Przygotowania Roberta Celińskiego do trzeciego w karierze startu w Tenzing Hillary Everest Marathon (29 maja na zboczu Mount Everest - przyp. red.) idą w dobrym kierunku. Maratończyk katuje się w treningach siłowych i dopina budżet.
Jak przebiegają przygotowania do Tenzing Hillary Everest Marathon. Moc już jest?
Na razie jest ciężko. Nie idzie mi szczególnie sprawnie. Mam taki okres, że w treningi muszę wkładać więcej sił. Przykładem jest dzisiejszy trening (w czwartek Celiński zrobił 20 kilometrów zmiennym tempem i dziesięć przebieżek - przyp.red.) - nogi tak nie niosły. Zmęczenie się nawarstwia. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro ostatnio ćwiczę głównie siłę - piłki lekarskie, płotki, te rzeczy. Ale przywykłem do tego, dobrze znam swój organizm i wiem, kiedy zmniejszyć obciążenia i łapać świeżość. Na szczęście pogoda jest dobra, zima jest łagodna, to nieco ułatwia rozbiegania. Generalnie do przodu.
Masz w planach obóz przygotowawczy w Etiopii, tam zmniejszysz obciążenia?
Chcę polecieć do Afryki pod koniec lutego. Tam zamierzam trenować na wysokości 2,5-3 tysiące metrów. Pierwsze tygodnie będą miały charakter aklimatyzacyjny, więc stopniowo coraz dłuższe wybiegania, bez żadnego szaleństwa. Dopiero potem będę sobie aplikował pierwsze treningi akcentowe - mocniejsze. Wszystko będzie jednak uzależnione od tego jak się będę czuł, na bieżąco będę aktualizował plan, jeżeli poczuję, że już mogę przycisnąć, to tak zrobię. Liczę na kilka supermocnych treningów przy niskim ciśnieniu, to zaprocentuje w Himalajach.
Budżet wyjazdu do Etiopii dopięty?
Prowadzę rozmowy z moim poprzednim partnerem Lotto Extreme. Liczę na ewentualną współpracę także podczas tegorocznej wyprawy. Rok temu sponsor bardzo mi pomógł, bez niego wyjazd w Himalaje i dobry wynik w maratonie nie byłby możliwy.
Ile kosztuje wyjazd na miesiąc na obóz w Etiopii?
Jak będę podpisywał umowę, to będę negocjował stawkę dzienną. Jeżeli się uda wyniesie to około 50 dolarów za dzień, czyli z noclegiem, wyżywieniem, samochodem.
A odżywki?
Nie będę z nimi przesadzał. Energię zamierzam czerpać z miejscowego zdrowego pożywienia. Odżywki będę miał ze sobą, ale skorzystam z nich tylko w razie potrzeby. Witaminy, minerały, napoje izotoniczne, troszkę białka potrzebnego po cięższych treningach - to wszystko planuję zabrać z Polski.
Po powrocie z Etiopii zamierzasz wystartować w Mistrzostwach Europy Mastersów w Toruniu. Jakie konkurencje wybrałeś?
Wystartuję w trzech - w hali na 3000 i 1500m oraz 5 km biegu przełajowego. Szkoda, że tego samego dnia jest 1500m i kros, będzie mały konflikt czasowy, ale mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i zdobędę choć jeden medal. Mam już kilka, także złotych z mistrzostw świata, przydałby się także z mistrzostw Europy.
Przygotowanie się do startu na hali w terenie to dwie różne rzeczy. Do pogodzenia?
Oczywiście, choć będzie to wymagało pewnej giętkości treningowej. 1500m to będzie najtrudniejszy dystans, ale znam swoje możliwości. Jeżeli w dodatku wrócę z Etiopii z lepiej natlenioną krwią, to powinno być dobrze.
Pierwszy maraton pokonasz w kwietniu w Łodzi. Nie ma czasem za dużej różnicy między biegiem ulicznym na nizinie, a zaplanowanym potem maratonem na zboczu Mount Everest? W Łodzi pobiegniesz, żeby się sprawdzić na dystansie w zawodach?
Dokładnie tak. Bardzo lubię maraton w Łodzi, mam do niego słabość. Start w tym roku będzie generalnym sprawdzianem formy przed wylotem w Himalaje. Na pewno nie zaszkodzi. Zresztą różnica wysokości Łodzi i Nepalu nie ma znaczenia. Jeżeli w Polsce będzie mi się dobrze biegło, to będzie oznaczało, że dobrze wykonałem pracę. Zaraz po tym maratonie polecę w Himalaje i będę się spokojnie aklimatyzował. Na miejscu zacznę rozbiegania od wysokości 3,5 tysiąca metrów będę je stopniowo zwiększał. Ponad miesiąc powinien w zupełności wystarczyć, żeby dobrze przygotować się do Tenzing Hillary Everest Marathon.
W Himalajach będziesz miał dodatkowe wsparcie i nowy cel. Kciuki trzymać będą dzieci z fundacji Cegiełkowo z Twoich rodzinnych stron, z którą nawiązałeś współpracę. Chyba dobrze mieć też dodatkowy cel, w dodatku tak szlachetny jak pomoc i dawanie nadziei dzieciom?
To dodatkowa mobilizacja i duży zaszczyt. Zostałem zaproszony do współpracy fundacji Cegiełkowo z Łukowa. Urodziłem się w tym mieście, przez lata mieszkałem w niedalekim Trzebieszowie i bardzo się cieszę z nowych możliwości. Po powrocie z Himalajów będę się spotykał z dziećmi i opowiadał im o moim bieganiu, przygodach, wyzwaniach. Sam też otrzymam pomoc, fundacja pomoże mi znaleźć ewentualnych sponsorów. Najważniejsze jednak, że będę mógł się podzielić swoją pasją z osobami, dotkniętymi przez los. Nie chcę, żeby to zabrzmiało górnolotnie, ale wierzę, że dam im trochę motywacji, pozytywnej energii. Będę się także spotykał z uczniami lokalnych szkół. Mam nadzieję, że przekonam ich, iż nie ma co marnować czasu przed telewizorem czy komputerem. Zrobię wszystko, żeby na trasie nie zawieść oczekiwań.
Rozmawiał ŁZ