Rzeźnicy opanowali Cisną. Godziny do startu klasyka


Ponad 700 dwuosobowych drużyn ruszy w piątkowy poranek na 78-kilometrową trasę 12. Biegu Rzeźnika. Na starcie starzy wyjadacze ale i zupełnie nowe twarze.

Znalezienie wolnego parkingu tudzież skrawka chodnika w Cisnej do najłatwiejszych zadań dziś nie należało. Warszawa, Ostrów Wielkopolski, Kraków, Rzeszów... to tylko część miast, które odczytaliśmy z tablic rejestracyjnych pojazdów, które szczególnie wypełniły okolice biura zawodów, okolicznych restauracji i pensjonatów.

Pierwsze kroki wszystkich gości rzeźnickiej ziemi to tradycyjnie biuro zawodów. To zorganizowano tradycyjnie na miejscowych orliku – w jednej części można było odebrać pakiet i oddać sprzęt na przepaki, w drugiej zaś „nawodnić” organizm i posłuchać koncertu „Wiewiórek na drzewie”. Jako pierwszy wybrzmiał oczywiście rzeźnicki hymn...

Spora część biegaczy przyszła odebrać pakiety startowe na ostatnią chwilę, co spowodowało przesunięcie tradycyjnej odprawy. Obsuwa nie była duża, jakkolwiek nie przeprowadzono planowanej weryfikacji chipów. Po wyjaśnieniu najistotniejszych spraw przez „ojca dyrektora” Mirosława Bienieckiego – dominowały kwestie logistyczne, biegacze rozeszli się do hoteli, namiotów lub po prostu samochodów na krótki sen... Wyjazd autokarów do Komańczy zaplanowano na godz 1:30...

Zapytani przez nas biegacze albo nie przywąizywali większej uwagi do wyniku, albo też napinali się na poprawę swoich rezultatów z wcześniejszych edycji. – Ekscytacja i podniecenie. Energii nie brakuje. Chcemy z kolegą przede wszystkim dobiec do mety, ale też znaleźć się gdzieś w środku stawki. Nie chcemy być najgorsi – opowiadał Rafał Biskup z Warszawy. Szczęśliwiec z ubiegłorocznego Koral Maratonu w Krynicy, w którym wygrał samochód, debiutuje w tym roku w Rzeźniku.

– Spokojny bieg przed nami, chcemy po prostu go ukończyć – wyjaśniał z kolei Andrzej Gondek. Zdobywca czterech pustyń w ramach 4 Deserts wraz z kolegą Łukaszem emanowali spokojem i pewnością, choć przyznawali, że nie wiedzą do końca czego się spodziewać.

– W zeszłym roku było 12 godzin i 31 minut, w tym ma być lepiej. Trening zrobiony, starty ultra już były w tym roku, a zdrowie dopisuje. Musi być dobrze – stwierdził z śmiertelną powagą pan Marcin. Jaki los spłata mu i innym zawodnikom dwunasty już Rzeźnik? Przekonamy się już jutro...

GR