Paul Tierney ruszył na szlak Alfreda Wainwrighta w brytyjskiej Krainie Jezior obserwowany przez cały świat biegania po wzgórzach (fell running) i z życzeniami powodzenia oraz wsparciem Steave’a Birknishawa, poprzedniego rekordzisty. Zadanie miał przed sobą potężne: 512km i 36 000m przewyższeń. Bieg wymagał również zaliczenia wszystkich 214 wzniesień na trasie.
Birknishaw wysoko zawiesił poprzeczkę swoim następcom, gdy w 2014 r. pętlę „z” i „do” Keswick pokonał w 6 dni 13 godzin i 1 minutę. Wtedy zdetronizował Jossa Naylora, którego wynik 7:01:25 przetrwał aż 28 lat.
Tierney podjął się wyzwania nie tylko ze względów sportowych. Dopuszczał nawet, że jego cel „pobiec najszybciej, jak się uda” może nie wystarczyć do ustanowienia nowego rekordu. Biegacz, który ma na swoim koncie m.in. Tor des Geants, wystartował przede wszystkim, by zebrać pieniądze dla organizacji zajmującej się zdrowiem psychicznym. Tym samym chciał upamiętnić swojego przyjaciela, triathlonistę, który zmarł w kwietniu.
Na trasie nie obyło się bez problemów. Brytyjczykowi doskwierała pogoda. Wielką Brytanię na razie omijają upały, za to bieg przerwała gwałtowna burza. Wyzwaniem okazał się również brak snu. Mimo tych utrudnień zrealizował obydwa cele. Do Keswick wrócił po 6 dniach 6 godzinach i 5 minutach, ustanawiając nowy rekord wyzwania.
Zadowolony może być również z wyników zbiórki pieniędzy. Na koncie akcji jest w tej chwili 29 348 funtów. Plan zakładał 30 000 funtów. Brakuje już tylko 3%. Do wpłat namawia również Kilian Jornet, który w mediach społecznościowych nagrał swoje gratulacje dla nowego rekordzisty.
Fell running zatacza coraz szersze kręgi. W Wielkiej Brytanii był popularny od dawna, ale coraz chętniej na pagórkowe szlaki przyjeżdżają zagraniczni biegacze. Kilian Jornet w ubiegłym roku poprawił rekord na Bob Graham Round. On także korzystał z pomocy Steave’a Birknishawa. Przed rokiem także Krzysztof Dołęgowski mierzył się ze szkockim Charlie Ramsay Round.
IB