Tomasz Waszkiewicz po zwycięstwie w biegu 48h w Kladnie: „Sam nie wygrywam”

Przed rokiem Tomasz Waszkiewicz zaskoczył wszystkich wygrywając bieg 48-godzinny w czeskim Kladnie. W debiucie nabiegał 331,575 km. W tym roku wrócił do naszych południowych sąsiadów i, mimo mocniejszej obsady, obronił swój tytuł, zwyciężając z wynikiem 347,131 km i… 32 km przewagi nad drugim zawodnikiem!

Choć w świecie biegania ultra na czas właściwie stawia pierwsze kroki, nie zwalnia tempa. Zorganizował swoje zawody w tej konwencji i już zapowiada kolejne, lepsze wyniki. Przygotowuje się też do legendarnego Spartathlonu. O swoich sukcesach mówi zawsze w liczbie mnogiej, akcentując, że bez supportu nie osiągnąłby niczego. Dzisiaj opowiedział o swoich doświadczeniach.

Dlaczego wróciłeś do Kladna? Żeby poprawić ubiegłoroczny wynik, bronić tytułu?

Tomasz Waszkiewicz: Żeby pobiegać. Tak właściwie pojechałem tam dla atmosfery, która urzekła mnie przed rokiem. Wiedziałem, że jeśli mam gdzieś startować w lipcu albo sierpniu, to będzie to Kladno. Gdzieś w głowie oczywiście była myśl o tym, żeby powalczyć o obronę tytułu, ale im bliżej startu, im więcej mocnych zawodników na liście startowej, tym bardziej myślałem, że jadę tylko pobiegać a nie rywalizować.

Rok temu, po zwycięstwie, myślałeś już o powrocie?

Wtedy najpierw pomyślałem: to bieganie jest dla mnie! Lubię takie bieganie, chciałbym podnosić wyżej poprzeczkę. Nie sądziłem jednak, że wypadnie aż tak.

A w tym roku o czym myślałeś na mecie?

Przyznam, że to była ogromna euforia, że tak dobrze się to skończyło. To była pierwsza myśl. Druga: szkoda brakło tych 2,7 km, żeby wyszło 350 km. Ale myślę, że to wszystko jeszcze przede mną. Małymi krokami do celu…

Czyli za rok wracasz do Kladna?

Zdecydowanie. Jak tylko otworzą zapisy na 2019, wpisuję się na listę.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu, po Twoim pierwszym zwycięstwie, na koncie miałeś tylko jeden bieg 12-godzinny. Jak od tej pory zmieniło się Twoje doświadczenie?

Był po drodze jeden bieg 12h i dwa 24 h, w tym jeden w Finlandii a drugi u siebie. Poza tym Szlakiem Orlich Gniazd z Krakowa do Częstochowy na dystansie 100 mil, gdzie byłem trzeci. Wróciłem w ten sposób do wspomnień – startowałem tam już w 2011 roku i niestety nie ukończyłem, wycofałem się 6 km przed metą. Do tego krótkie biegi” maratony i półmaratony, często jako pacemaker.

Zdradzisz jak wyglądają treningi do biegu trwającego dwie doby?

Biegam takie dystanse tak naprawdę dopiero od roku. Materiałów szkoleniowych jest mało, znalazłem kilka stron niemieckojęzycznych i tak szukałem wskazówek. Tak trzeba trenować metodą prób i błędów. Na pewno zwiększenie objętości, czasu treningu, bieganie na tętnie 70-75%, czasami 2-3 treningi w ciągu doby, w tym w nocy i nad ranem, na zmęczeniu. Tutaj trzeba więcej bawić się na bieżni niż w terenie, bo nam nie potrzeba tyle siły biegowej wysokościowej, ale przygotowania organizmu do monotonii. To też trening psychologiczny – dla niektórych wyjście sobie na trening i zrobienie maratonu na bieżni może się wydawać szaleństwem…

Dla niektórych?! Chyba dla większości „normalnych” ludzi?

Przypuszczalnie tak. Ale taka zabawa to coś innego niż zwykłe uliczne bieganie. Choć uważam, że ono też jest dostępne dla wszystkich. Wspominam sztafety 24 h w Dąbrowie Górniczej, po których wiele osób przyznało, że chcą spróbować sił w biegu 12-godzinnym.

Jak biegało się w tym roku w Kladnie?

Na starcie obrałem taką taktykę, żeby do 30 godziny robić swoje i po prostu się kręcić nabijając kilometry. Dalej mieliśmy zobaczyć, co będzie i, jeżeli starczy nam sił, podkręcić tempo. Wszystko rozegrało się jednak inaczej. Przez pierwsze 12 godzin temperatura nas dobijała, zwłaszcza na odsłoniętym odcinku blisko startu i mety. Stawka się modelowała. Zawodnicy, którzy za mocno ruszyli, po kilkunastu godzinach zaczynali odpadać, po prostu ich odcinało. Prowadził Ivan Máčaj, ja miałem 10-15 km straty, ale robiłem swoje. Zwykle nadrabiam w nocy. Drugiego dnia, około 230 km, miałem problem ze stopą, później lekkie omdlenie. Musiałem odpocząć 15-20 minut. Udało się przetrwać kryzys i od tego momentu wiedziałem, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Lider koło 250 km miał problem, nie mógł wyjść na kolejne okrążenie, zaczęliśmy to wykorzystywać… Zaczęliśmy się nakręcać, tempo wzrastało, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie to wygrać.

Cały czas mówisz „wiedzieliśmy, pobiegliśmy” a przecież biegały Twoje nogi…

Z jednej strony tak, ale bez działania supportu, Agnieszki i Dominiki, oraz wsparcia rodaków, nie zrobiłbym tego. Był uśmiech, wsparcie. Czasem mnie podprowadzili jedno kółko, żeby poprzestawiać mi myśli w głowie. Ja sam nie wygrywam, wygrywamy MY jako ekipa. I cieszę się, że z tą ekipą osiągnęliśmy taki sukces.

Masz przepis na ten sukces? Jakieś sprawdzone patenty na bieganie przez dwie doby? 

To dopiero mój drugi bieg 48 h, więc dopiero się uczę. Reagujemy na bieżąco, patrzymy, podglądamy trochę innych. Większość ludzi na tych zawodach ma kilka-kilkanaście lat doświadczenia w takich biegach, więc uczymy się od najlepszych. Wiem, że mój organizm potrafi znieść dwie doby bez spania. W tym roku odkryłem, że masaże w przerwach biegu bardzo mi pomagają. Nie doradzę, co jeść, bo każdy ma inny organizm, inaczej reaguje i potrzebuje trochę innych składników. Na pewno częstsze jedzenie mniejszych porcji, bo wtedy człowiek cały czas ma energię. Mało napojów gazowanych. Do tego 2-3 pary sprawdzonych butów, regularna zmiana skarpetek. Po prostu trzeba spróbować na sobie.

W tym roku zadebiutowałeś jaki organizator biegu 24 h. Tak Ci się spodobało, że postanowiłeś się podzielić tą formułą ze wszystkimi? Jak się czułeś jako organizator?

Byłem organizatorem i jednocześnie uczestnikiem DG24h. Uważam, że w Polsce mamy za mało biegów tego typu. Chciałem tez pokazać tym, którzy patrzyli na mnie trochę jak na kosmitę, że to się da zrobić, przybliżyć im formułę. Wziąłem z Kladna wszystkie dobre rzeczy, które mogłem. Organizacja biegu to duża odpowiedzialność, duże oczekiwania tych, którzy przyjeżdżają, ale z drugiej strony tak niewiele trzeba, żeby dać ludziom satysfakcję i szczęście. Na szczęście nie robiłem tego sam, miałem wspaniałych ludzi.

Trudniej jest biegać przez 24 godziny czy organizować taki bieg i pilnować wszystkiego?

Na szczęście w tym roku miałem Piotra, który pilnował wszystkiego „z zewnątrz” a ja „od środka”, będąc na trasie. Ale nie ukrywam, że to było trudne i w przyszłym roku już nie wystartuję. Psychicznie podczas organizacji byłem wykończony bardziej niż startując w takich zawodach.

Jakie masz biegowe plany i marzenia?

Cóż, Spartathlon. Pod koniec września jadę spełnić swoje marzenie. Zostałem wylosowany, jestem na liście, pozostaje tylko się przygotować… To wymaga zmiany treningu, bo tutaj trzeba dołożyć dużo terenu i gór. W tym roku nie planuję już startów w biegach 24 h. W przyszłym… wszystko zależy od wsparcia. Nie ukrywam, że marzy mi się bieg sześciodobowy, ale tutaj koszty mocno rosną… Za to na pewno wystartuję kolejny raz w Kladnie i zorganizuję drugą edycję DG24h.

Trzymamy kciuki za wszystkie przedsięwzięcia!

Rozmawiała Katarzyna Marondel