.
* * * * *
Poprosiłem o krytyczny komentarz znajomą biegaczkę Dorotę Harężlak, prowadzącą Pozytywną Szkołę Przewodników Psów „4 Łapy Psa” w Łodzi.
– Ponieważ nie byłam świadkiem opisanego wydarzenia – pogryzienia biegacza przez psy, ciężko mi jest odnieść się do konkretnej sytuacji – stwierdza trenerka. – Ogólne spostrzeżenia opisane przez Ciebie są i słuszne, i nie. Pracuję z psami od wielu lat i moje doświadczenie pozwala mi stwierdzić, że są psy agresywne, które potrafią zaatakować człowieka (psa, kota, ptaka…) z wewnętrznej potrzeby. Ta potrzeba może być różna. Może to być pies lękliwy, który faktycznie na tyle boi się człowieka, że go zaatakuje. Jednakże takie psy przeważnie chcą oddalić od siebie element środowiska, którego się boją. Wówczas faktycznie spokojne oddalenie się może pomóc. Ale są psy, które lubią atakować – gryżć.
W ustawie o ochronie środowiska jest publikowana lista ras uważanych za potencjalnie niebezpieczne. Psy, które się tam znalazły, to rasy (lub psy w typie rasy) dla których atak jest naturalnym zachowaniem, często instynktownym. Chcę zaznaczyć, że pies to nadal zwierzę. Patrząc na przeciętnego psa domowego zapominamy, że mają one zęby i swoje instynktowne zachowania. Dla niektórych psów takim zachowaniem jest gryzienie. Wtedy ciężko jest oddalić od siebie potencjalny atak. Wówczas bez względu na nasze zachowanie pies nas zaatakuje. Osobiście w miejscach, gdzie moge napotkać psy biegające bez kontroli właściciela, zabieram ze sobą gaz – przyznaje Dorota Harężlak.
* * * * *
A jeśli o mnie chodzi, to być może psy po prostu wyczuwają, że je lubię i też mnie lubią. Może mam do nich jakieś większe powinowactwo. Czasem rozumiem się z psami lepiej, niż z niektórymi ludźmi. Nikt mnie nigdy nie szkolił z psich zachowań i wszystko, co opisałem, robię instynktownie albo wynika to z moich własnych doświadczeń. Dlatego moje rozważania dla wielu nie będą obiektywne i pewnie niektórzy nie będą w stanie się z nimi zgodzić. Dlatego też w żadnym razie proszę nie traktować tego tekstu jako poradnika. Co najwyżej jako temat do przemyśleń.
Kamil Weinberg