Rekordowy maraton na Malcie. Polak zwycięzcą połówki!


W sumie 4,4 tys. osób z całej Europy, a wśród nich nasza reporterka Kasia Marondel, wystartowało w niedzielę w maratonie na Malcie. To absolutny rekord frekwencji w dotychczasowych 32 edycjach biegu. Przyczynili się do niego sportowcy z całego świata, którzy tłumnie przybyli na wyspę, by wystartować w maratonie albo półmaratonie. Jak co roku, liczna była reprezentacja Polaków. Tym razem mieliśmy jednak wyjątkowy powód do dumy, bo to właśnie Polak Maciek Miereczko zwyciężył na krótszym dystansie! Relacja Kasi - poniżej. 

W maratonie triumfował Marokańczyk Mohammed Hajjy, który przed rokiem był bardzo niezadowolony z czwartej pozycji. Tym razem dotarł do mety jako pierwszy z czasem 2:21:06. W pierwszej piątce maratonu znalazło się aż czworo zawodników tej narodowości.

Wśród kobiet triumfowała pochodząca z Malty Josann Attard Pulis, która uzyskała czas 2:58:13 i wyprzedziła swoją rodaczkę Catherinę Chetcuti, która dobiegła jako druga aż o 13,5 minuty. Pierwsza dziesiątka pań pod względem narodowości przedstawia się bardzo różnorodnie. Znalazły się w niej, poza Maltankami, Czeszka, Słowaczka, Rosjanka, Francuzki, Włoszka, Brytyjka i Polka Natalia Ligenza, która z czasem 3:23:23 zajęła szóste miejsce i była najwyżej sklasyfikowanym zawodnikiem z Polski.

Najszybszym z Polaków okazał się Piotr Humerski (2:56:34), który zajął 24 miejsce. Kilku Polaków stanęło na podium w swoich kategoriach wiekowych: Tadeusz Dziekoński na pierwszej pozycji w M65 a Zygmunt Brożek (M55) i Marek Dworski (M60) na trzecich miejscach.

W półmaratonie zwyciężył Maciek Miereczko, który uzyskał czas 1:09:28 i podzielił podium z dwoma Włochami. Podobnie jak na królewskim dystansie, w połówce pań triumfowały mieszkanki Malty. Jako pierwsza z czasem 1:22:06 do mety dobiegła Lisa Marie Bezzina. Najwyżej sklasyfikowana Polka to Miłosława Wasiak, która z czasem 1:39:55 zajęła 44. miejsce wśród kobiet (414. open).

Tegoroczny maraton okazał się cieplejszy od kilku poprzednich edycji. Z pewnością miało na wpływ przesunięcie jego daty (co roku maraton odbywa się o tydzień później). Dla sporej grupy zawodników upał okazał się niebezpieczny i służby medyczne miały pełne ręce roboty, zwłaszcza na ostatnich kilometrach biegu. Wyjątkowo pechowe zasłabnięcie zdarzyło się na ostatniej prostej, zaledwie 200 metrów przed linią mety.

Malta co roku przyciąga biegaczy z całego świata. W Mdinie, dokąd przed startem przyjeżdża się autokarami, panuje niepowtarzalna międzynarodowa atmosfera. Ciche i puste na co dzień miasteczko, zmienia się nagle w sportową osadę. Zawodnicy rozgrzewają się w wąskich uliczkach, zwiedzają miasto, robią sobie zdjęcia, niejednokrotnie z przypadkowo poznanymi zawodnikami z innych krajów… Przodują w tym zwłaszcza Japończycy oraz… mieszkańcy Malty, którzy lubią się przebierać na bieg w wymyślne stroje. W tym roku motywem przewodnim były Gwiezdne Wojny i trasę Walkathonu (półmaraton z wydłużonym limitem czasu) pokonała cała zgraja filmowych bohaterów.

Co przyciąga biegaczy właśnie na Maltę? – Wszyscy mówią, że to niezwykła wyspa – śmieje się jedna z japońskich biegaczek. – Musiałam sama sprawdzić. Poza tym czytałam, że maraton ma wyjątkowo piękną trasę.

O maratonie czytała też czwórka biegaczy z Dobiegniewa: – Trafiliśmy tutaj właściwie przez przypadek, znajdując informacje o maratonie w Internecie. Podjęliśmy decyzję, że pobiegniemy na Malcie – wyjaśnił Tomasz Trojanowski. – Pierwsze wrażenie to duża wilgotność powietrza, zupełnie inny klimat niż w Polsce. Mamy konkretne plany na bieg, chcemy pobić życiówki, każdy ma do złamania jakąś czasową granicę i o to będziemy walczyć.

Zupełnie inną motywację miała grupa biegaczy z Wadowic, licząca aż 21 osób: – Założyliśmy sobie, że pobiegniemy we wszystkich europejskich stolicach albo po prostu w państwach, jeśli w stolicach się nie da (maraton na Malcie nie przebiega przez Vallettę, stolicę wyspy – przyp. red.) – powiedziała nam spotkana na trasie Gosia.

Większość grup postawiła akcent na bieg, dając sobie niewiele czasu na zwiedzenie samej wyspy. A szkoda, bo poza stolicą, najciekawsze jej rejony to dzikie południe pełne urokliwych zatoczek i klifów oraz północny wschód, słynący z pięknych plaż. Mimo wszystko spory kawałek wyspy, który można zobaczyć podczas biegu, zachwyca swoją różnorodnością i egzotyką. Maraton startuje wszak z urokliwego małego miasteczka, biegnie przez zielone pola uprawne i winnice, skąd widać miasta z białego kamienia rozlokowane na wzgórzach, przecina kilka miasteczek i dociera na wybrzeże, którym prowadzi ostatnie 4 km trasy. Meta mieści się przy przystani promów w Sliemie, skąd rozpościera się piękny widok na Vallettę. Po biegu można usiąść na nabrzeżu…

– Trasa bardzo mi się podobała, wspaniałe widoki. Było warto tu przyjechać. Zwłaszcza, że biegło mi się wyjątkowo dobrze, choć koledzy mówili, że trasa była trudna – powiedział nam po biegu Krzysztof Pysiewicz z Katowic. – Malta bardzo mi się podoba.

– Trasa tutaj bardzo widokowa, choć trudna. Nie brakuje podbiegów, trzeba do niej dobrze podejść siłowo. Ale biegło mi się niespodziewanie dobrze. Osiągnąłem najlepszy wynik w ciągu ostatnich 3 lat. – mówił Zygmunt Brożek, trzeci w swojej kategorii wiekowej. – Są pewne niedociągnięcia organizacyjne, zwłaszcza, jeśli porównamy bieg z tymi organizowanymi w Polsce. Ale to tylko pozwala docenić nasze maratony – podsumował, nawiązując do problemów, o których wspominali też inni biegacze: małe biuro zawodów, które korkuje się „w godzinach szczytu”, bawełniane koszulki w przypadkowych rozmiarach dodawane do pakietów, brak jedzenia na trasie biegu.

Mimo wszystko: – Myślę, że przynajmniej ten raz na Malcie trzeba być – stwierdził Zygmunt Brożek a my dodamy, że ten raz jest niebezpieczny, bo można się w wyspie zakochać i wracać tutaj co roku…

KM