Przez weekend relacjonowaliśmy dla Was wydarzenia pierwszej rundy Pucharu EHC kolarzy ręcznych w Polsce. Tym razem wózkarze nie towarzyszyli biegaczom, ani nie otwierali maratonu. Najlepsi parakolarze Europy spotkali się w Rzeszowie, by zdobywać punkty w Pucharze Europy. Jeden z nich był tu prawdziwą gwiazdą. Rafał Wilk, najszybszy kolarz imprezy, jej podwójny zwycięzca, prezes Fundacji „Sport jest jeden” i organizator w jednym.
Nazwisko byłego żużlowca przewijało się w naszych relacjach często, teraz postanowiliśmy oddać mu głos i zapytać o trudną sztukę łączenia roli sportowca i organizatora.
Jak powstał pomysł, żeby Puchar Europy zorganizować również w Polsce?
Pomysł wyszedł ode mnie. Nigdy nie było takiej imprezy w Polsce, tym bardziej nie było jej w Rzeszowie. Poparł nas Urząd Marszałkowski i Urząd Miasta, zaufała nam Federacja EHC. Bez pomocy tych instytucji i mojego sponsora firmy SPAR, która jest ze mną od samego początku, nie mógłbym marzyć o powodzeniu tego projektu. Pomogło mnóstwo osób. Niektórym się wydaje, że zrobili niewiele, ale dla nas to było bardzo dużo. Cieszę się, że wszystko wypaliło. Docierają do mnie opinie, że impreza się udała.
Z czego jest pan wyjątkowo dumny?
Z poziomu organizacji. I od razu powiem, że za tym sukcesem stoi Małgorzata Gałda, wiceprezes mojej fundacji. Myślę, że to właśnie jej należy dziękować najbardziej. Na jej głowie było najwięcej obowiązków i to ona poświęciła przygotowaniom najwięcej czasu. Ja mogę się tylko cieszyć, że tak dobrze wyszło, że udało się zrobić taką imprezę w kraju.
Jestem też zadowolony, że kibice mieli okazję zobaczyć sport paraolimpijski, wcale przecież nie gorszy. Myślę, że teraz będą go inaczej postrzegać. Dla wielu na pewno było zaskoczeniem, spotkać tylu ludzi na wózkach w jednym miejscu. Rzeszów jest przyjaznym miastem dla niepełnosprawnych. Nie ma tu specjalnie wielu barier. To dobre miejsce na organizację takiej imprezy.
Czuł pan presję startując przed własną publicznością?
To były pierwsze takie zawody. Zawsze startowałem na wyjeździe i nagle taka impreza trafia się w domu. Wiadomo, że to stres. Nawet podwójny. Z jednej strony niepokój, czy to wszystko wypali, czy ta impreza się uda, a z drugiej strony zwykły stres przedstartowy. Ten drugi był jednak mniejszy. Napięcie puściło dopiero po pierwszym dniu. Widziałem, jak to wszystko wygląda, a wyglądało dobrze.
Kibice, media, przypadkowi przechodnie i sprawy organizacyjne. Wywiady i pytania trwały do ostatniej chwili. Trudno było się skoncentrować przed startem?
Wiadomo, że na to trzeba znaleźć czas i nie jest to jakieś duże utrudnienie. Jest wiele osób, które są ciekawe tej dyscypliny, chcą się czegoś dowiedzieć. Pewnie gdyby napięcie sięgało zenitu i nie dawałbym rady, to szybciej bym pojechał w rejon startu. Zainteresowanie kibiców i mediów to część wyścigu. Staram się znaleźć czas dla wszystkich, a jeśli akurat nie mogę, to jestem dostępny po zawodach. Nie mam z tym problemu.
Podwójne zwycięstwo, odznaczenia, puchar. To były dla pana wyjątkowe dni...
Byłbym chyba dziwny, gdyby mnie to nie cieszyło. Jestem szczęśliwy, że wygrałem u siebie. Bardzo ważne były też dla mnie odznaczenia. Jedno z nich przyznała mi jeszcze minister Joanna Mucha, ale dopiero teraz znalazła się okazja, żeby je odebrać. Puchar dla najszybszego zawodnika imprezy też oczywiście był. Mam wiele powodów do radości.
Czy na etapie przygotowań trudno było pogodzić rolę zawodnika i organizatora?
Właściwie nie. Treningi szły swoim tokiem i nic tego nie zakłócało. Czasami trzeba było dostosować godziny i znaleźć czas na spotkania organizacyjne, ale też tych zajęć, w których musiałbym brać udział osobiście, nie miałem wcale tak dużo. Spokojnie można było to pogodzić. Impreza się udała, a ja wygrałem, to najlepszy dowód.
Jakie plany wobec Pucharu EHC ma pana fundacja?
Mam nadzieję, że Rzeszów na stałe zostanie częścią cyklu Pucharu Europy. Być może będzie można też pomyśleć o czymś więcej. Może Puchar Świata, chociaż to na pewno ogromne wyzwanie organizacyjne przeznaczone dla dużo większej liczby startujących. Ale w życiu trzeba sobie stawiać wyzwania i je realizować. Im wcześniej zabierzemy się za organizację następnego EHC, tym lepiej.
Decyzję o organizacji tegorocznych zawodów dostaliśmy na początku grudnia 2013 r. Oczywiście starania rozpoczęły się dużo wcześniej. Zgoda wymagała również wizyty prezydenta EHC w Rzeszowie. Teraz musimy się skupić na kalendarzu startów i ważnych imprez. Wszystko uzgodnić. Ideałem by było, gdybyśmy już we wrześniu znali dokładną datę przyszłorocznych zawodów. Na pewno będziemy się starali cały czas podnosić poziom i rangę tego wydarzenia.
Gratulujemy zwycięstwa i już prosimy o akredytację na przyszły rok.
Rozmawiała Ilona Berezowska