Za 2 tygodnie ok. 300 osób stanie na starcie Transpyrenei. Wyruszą z Perthus i będą mieli do pokonania 866 km. Transpyrenea prowadzi szlakiem pieszym GR10, który przekracza Pireneje. Suma przewyższeń wyniesie na nim aż 65 km, a wszystko to z obowiązkowym wyposażeniem na plecach.
Według organizatorów, Transpyrenea nie jest biegiem górskim, to raczej biegowy rajd, w którym bardziej od rywalizacji liczą się góry i otwarte przestrzenie. Impreza przeznaczona jest zawodników, którzy cenią sobie niezależność.
Na całej ponad 800-kilometrowej trasie będą tylko 4 punkty kontrolne. Pierwszy z nich usytuowany zostanie dopiero po 166. kilometrze. Na dotarcie do tego miejsca będzie 85 godzin.
Wszystkie limity zostały tak policzone, by można było pokonać szlak tempem turystycznego marszu. Niemniej organizatorzy zakładają, że dziennie każdy z uczestników pokona przynajmniej 50 km.
Sama trasa, chociaż ekstremalnie długa, nie jest ani technicznie ani logistycznie trudna. Ułatwieniem dla biegaczy jest popularność szlaku GR 10. Ze względu na dużą liczbę turystów pokonujących mozolnie góry, wzdłuż trasy Transpyrenei powstały schroniska i sklepiki, z których regulamin nie zabrania korzystać, a nawet w partnerskich hotelikach będzie można przenocować. Do tego część trasy przebiega przez okoliczne miasteczka.
Impreza, na którą zdecydowało się 300 osób z różnych stron świata nie jest niestety tania. Za miejsce na liście startowej trzeba w tej chwili zapłacić ponad 1000 euro, a do tego dochodzą jeszcze wydatki na trasie i na podróż. Trzeba też być przygotowanym na utratę 50 euro kaucji. Ta, będzie zwracana tylko wtedy, jeżeli uczestnicy Transpyrenei nie zostawią za sobą śmieci.
Za organizacją imprezy stoją ci sami ludzie, którzy robią Transomanię w Omanie i podobny bieg w Algierii. Mają więc przede wszystkim doświadczenie w utramaratonach pustynnych. Wyróżnikiem ich imprez jest odejście od sportowego charaktery biegów przełajowych i górskich. Bliżej im do rajdów trekkingowych.
Strona imprezy: http://www.transpyrenea.fr/
IB
