Zwyciężczyni ostatniego Louisiana Marathonu Amerykanka Mandy West została zdyskwalifikowana. Wspomagała się zakazanymi środkami? Skróciła trasę? Wbiegła na trasę w połowie dystansu? Nic z tych rzeczy. Zawodniczka podpadła organizatorom imprezy tym, że korzystała podczas zawodów z niedozwolonej pomocy z zewnątrz.
Louisiana Marathon’s first female finisher, Mandy West, disqualified after ‘receiving assistance': https://t.co/hOfSR0hPoQ
— The Advocate (@theadvocatebr) styczeń 17, 2016
Mandy West wygrała zawody bezapelacyjnie. Jej przewaga nad rywalkami była przygniatająca. Dość powiedzieć, że druga na mecie Amany Ishaq miała do niej stratę blisko 18 i pół minuty.
Na wiele kilometrów przed końcem zawodów było wiadome, że nic nie odbierze zwycięstwa Amerykance. Jednak West nie zamierzała zwalniać. Ona walczyła o coś więcej niż o triumf w imprezie. 29-letniej biegaczce zależało na wyniku. Tylko rezultat poniżej 2:45:00 dawał jej przepustkę na odbywające się 13 lutego w Los Angeles wewnątrzamerykańskie zawody kwalifikacyjne do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro.
West zrobiła wszystko co mogła, by osiągnąć zamierzony wynik. Niestety nie dała rady. Na mecie zmierzono jej czas 2:49:26. Co gorsze i mocno dołujące dla biegaczki, niedługo po zakończeniu imprezy została zdyskwalifikowana.
Według współzałożyciela maratonu Danny’ego Bourgeois, kara wynikała z tego, że West korzystała w czasie maratonu z niedozwolonej „technicznej pomocy”. Jego zdaniem bliżej nieznany mu rowerzysta kilkukrotnie podawał Amerykance jedzenie i płyny. West była „przynajmniej raz ostrzegana, że nie wolno tego robić” – przekonywał Bourgeois
– Mamy punkty odżywiania prawie na każdej mili. Jeśli ktoś jednak potrzebuje więcej jedzenia i płynów niż to, co nasz wyścig zapewnia, musi być przygotowany, by je nosić z sobą – dodał współzałożyciela maratonu, który przed imprezą w specjalnym e-mailu informował uczestników o obowiązującym zakazie supportu.
Przypadek Mandy West pokazuje, że biegacze w pogoni za wynikami są w stanie zrobić bardzo dużo. Same władze lekkoatletyki i organizatorzy imprez stają przed dylematem gdzie leży granica, której nie można przekroczyć, by chronić ducha sportu.
Już kilka lat temu wprowadzono przepis zabraniający ustanawiania rekordów w kobiecym maratonie przy wsparciu męskich pecemakerów. Co więcej od niedawna coraz więcej znanych imprez w ogóle rezygnuje z usług „zająców”. Pacemakerów nie ma już m.in. w Bostonie i Nowym Jorku.
A jak to wygląda w Polsce?
Czy regulaminy imprez biegowy definiują, jakiego rodzaju wsparcie jest dozwolona, a jakie zabronione?
W większości zawodów obowiązuje zapis - np. w Maratonie Warszawskim - mówiący, że: „Osoby bez ważnego numeru startowego będą usuwane z trasy przez obsługę. W szczególności zabrania się poruszania się po trasie biegu na rowerach, rolkach, deskorolkach, innych urządzeniach mechanicznych bez ważnego zezwolenia wydanego przez Organizatora.”
W Poznaniu takiego zapisu brak (jest tylko informacja o zamknięciu trasy maratonu dla ruchu kołowego). Na zdjęciach z imprezy można dostrzec rowerzystów, ale nie da się niestety określić roli, jaką pełnili. Inaczej sprawa ma się np. z obsługą techniczną - w 2015 roku Emil Dobrowolski korzystał ze wsparcia... swojej drugiej połówki Kamili Pobłockiej, która w drodze do wygranej towarzyszyła mu na rowerze jako "Obsługa techniczna" (co ciekawe, Emil korzystał tu także ze wsparcia zająca - Szymona Kulki).
Wśród nielicznych imprez, które definiują „niedozwoloną pomoc” i przewidują za nią dyskwalifikację jest m.in.: „Bieg Prudnicki”. O niedozwolonym wsparciu ostrzegają także organizatorzy choćby Biegu Granią Tatr. Większość imprez – czy to płaskich czy górskich – nie podejmuje jednak tematu. Czy słusznie?
Wykonaliśmy kilka telefonów do organizatorów biegów. Wśród argumentów przeciw usłyszeliśmy m.in. trudność w kontrolowaniu całej trasy biegów (na trasach ultra wręcz niemożliwe), wysoki koszt obsługi ew. sędziów czy wolontariuszy kontrolujących zawodników (ew. honoraria, zapewnienie transportu na trasę czy też np. aparatów fotograficznych dla udokumentowania zdarzenia) jak również... nieistotność zagadnienia (organizowane biegi mają charakter amatorski, dla organizatorów nie ma znaczenia kto wygrywa imprezę, byleby pokonał wyznaczoną trasę od startu do mety).
Argumenty „za” sprowadzały się głównie do zapewnienia bezpieczeństwa zawodników (ryzyko kolizji, sprawny dojazd służb medycznych) czy porządku na trasie. Ale i tak prędzej czy później w rozmowach padał argument finansowy...
Obecność pacemakerów na trasie nie była problemem dla żadnego z naszych interlokutorów. Żaden nie rozważał tematu zakazania tego typu wsparcia dla biegaczy.
Co Wy na to? Zapraszamy do dyskusji.
MGEL / GR