Ewa Bugdoł (na zdjęciu) to jedna z najlepszych polskich triathlonistek. Na koncie ma 6 tytułów mistrzyni kraju na długim dystansie (3 km pływania, 80 km jazdy rowerem i 20 km biegu). Legitymuje się też najlepszym czasem w historii polskiego triathlonu w tej odmianie konkurencji (4:17:31 – Zell Am See w Austrii w 2013 roku).
W rozmowie z naszym portalem zawodniczka WLKS Kmicic Częstochowa wspomina początki swojej kariery, opowiada o swoim treningu i rywalkach z polskich tras. Zdradza też startowe plany.
Gdy zaczynała pani przygodę ze sportem triathlon nie był tak popularny w naszym kraju. Chłopcy marzyli o podboju piłkarskiej murawy, dziewczynki siatkarskiego parkietu czy gimnastycznej maty. Skąd w pani życiu wziął się triathlon?
Ewa Bugdoł: Wszystko zaczęło się od pływania, które trenowałam wyczynowo w młodości. Po ośmiu latach treningów zaczęłam mieć problemy z barkami. W pewnym momencie stwierdziłam, że chcę coś zmienić w swoim sportowym życiu. Mama zaproponowała mi triathlon. Ponieważ w szkole podstawowej biegałam i udawało mi się nawet wygrywać jakieś zawody, była to dobra odskocznia, a zarazem dobre nawiązanie do tego, co już robiłem. Ten sport szybko mi się spodobał.
Miała pani chyba najlepsze z możliwych zaplecze do uprawiania triatlonu...
To prawda. Najtrudniej jest się nauczyć techniki pływackiej. Oczywiście jest to możliwe w każdym wieku. Znam osoby, które nawet mając 40 lat zaczęły uczyć się pływać. Jeśli ktoś do tej pory nie radził sobie w wodzie to nie znaczy, że nigdy nie poradzi sobie w triathlonie. Wszystko jest do nauczenia. Pływakom rzecz jasna łatwiej jest przejść na ten sport.
Różnica między pływaniem po swoim torze a walce w otwartej wodzie była dla Pani duża? W basenie przy starcie nie ma walki na łokcie…
Rzeczywiście to jest bardzo duża różnica. Przy starcie w triathlonie człowiek jest w euforii, adrenalina buzuje żyłach. Zapomina się o tym, że może być głęboko. „Łokciowanie” to stały punkt triatlonowego programu, ale też można się ustawić tak, by nie „dostać”. Wszystko zależy z jakiej pozycji się startuje i jak dobrze się pływa (śmiech).
Do sezonu przygotowuje się pani w Kolorado. Skąd wybór tego miejsca?
W USA mieszka mój trener i jeżdżę do niego by ćwiczyć pod jego okiem. Trenuję tam razem z Amerykańskimi zawodnikami.
Jak wyglądają pani przygotowania?
W zależności od tygodnia trenuję po 28-32 godziny, średnio po 5-6 godzin dziennie. Przeważnie są to dwa lub trzy treningi. W tym roku większy nacisk położyłam na bieganie, choć u mnie to się często zmienia. Rok temu dużo pracowałam nad jazdą na rowerze. Pływanie jest cały czas na podobnym poziomie. A że często jest to trening popołudniowy, to umieram na basenie (śmiech).
Pokusiła by się Pani o porównanie popularność triathlonu w USA i w Polsce?
Jeszcze kilka lat temu triathlon w USA nie był tak bardzo popularny. Teraz jednak ludzie z różnych dyscyplin zaczęli przechodzić na ten sport. Jest wielki boom na triathlon. Zapisy na duże imprezy kończą się w jeden dzień. Myślę, że my jesteśmy na dobrej drodze do takiej popularności. Co prawda trochę brakuje np. do Niemców, gdzie osób trenujących jest naprawdę bardzo dużo, ale zmierzamy w dobrym kierunku.
Poziom organizacyjny naszych imprez jest chyba dobrą reklamą triathlonu...
Poziom naszych zawodów jest bardzo wysoki. Startuję na każdym kontynencie i mogę to śmiało porównywać. Jesteśmy jednym z krajów, w których organizuje się naprawdę dobre imprezy triathlonowe. Jeszcze kilka lat temu wszystkie swoje zawody miałam za granicą. Od dwóch lat większość imprez, które wybieram, odbywa się w Polsce. Dlaczego? Przyjeżdżają tu zagraniczni zawodnicy, nagrody są dobre. Warto tu startować. Jest też jakiś sentyment, który sprawia, że chce się popularyzować triathlon w swoim kraju.
Poziom kobiecego triathlonu w Polsce jest wysoki?
Poziom naszych kobiet jest bardzo wysoki. Jest Agnieszka Jerzyk - uczestniczka IO w Londynie 2012, Maria Cześnik - uczestniczka IO z Pekinu 2008, Magda Mielnik, Paulina Kotwica. To bardzo dobre zawodniczki. Triathlonistek, które startują w międzynarodowych imprezach w polskich barwach jest naprawdę sporo. Myślę, że to są takie buntowniczki, które walczą z mentalnością i stereotypem, że kobiety nadają się tylko do kuchni (śmiech). Pokazujemy że kobiety są silne, mocne i niezależne. Polki mają twardy charakter.
Jakie są pani najbliższe plany?
Skupiam się na imprezach w ramach ETU. Za rok w Poznaniu rozgrywane będą Mistrzostwa Europy. Chciałabym walczyć tam o jak najwyższą lokatę. Natomiast w późniejszym czasie chcę wystartować na Hawajach. Wcześniej jednak, bo już pod koniec maja, wystartuję ma Mistrzostwach Polski w Sierakowie.
Czego wypada życzyć triathlonistom?
Dużo zdrowia i zero kontuzji (śmiech)
Zdrowia zatem!
Rozmawiał RZ