Skipem A po zwycięstwo na wodzie. "Kolce starłem do podeszwy"

Świetnie informacje napłynęły do Nas z Francji. Piotr Łobodziński wygrał niezwykłe zawody po zalanej wodą grobli Passage de Gois. Na ponad 4-kilometrowej trasie Polak wyprzedził aż o minutę i dziesięć sekund faworyta gospodarzy Antoine de Wilde.

– To był najtrudniejszy bieg w historii imprezy. W pewnym momencie poziom wody był tak wysoki, że nie dało się normalnie biec. Pozostał mi tylko dynamiczny marsz, przypominający czasami skip A – zauważył Łobodziński. – Świetnie sprawdziły się za to kolce, choć starłem je aż do podeszwy. Ciekawe jak je teraz wyciągnę?

Passage de Gois to naturalna grobla na Atlantyku łącząca niewielką miejscowość Beauvoir-sur-Mer z wyspy Noirmoutier. Grobla ta jest dwa razy dziennie zalewana przez fale przypływu. Od 1987 r. miejscowe władze organizują tu zawody biegowe.

Piotr Łobodziński po raz pierwszy pojawił się tu dwa lata temu. Wtedy zajął piąte miejsce, by rok później poprawić się o trzy lokaty. – Co ciekawe zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku miałem wyniki o 5-6 minut lepsze niż w tym roku – zauważył nasz mistrz świata w towerrunningu, który finiszował z czasem 18:36. Z czego to wynika?

– Wiele zależy od tego, w którym momencie rozpocznie się bieg. Do tej pory było tak, że na ponad 4 km trasy po wodzie biegliśmy jedynie dwa. Dodatkowo fale nie sięgały wyżej niż do kostek – zauważa Polak.

W tym roku było inaczej. Sędziowie puścili zawodników później, kiedy grobla zaczynała być już zalewana przez przypływ. – Przez to mieliśmy wodę na ponad trzech kilometrach. I to po kolana. Mnie to pasowało. Lubię trudne warunki – twierdzi Łobodziński. – Ale np. Kami Jastrzębski bardzo się męczył – dodaje.

Rzeczywiście występ Mistrza Polski w biegach górskich w stylu anglosaskim trudno uznać za udany. W Francji zajął 16. miejsce ze strata blisko pięciu minut do Łobodzińskiego. Frycowe zapłacone.

MGEL

fot. facebook Piotra Łobodzińskiego