Tak się robi biegi ultra! Andrzej "Meloniq" Piotrowski zachwycony biegiem 24h na Tajwanie

Gdy w styczniu tego roku biegając w Atenach raz po raz mijałem puste trybuny, zrodziło się w mej głowie małe marzenie, by pewnego dnia na zawodach pobiegnąć na pełnym i wiwatującym stadionie...

11 miesięcy później to małe marzenie się spełniło, tu w Taipei, na uniwersytecie Soochow” (pis. oryg.) - napisał na portalu społecznościowym Andrzej “Meloniq” Piotrowski, aktualny mistrz Polski oraz rekordzista kraju w biegu 24-godzinnym (267,964 km na tegorocznych MŚ w Albi).

Biegacz z Krakowa wrócił z Tajwanu zauroczony imprezą na terenie uczelni w stolicy Chińskiego Tajpej.

Polki wicemistrzyniami świata w biegu 24-godzinnym! Andrzej Piotrowski bije REKORD POLSKI!

– To wyglądało całkiem inaczej niż jest zwykle na biegach ultra czy innych kameralnych imprezach. Oprawa i organizacja na najwyższym poziomie: bardzo efektowne i z dużą pompą. Dużo działo się wokół biegu, było mnóstwo kibiców. Zwykle polega to na tym, że stoi brama startowa, dostajemy wydzieloną petlę do biegania, a kibicami są w większości członkowie supportu zawodników, ich rodziny i znajomi – opowiada Andrzej Piotrowski.

Organizatorzy 19th Soochow/Taipei 24h Ultramarathonu podeszli do organizacji swojej imprezy bardzo poważnie, zwłaszcza, że organizowane już od prawie dwóch dekad zawody były w tym roku ważnym elementem obchodów 120-lecia istnienia Uniwersytetu Soochow.

– Bieg odbył się na stadionie na terenie uniwersytetu, czyli na pętli 400-metrowej. Kibicowało nam mnóstwo studentów, którzy chcąc nie chcąc cały czas byli blisko zawodników. Przechodząc nawet przypadkowo interesowali się rywalizacją, zatrzymywali I kibicowali. Ponad 500 studentów brało zresztą udział w organizacji imprezy jako wolontariusze. Naszej rywalizacji towarzyszyły cztery kilkugodzinne biegi sztafetowe, stała scena, cały czas trwały koncerty, występowały różne zespoły, były pochody. Miasteczko uniwersyteckie żyło całą dobę!

– W przeddzień biegu, w piątek po południu, odbyło się uroczyste otwarcie na wzór imprez mistrzowskich oraz prezentacja zawodników, prezentacja uniwersytetu i spacer po uczelni, a na koniec wspólne pasta party z różnymi konkursami w trakcie. Wciąż coś się działo! –  relacjonuje nasz rozmówca. (czytaj dalej)


Ultramaraton na Uniwersytecie Soochow ma odznakę IAU Gold Label, jest więc najwyżej certyfikowany organizacyjnie przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Biegaczy Ultra. W imprezie muszą m. in. startować zawodnicy na wysokim poziomie sportowym. Obsada na Tajwanie też była bardzo mocna.

– Zwycięzca Yoshihiko Ishikawa to triumfator i rekordzista Badwater, który wygrała też Patrycja Bereznowska. Teraz pobił rekord Japonii (279,427 km – red.). Drugi na mecie Ivan Penalba Lopez ustanowił rekord Hiszpanii (274,332 km – red.). Bardzo mocni byli Japończyk Nobuyuki, mistrz Indii Narayana i Chińczyk Wang – wylicza Andrzej Piotrowski.

– Organizatorzy dopuścili do startu 40 zawodników, z czego połowa to byli Chińczycy z Tajwanu, a pozostałą dwudziestkę stanowili biegacze zaproszeni. Takie imienne zaproszenie dostałem ja, a także Gosia Pazda-Pozorska, która jednak nie mogła tym razem polecieć do Azji. Spodziewam się, że za rok zaproszenie dla niej zostanie ponowione – mówi polski ultramaratończyk.

Wszystkimi zaproszonymi biegaczami organizatorzy zajęli się bardzo troskliwie. – Uniwersytet opłacił przelot w obie strony i zakwaterowanie na 5 dni, wypłacił też niewielkie kieszonkowe 300 tajwańskich dolarów na dzień (około 40 PLN) – relacjonuje “Meloniq”.

– Półtora miesiąca przed imprezą zostali nam przydzieleni wolonatariusze, którzy pomagali zdalnie załatwiać formalności i udzielali wszelkich informacji, a po przylocie do Tajpej zaopiekowali się nami osobiście. Na lotnisku czekał kierowca, który zawiózł do miejsca pobytu. Zakwaterowano nas w kampusie uniwersyteckim, ale nie w akademiku dla studentów, tylko hotelu dla wykładowców, a więc w wyższym standardzie. Mówiący po angielsku wolontariusze oprowadzali nas po uczelni, pokazali kawałek miasta... Byli naprawdę bardzo życzliwi i pomocni – mówi z uznaniem Andrzej Piotrowski.

Polskiemu biegaczowi bardzo podobały się też niektóre rozwiązania organizacyjne już podczas samego biegu. – Stawkę biegaczy rozdzielono na dwa tory, po 20 na każdy według zbliżonego poziomu sportowego, dzięki czemu było mniej tłoku i mijania. To znacznie zwiekszyło komfort biegu – opowiada. – Od razu przypomniała mi się sytuacja z MŚ 24H w Albi, gdzie na półtorakilometrowej pętli biegało ponad czterystu zawodników i każdy starał się trzymać jak najbliżej wewnętrznej. To była doba życia w slalomie między ludźmi – wspomina ze śmiechem rekordzista Polski.

– Zawodnicy otrzymali od organizatora wolontariuszy do pomocy. Zmieniali się co kilka godzin, a każdy z nas miał przez całą dobę swój dwuosobowy serwis. Inni wolonatariusze na bieżąco liczyli przebiegnięte przez nas okrążenia (pomiar elektroniczny też, oczywiście, był). Wszyscy oni też bardzo gorąco nam kibicowali, tworząc jeszcze lepszą atmosferę podczas biegu.

Andrzej Piotrowski nie jest zadowolony tylko ze swojego wyniku sportowego. Zajął w zawodach piąte miejsce, przebiegłw ciągu doby dystans 231,932 km, co jest jego najsłabszym rezultatem spośród wszystkich startów w biegu 24H. – Nawet w debiucie w ubiegłorocznych MP w Łysych pobiegłem znacznie lepiej (ponad 243 km – red.). Wszystkie 3 tegoroczne starty na dobę również były znacznie lepsze, zwłaszcza ten rekordowy na MŚ – mówi.

WYNIKI

Przyznaje jednak: – Nawet gdybym wiedział, że słońce mnie tak "złoi", dostanę udaru i pobiegnę tak słabo, stanąłbym na linii startu, żeby móc przeżyć tę atmosferę, zobaczyć oprawę i organizację imprezy. Naprawdę było warto!

Krakowianin deklaruje, że chętnie podzieli się wrażeniami i obserwacjami z Tajwanu z organizatorami polskich biegów ultra, choć uważa, że wcale nie muszą się wstydzić czy mieć kompleksów. – Znam organizatorów imprezy w Supraślu i UltraPark Weekendu, wiem, że bardzo się starają i cały czas pracują nad udoskonaleniem swoich zawodów.

Piotr Falkowski

zdj. Louise Bom, Alex Yu, Lin Mingde