„Syberia pokazała zęby”. Maciej Florczak o Baikal Ice Marathon

Tegoroczny Baikal Ice Marathon padł łupem Polaków. Wygrał Piotr Hercog przed Łukaszem Zdanowskim. Klasę pokazał także Maciej Florczak, rocznik '68. Był wprawdzie 43. w „generalce”, ale tylko jedna starsza od niego osoba dobiegła przed nim do mety.

W rozmowie z naszym portalem ultramaratończyk przyznaje, że Bajkał to inna kategoria - mróz minus 20, lodowaty wiatr, zaspy - zawody dla prawdziwych twardzieli. Syberia pokazała zęby – stwierdza Florczak.

Gratulacje za ukończenie tej morderczej imprezy. Było ciężej niż na ultramaratonie Gran Canaria?

Maciej Florczak: O wiele. Na Bajkale nie można było stanąć zbyt długo żeby odpoczywać. Od razu człowiek marzł. Na wszystkich punktach żywieniowych zatrzymywałem się tylko po to, żeby się napić ciepłej herbaty i leciałem dalej. Na Trans Gran Canaria człowiek stanął, było ciepło, mógł się rozciągnąć, pogadać. Tutaj było to niemożliwe, ponieważ ograniczało to wiatr i mróz.

Ale dystans dwa razy krótszy niż na wyspach Kanaryjskich.

Tak, ale wyczerpanie organizmu dużo większe.

Co najbardziej doskwierało na trasie - zimno, pański ulubiony wiatr, ruszający się i pękający lód?

Przede wszystkim wiatr i śnieg. Około dobę przed startem spadł sypki śnieg. Organizatorzy przejechali przed zawodami buldożerem po jeziorze, zrobili 2-3-metrową ścieżkę, ale przy tym wietrze, który był, to po 10 kilometrach tej ścieżki nie było już widać. Dobrze, że były chorągiewki co 50 metrów. Brnęło się w śniegu, czasami takich zaspach do połowy łydki. Pierwsze 10 kilometrów było w miarę łatwe, i biegło się przyjemnie, ale potem to już było z zaspy do zaspy. Wbijało się w nie nogi, szukało śladów osób, które biegły przede mną. Od 20. kilometra biegłem w zasadzie sam. Gdzieś w pewnej odległości przed sobą widziałem tylko zarysy sylwetek. Towarzyszyły mi w zasadzie tylko chorągiewki. Orientacja była jednak utrudniona, ponieważ gogle zamarzły na tym wietrze. Ale takie warunki mieli wszyscy. Wystartowaliśmy razem i biegli z jednego brzegu na drugi.

Nawierzchnia była równa, czy trzeba było uważać na spiętrzony lód?

W zasadzie była równa, była jednak przysypana śniegiem, więc tych nierówności nie było czuć. W jednym miejscu na trasie była szczelina, której nie można było pokonać. Organizatorzy podstawili jednak poduszkowce, które stanęły nad szczeliną i robiły za most. Oczywiście robiły się korki, bo jednak przepustowość była ograniczona.

Jakie były temperatury, temperatura odczuwalna i wiatr?

Na starcie było minus 23 stopnie Celsjusza, do tego wiatr 10-15 metrów na sekundę. Temperatura odczuwalna około minus 27, minus 30 stopni. Na mecie było minus 20 stopni i wiatr troszkę zelżał. Najgorsze warunki panowały między 20. a 30.którymś kilometrem, bo zaczęło bardzo mocno wiać. Nie dość, że był mróz to jeszcze zawieja.

Jak organizm znosił te warunki?

Zniósł. Warunki były wybitnie niesprzyjające. Przez około 30 kilometrów mieliśmy wiatr w twarz. Dopiero na ostatnich około 10 kilometrach, gdy skręciliśmy trochę w prawo wiatr był już boczny. Niezależnie, z której strony wiało, wiatr mocno wychładzał organizm. Technika nie pomagała. Gogle szybko zamarzły, z kominiarki zrobiła się jedna bryła lodu od pary wodnej z wydychanego powietrza.

Po 30. kilometrze zaczęły mnie łapać skurcze w uda. Chwilowo zacząłem iść, ale błyskawicznie zacząłem się wychładzać, traciłem czucie w palcach u nóg, więc mimo tych skurczy musiałem zacząć biec. Rozruszałem i dobiegłem.

Odmrożenia?

Minimalne, bardziej przemrożenia - podbródek, koniuszki palców, ale to były takie mrowienia, nie jakieś poważne odmrożenia. Gdybym dłużej szedł a nie biegł, to bym się wychłodził dużo mocniej.


Jak szybko organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa. Było czuć zachodzące zmiany podczas wysiłku w tak ekstremalnych warunkach?

Nie było jakoś strasznie. Trochę dreszczy z powodu wychłodzenia.

Jak pan walczył z kryzysami?

Wyłącznie siła woli. Cały czas myślałem o biegu. Nie było tak jak podczas treningów czy maratonów po płaskim gdy jest czas i miejsce w głowie, żeby pomyśleć o czymś innym, nie skupiać się na biegu. Tu cały czas trzeba było być maksymalnie skoncentrowanym, bo Syberia czyha. Chyba nawet nie miałem sekundy, żeby przestał myśleć o tym gdzie jestem, gdzie biegnę, jak ominąć zaspę - przebijać się przez nią czy obiegać - jak daleko do pit stopu gdzie czekała ciepła herbata. Byłem skupiony na biegu i pokonywaniu słabości gdy się pojawiały.

Równolegle odbywał się półmaraton, w pewnym momencie pomyślałem: „o, ci już mają dobrze, meta po 21. kilometrze, a za mną ciąg dalszy tego lodowego piekiełka”. Spotkałem tam kolegę Bartka Mazerskiego, który sam nie mógł startować, ponieważ dwa dni wcześniej złamał kość w stopie. Poklepał mnie i powiedział: „stary, ja nie mogę, ale chociaż ty pokonaj ten maraton”.

Podbudowało mnie też to, że na czele byli Piotrek Hercog z Łukaszem Zdanowskim. Sił dodawała mi też świadomość, że w Polsce wspierają mnie i liczą na mnie koledzy z MTB 4 Fun, którzy pomogli mi się przygotować do tej imprezy. To był zastrzyk energii w połowie, którego naprawdę potrzebowałem. Byłem o siebie spokojny, ponieważ miałem ze sobą Bogdana, maskotkę-amulet uszytą przez moją córkę Jagodę.

Kilkudniowa aklimatyzacja wystarczyła?

Całkowicie. Rozpoczęła się już podczas trzydniowej podróży koleją transsyberyjską, do tego trzy dni na miejscu w zupełności wystarczyły.

Robiliście przed startem dłuższe rozbiegania?

Tak, biegaliśmy po 10-12 kilometrów, ale wtedy były inne warunki. Biegaliśmy w temperaturze minus 11, minus 7, po pięknym lodzie, bez żadnego śniegu, w słoneczku. Gdyby taka aura panowała podczas maratonu - lekki mróz i brak wiatru to byłoby super. Niestety, pogoda pogorszyła się i chyba wbiliśmy się w jakąś kumulację złych warunków.

Jak by było za łatwo to by nie było tak fajnie, jeszcze mógłby pozostać niedosyt.

Wskazówki uczestników wcześniejszych edycji i trening na oblodzonych trasach w Tatrach wystarczyły, czy było coś co pana zaskoczyło na trasie, na co nie był pan przygotowany?

Wiedziałem, że będzie zimno, że będzie wiało. Zaskoczeniem była różnica między wspaniałymi warunkami na treningach a złymi podczas zawodów. Ale to jest Syberia. Jest nieobliczalna i pokazała nam swoje zęby. Wskazówki Roberta i wybitnej ultramaratonki Hani Sypniewskiej w sprawie sprzętu, ubrania okazały się bardzo pomocne. Sprawdziłem sprzęt w Tatrach, może nie na takim mrozie, ale buty sprawdziłem na lodzie. Było OK.

Jakie zabrał pan ze sobą buty - biegowe, trekingowe, kolce?

Biegowe, ale ze specjalnymi kolcami, które w momencie jak się biegnie po kamieniach to się chowają w gumę, ale jak się biegnie po śniegu czy lodzie to się wbijają zapewniając odpowiednią kontrolę.

Sprzęt się sprawdził czy coś szwankowało?

Wydaje mi się, że wszystko zostało dobrane optymalnie. Nie wychłodziłem się zbyt mocno, nie miałem wielkich kłopotów ze ślizganiem się czy odmrożeniami nóg. Buty się sprawdziły, bez wątpienia.

Jaka technika biegania?

Trochę skoków było wokół zasp, szukało się śladów - jak były to się po nich biegło, jak się pojawił kawałek odsłoniętego lodu to się nań wbiegało, bo można było przyspieszyć. To było takie kluczenie w poszukiwaniu najszybszego wariantu. Z tego co wiem Piotrek Hercog biegł w prostej, nie zatrzymywał się na żadnych pit stopach. Ale to trzeba być czołgiem jak Piotrek, żeby tak biec. Pokazał klasę i skromność.

Jak żywienie i nawadnianie na trasie? Nie było niedoboru cukru i elektrolitów?

Nie, jadłem dużo cukru i suszonych owoców w pit stopach, piłem ciepłą herbatę. Nie wiem jakby było bez tego. Nie wiem też jak Piotrek pokonał trasę tylko na batonach i pół litrze izotoniku. Ja wziąłem ze sobą żele, ale po 30. kilometrze jak mnie zaczęły łapać skurcze i musiałem zacząć chwilowo iść żele były już zmrożone na kamień, były nie do wyciśnięcia z tej tubki.

Będzie doświadczenie na kolejny start. Wróci pan?

Chciałbym jeszcze wrócić na Syberię, ale czy się zdecyduję na start w przyszłym roku - na razie mówię "nie". Jeszcze organizm nie zapomniał.

A jak regeneracja. Organizm już się uspokoił?

Tak. Chociaż nogi są jeszcze ciężkie. Zapisałem się na Zimowy Ultramaraton Karkonoski, ale niestety nie wystartowałem. Pojechałem tam jednak, żeby kibicować kolegom.

Co przychodzi do głowy jak się biegnie po lodzie przy minus 20 stopniach? Co się czuje?

Nie ma satysfakcji, euforia biegacza raczej nie funkcjonuje. Myśli się o tym, żeby dobiec. Jest walka z myślami, które sugerują by się wycofać, zrezygnować. Na skuterach, poduszkowcach kursują sędziowie i organizatorzy pytają czy już dość. Może jakby tak nie kursowały te skutery to takie myśli by się nie pojawiały?

Tym większa nagroda na mecie.

Bez wątpienia. Było ciężko, ja niczego podobnego nie przeżyłem wcześniej. Jest satysfakcja, że ukończyłem i jestem cały i zdrowy. Widziałem cudowne krajobrazy.

Wynik satysfakcjonuje? Jaki pan osiągnął czas?

Około 5 godzin i 40 minut. Byłem 43., a wystartowało ponad 150 osób. Do mety przede mną dobiegł tylko jeden zawodnik, który był starszy ode mnie. Na pewno z tego czasu można coś uszczknąć i to niemało. Sporo straciłem przez skurcze, do tego inaczej by się biegło w lepszych warunkach, choćby takich jakie panowały podczas treningów.

Na mecie największa radość zdaje się była Piotra Hercoga, który wygrał. Organizatorzy nie byli niezadowoleni?

Dwa pierwsze miejsca zajęli Piotrek i Łukasz. Po minach organizatorów było widać zniesmaczenie. Nie pasowało im to. Co innego innym zawodnikom-innostrańcom. Wyraźnie byli zadowoleni. Zresztą nas, Polaków, było bardzo dużo - około 20 osób, łącznie z osobami towarzyszącymi. Baikal Ice Marathon ukończyło 14 Polaków w tym roku, około 10 proc. startujących, z czego dwa pierwsze miejsca też padły naszym łupem. Po organizatorach było widać zaskoczenie i zdziwienie, że to nie Rosjanin wygrał na Syberii, zwłaszcza że to były najcięższe warunki. Dość powiedzieć, że nie byli w stanie bić brawa Piotrkowi i Łukaszowi. Co innego publika rosyjska - bardzo otwarci ludzie, cieszyli się razem z nami.

Planuje pan już kolejny ekstremalny start?

Na razie szukam, patrzę co się dzieje. Chciałbym gdzieś pojechać, wystartować, ale to zależy od wielu czynników, między innymi pieniędzy, od sytuacji rodzinnej, bo jednak rodzina jest na pierwszym miejscu.

Rozmawiał DZ

fot. Masaki Nakamura / Archiwum prywatne Macieja Florczaka

Obszerna galeria z Baikal Ice Marathon: TUTAJ