Tak się wita Nowy Rok! "Na Guzik z Pętelką warto wpaść nawet zaraz po imprezie!"

Nawet sama „Mel” nie wie, który to już był Noworoczny Guzik z Pętelką… Najpierw nie był wcale noworoczny. W czasach, kiedy nie w każdy weekend odbywała się w Warszawie jakaś impreza biegowa (tak, tak, to wbrew pozorom wcale nie tak bardzo dawno…) Barbara Muzyka wymyśliła bieg bez żadnych nagród (czyli właśnie przysłowiowy „guzik z pętelką”). – I niespodziewanie ludzie przyszli, nawet dosyć licznie – mówi biegaczka z warszawskiego Ursynowa, którą jej biegowi znajomi określają przymiotnikami „charyzmatyczna, legendarna i kultowa” oraz „nietuzinkowa, urocza, profesjonalna, bezinteresowna i pełna pasji”.

– Zdarzały się Guziki, na które przyszło kilka osób, a bywała frekwencja i taka, która mnie zadziwiała – mówi „Mel”. W pierwszy dzień roku 2019 w Lesie Kabackim stawiło się pół setki biegaczy. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że metę 10-kilometrowej trasy trzeba było osiągnąć w południe (wszyscy razem „pod groźbą kary administracyjnej”), a część uczestników meldowało się na starcie niemal prosto z sylwestrowych imprez (wystarczyło spojrzeć w niektóre oczęta). Tym większa radość, że chciało im się dotrzeć i dochować biegowej tradycji.

Zasada tego biegu jest nietypowa, choć niezwykle prosta: wszyscy uczestnicy mają pokonać metę razem, w związku z czym szacują czas potrzebny im na pokonanie w ten dzień dystansu 10 km i odpowiednio wcześniej „Mel” wypuszcza ich na trasę spod drzewa opatrzonego legendarnym już „zegarem”.

Jako pierwsza, o 10:45, ruszyła grupka z Ambasadorką Festiwalu Biegów Anną Pawłowską-Pojawą, która ściągnęła na Kabaty męża („strasznie dużo czasu zajęło mi odszukanie w domu biegowych butów” – przyznał się Tomasz) i wózek z 3-letnim synkiem. Marcin jednak, jak na dziecko biegaczy przystało, jest ambitny i ostatnie kilkaset metrów pokonał już na własnych nogach. Największą popularnością cieszyły się czasy „okołogodzinne” (65, 60 i 55 minut), a największe noworoczne harpagany rzuciły się nawet na 40 parę minut. Nic, tylko podziwiać!    

A na mecie… rozmowy w gronie dawno czasem nie widzianych znajomych, wspominki biegowych sukcesów i porażek z minionego roku i plany na AD 2019. – To mój największy biegowy sukces w życiu – mówi jedna z uczestniczek Guzika wskazując na małżonka. – Nie wszystkie moje przebiegnięte maratony, a to, że wreszcie namówiłam męża na bieganie – stwierdziła z dumą. – 6 lat się opierał! – dodaje.

Piotr Falkowski