Sabina Bartecka - Ambasadorka Festiwalu Biegów, dziennikarka, pogromczyni Diablaka! „Triathlon zmienił całe moje życie”

Wygrywając najtrudniejszy z rozgrywanych w całości w Polsce triathlonów Diablak Extreme Triathlon Sabina Bartecka zadziwiła wszystkich. Już sam fakt dotarcia do mety zasługuje na uznanie. Ona jednak została pierwszą Polką w historii, której udało się ukończyć te zawody i drugą kobietą w ogóle. Dotychczasowy rekord trasy poprawiła o ponad godzinę!

Nasza Ambasadorka Sabina Bartecka pierwszą w historii Polką na mecie Diablak Extreme Triathlon! Z REKORDEM TRASY!

Mieszkająca w Żorach ambasadorka Festiwalu Biegów na pomysł zmierzenia się z tym wyzwaniem wpadła… przy grillu. Dzisiaj opowiedziała nam o swoich przygotowaniach, walce i dalszych planach.

Kiedy pojawił się plan, że poskromić Diablaka? Jak w ogóle wpada się na takie pomysły?

Sabina Bartecka: -O zawodach myślałam już w ubiegłym roku, wtedy jednak szaleństwem wydawał mi się start w najtrudniejszym Ironmanie górskim bez doświadczenia na pełnym dystansie. Postanowiłam więc najpierw sprawdzić się na dystansie Ironmana. Wystartowałam w IM Hamburg w lipcu 2018 roku. Poszło mi dobrze, zajęłam ósme miejsce w kategorii, jadąc na zwykłym rowerze szosowym.

Decyzja o Diablaku zapadła na... grillu ze znajomymi, kiedy świętowaliśmy udany start w Hamburgu. Mój kuzyn Grzegorz Pysz zrobił Diablaka w 2018 roku i, znając mnie, stwierdził, że na pewno dam radę a on może być moim supportem. Na Diablaku, ze względu na duże zmęczenie i przewyższenia, suport na części biegowej jest obowiązkowy. Kropka nad „i” została postawiona w sierpniu, kiedy okazało się, że po raz drugi wygrałam cykl Silesiaman Triathlon a nagrodą były bezpłatne starty we wszystkich zawodach organizowanych przez Silesiaman, w tym m.in. w Diablaku.

Na usta aż ciśnie się pytanie: po co?! Bo żadna Polka tego nie dokonała? Bo to ogromne wyzwanie?

Przede wszystkim dlatego! Bardzo chciałam być pierwszą kobietą, która tego dokona a ponieważ Francuzka pokrzyżowała mi plany w 2018 roku, zostało jeszcze do zgarnięcia bycie pierwszą Polką. Taka motywacja bardzo mobilizowała w czasie treningów, ale przed samymi zawodami odejmowała sił. Tydzień przed startem był dla mnie bardzo trudny. Ogromny stres, pytania: Po co to robię? Dlaczego jestem taka nienormalna? W mojej głowie panował totalny chaos. Do tego doszły egzaminy córki do liceum plastycznego, dodatkowe obowiązki zawodowe i TA POGODA! Prognozy przewidywały 34 stopnie Celsjusza!

Jak wyglądały przygotowania do startu? Czego bałaś się najbardziej?

Przygotowywałam się od listopada. W tym miesiącu zwykle zaczynam treningi pod starty w triathlonie. Plan przygotowywał mi kolega Marcin Zdziebło. Początkowo było to ok. 8 – 10 godzin tygodniowo i sporo siłowni a z kolejnym miesiącem treningów było coraz więcej. Jednak więcej niż 13 godzin w tygodniu nigdy nie zrobiłam. Największy akcent przypadał na weekendy. W sobotę były to 2-3 godziny roweru (lub pętla Diablaka), a w niedzielę bieg w górach lub długie wybiegania po 20 km. Największą robotę zrobiłam podczas naszego zgrupowania w marcu w Chorwacji. Tam każdego dnia jeździłam na rowerze po ok. 100 km i to po górach. W sumie w ciągu 8 dni przejechałam 836 km, w tym 2 x 160 km i 2 x 120 km (9 000 m przewyższeń, 35 godzin jazdy).

Jak wyglądał sam start?

Pływanie: totalna magia i właściwie relaks. Start o 4.00 tuż przed wschodem słońca, zero pralki, tylko ja i woda. Sama radość! Płynęłam bardzo spokojnie, bez spinki, bez większego wysiłku. Ten etap z pewnością był najłatwiejszy.

Fajna była też pierwsza pętla na rowerze, a kolejne górki: Salmopol, Zameczek, Kubalonka, Ochodzita pokonywałam właściwie z rozpędu. Na drugiej pętli, kiedy 90 km było już w nogach, a temperatura przekraczała 30 stopni Celsjusza, tej radości było już znacznie mniej i trzeba było uruchomić głowę, aby utrzymać dobre tempo. Nie wiem jakim cudem, ale obie pętle przejechałam w zbliżonym czasie po 3 godziny 40 minut.

Największą radość miałam jednak wtedy, kiedy wyprzedzałam pod górkę facetów, a oni patrzyli na mniej jak na jakąś kosmitkę i pytali co biorę? Jak to co? No żele. Zjadłam ich sporo, ale oprócz tego też bułki z serem, a nawet makaron i rosołek na rynku w Żywcu tuż przed samym biegiem.

Od jak dawna trenujesz?

Biegam od 2012 roku, a od 2015 roku uprawiam triathlon. Początkowo, ze względu na brak roweru szosowego, startowałam w triathlonach crossowych i w kameralnych zawodach. Dopiero później wraz z nabywaniem odpowiedniego sprzętu i doświadczenia zaczęło się prawdziwe ściganie. (czytaj dalej)


Co było najpierw? Która dyscyplina jest Ci najbliższa? Bieganie, rower, pływanie czy może tri jako całość?

Najpierw było pływanie, ale amatorskie i rekreacyjne. Nauczyłam się pływać kraulem sama, zawożąc córkę na lekcje pływania. Ona miała lekcję a ja w tym czasie pływałam sobie żabką (odkrytą). Któregoś razu postanowiłam jednak spróbować płynąć kraulem. Najpierw było to kilka metrów, ale stopniowo wydłużałam dystanse. Po kilku miesiącach pływałam już po 2 kilometry. W tym czasie mąż zaczął biegać. W naszym mieście tworzył się wtedy klub biegowy HRmax Żory, którego zostaliśmy członkami. Mąż zaimponował mi swoimi osiągnięciami, ale też poprawą kondycji i kilogramami, których z każdym kilometrem zaczęło mu ubywać! Za jego namową zaczęłam więc biegać.

Początki nie były łatwe, ale to znają wszyscy biegacze. Do triathlonu i biegów górskich namówił mnie mąż, znając mnie i moje predyspozycje. Jestem typem wytrzymałościowca. Najgorsze biegi dla mnie? To piątki! A triathlon to połączenie trzech dyscyplin, które kocham.

Dlaczego akurat triathlon?

Bo to najfajniejsza sportowa przygoda w moim życiu. Uwielbiam nieprzewidywalność i emocje, jakie daje ta dyscyplina sportu. Trzy różne konkurencje: każda inna, każda równie cudowna. Sama już nie wiem, czy bardziej lubię biegać, pływać czy jeździć na rowerze. Kocham wszystkie te dyscypliny! I dzięki triathlonowi mogę je wszystkie trenować. Dzięki niemu w wieku 40 lat stanęłam wielokrotnie na najwyższym stopniu podium. Dla amatora, który nigdy nie był związany ze sportem, to cudowne i magiczne uczucie. Bo jestem silna, mam świetną kondycję i chyba tylko w tym sporcie, mogę na równi konkurować z mężczyznami. Triathlon zmienił całe moje życie. Sprawił, że zaczęłam w siebie wierzyć i pokochałam się na nowo!

A dlaczego Różowe TRI?

Róż to kolor mojego kasku, ale też pomadki, której używam na wszystkich zawodach. Często też mam na sobie jakieś różowe ubranie. Na zawodach triathlonowych nie jest łatwo dobrze wyglądać, a różowa pomadka i okulary słoneczne robią robotę. Róż kojarzy się ze mną, jest czymś co mnie wyróżnia, a sama nazwa dobrze brzmi.

Czym się zajmujesz na co dzień i jak godzisz to z pasją?

Jestem dziennikarką i prowadzę dwutygodnik gminy Pawłowice „Racje Gminne”. Uwielbiam trenować, a treningi nie są dla mnie obowiązkiem czy wyrzeczeniem, ale ogromną radością. To dla mnie nagroda po ciężkim dniu w pracy, ale też sposób na spędzanie czasu z mężem, także triathlonistą, oraz możliwość wyjazdów wspólnie z córkami (10-letnią Leną i 15-letnią Mileną) w wiele fajnych miejsc.

Co po Diablaku? Jakie masz teraz plany i cele?

Plany krótkoterminowe: starty w Sosnowcu, Katowicach i w połowie sierpnia Ironman Bydgoszcz - Borówno (pełny dystans). W listopadzie czeka mnie też maraton w Nowym Jorku, miałam szczęście w losowaniu! W przyszłym roku jakieś zawody pod logo Ironman i zaczynam projekt walki o kwalifikację na Mistrzostwa Świata na Hawajach. Kona to marzenie wszystkich triathlonistów, w tym także moje!

Jako ambasadorka Festiwalu zapewne planujesz start w Krynicy... co wybierasz?

W ubiegłym roku startowałam w Biegu 7 Dolin – 64 km, więc w tym roku chcę się zmierzyć z legendarną „setką”.

Trzymamy zatem kciuki za wszystkie plany i do zobaczenia w Krynicy!

Rozmawiała Katarzyna Marondel