XVIII Żoliborski Bieg Mikołajkowy, Bieg Mikołajkowy na Kabatach oraz XI Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu. W tych trzech imprezach rozegranych w tegoroczne mikołajki wziął udział Jan Natowski. Z jakim efektem? Oto relacja Ambasadora Festiwalu Biegowego w Krynicy.
1 grudnia. XVIII Żoliborski Bieg Mikołajkowy
Na starcie przy ul. Gwiaździstej zjawiło się ponad 650 osób, co stało się absolutnym rekordem trasy znanej z cyklu Grand Prix Żoliborza. Nie startowałem tu od dwóch lat, od kiedy GPŻ zostało przeniesione na sobotę. Do pokonania jest 10 km w dwóch pętlach. Część biegaczy ubrana jest w okolicznościowe stroje mikołajowe, chociaż przeważają zwykłe stroje startowe. Pogoda świetna, dość ciepło i sucho. Sygnał startera i ruszamy.
Przez pierwsze 2 km bardzo ciasno nie sposób wyprzedzać, czasem trzeba biec po trawie. Później stawka się nieco rozciągnęła i zrobiło się luźniej, pierwsze kółko ciągnę spokojnie w tempie 4,40-4,45 /km, na drugim już trudniej, tempo spada i wyraźnie brak mi siły. Z trudem pokonuję ostatni podbieg i szybkim zbiegiem mijam metę. Czas 48:33 daje mi miejsce 260/659, a więc w pierwszej połówce biegu. Na mecie medal i kawa od Ideekaffe. Udana impreza a poza tym przyjemnie było pobiegać po starej trasie na Kempie Potockiej.
7 grudnia. Bieg Mikołajkowy na trasie w Grand Prix Warszawy na Kabatach
Nad Polską właśnie szaleje orkan Ksawery, organizatorzy nawet nie próbują stawiać namiotów i dmuchanych bram. Od Mikołaja dostajemy w pakiecie startowym rękawiczki polarowe i batonika. Chociaż jest powyżej zera, wszyscy kulą się przed startem w porywach przenikliwego wiatru. Chyba fatalna pogoda sprawiła, że na start stawiło się niespełna 400 osób. O 11:00 startujemy. 10 minut wcześniej pobiegli zawodnicy z czasem życiówki ponad 1 godzina.
Trasa 10 km znana z GPW w wersji ze startem na tyłach hipermarketu tesco. Pierwszy odcinek około 500 m nieosłonięty i mocno zlodzony. Uważamy na nogi tym bardziej że jest duży tłok, później wbiegamy do lasu tutaj wiatru już nie czuć. Słychać go trochę ponad lasem, biegniemy gęsiego lub w parach, ziemia dosyć miękka, nogi całe pochlapane błotem. Na 4 km nawrotka i agrafka, na 5 km odbijamy w prawo w stronę Józefosławia by na skraju lasu znów zmienić kierunek biegu w stronę Warszawy.
W drugiej połowie biegu jak zwykle ciężej, ale udaje mi się utrzymać tempo poniżej 5 min/km. Na ostatnich 500m znów otwarty teren i lód pod nogami. Wiatr wieje teraz prosto w twarz, zaczyna być ciężko jak przy mocnym podbiegu. Tracę co najmniej kilkanaście sekund. Wpadamy na metę pojedynczo, ale w niewielkich odstępach. Mój czas 48:56 i miejsce 114/375. W sumie nieźle. Ze smakiem zjadamy barszcz czerwony kuląc się przed porywistym wiatrem. Z braku czasu nie czekam na dekoracje, które mają się odbyć w wyjątkowo budynku hipermarketu.
Następnego dnia pobudka o 4:00. Wybieram się na…
XI Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu
Ze względu na swój niepowtarzalny charakter bieg w przekroju dziesięciu lat zyskał status kultowego. Do Torunia dojeżdżam Polskim Busem o 9:30 i z dwoma Januszami udajemy się do biura zawodów na stadion miejski. Wydawanie pakietów startowych przebiega w tym roku sprawnie pomimo rekordowej frekwencji. Jest też stolik Festiwalu Biegowego.
Trasa częściowo zmieniona w stosunku do poprzednich lat. Ponieważ start wyznaczono z nowego mostu na Wiśle, jakieś 5 km od biura zawodów. Organizatorzy podstawili autobusy, by dowieźć biegaczy na start. Odbywa się to szybko i sprawnie. Mamy dość czasu na rozgrzewkę i pogawędki ze znajomymi.
Pogoda jest wspaniała. Po orkanie nie ma już śladu, świeci oślepiające słońce, jest około 2 stopnie ciepła. Oczekiwanie na start trochę się wydłuża, bo biegacze muszą przejść na środek mostu jedną nitką mostu i ustawić się do startu na drugiej nitce odgrodzonej barierkami drogowymi. Po kilku okolicznościowych przemówieniach następuje start obwieszczony wystrzałem z zabytkowego działa i w chmurze konfetti zaczynamy bieg.
Na starcie imponująca liczba około 4500 biegaczy, w większości w czerwonych czapkach i koszulkach Mikołajów dostarczonych przez organizatorów. Są też białe śnieżynki i Mikołaje w długich pelerynach oraz renifer. Ja na tą okazję zapuściłem całkiem pokaźną brodę. W międzyczasie zaprzyjaźniamy się fioletową Śnieżynką w towarzystwie Św. Mikołaja z doklejoną z waty brodą z Krakowa.
Po krótkim podbiegu estakadą skręcamy wzdłuż Wisły w stronę Starego Miasta.
Biegniemy Bulwarem Filadelfijskim i na 4 km ostatnią z bram wbiegamy stromym podbiegiem na starówkę, by ulicą Szeroką pobiec wśród dopingujących kibiców. Po kilku zakrętach opuszczamy stary Toruń i po 5 km szosą Chełmińską biegniemy w kierunku lasu wracając na dawną trasę Półmaratonu.
W międzyczasie, po około pół godzinie biegu, niebo zasnuwa się całkowicie chmurami, przesłaniając słońce. Temperatura nadal lekko powyżej zera. Po lewej stronie mijamy Stadion Miejski, na 7km pierwszy bufet. Jest tylko woda, do tego lodowata, część biegaczy nie może jej pić. Od tego miejsca biegniemy z Pauliną z Poznania - dziewczyna mocno napiera w tempie 4:50 min/km, więc to dla nas dobra kompania.
Na 10 km wbiegamy do lasu , dróżka jest niestety zlodzona, chociaż trafiają się też kałuże, które trzeba omijać. Na takim podłożu moje buty się ślizgają i nogi przy każdym kroku uciekają nieznacznie w tył, co dodatkowo mnie męczy. Tak dobiegamy do 13 km i wtedy zaczynam opadać z sił, muszę trochę zwolnić do 5:20/km. Janusz z Pauliną trzymają tempo, więc zostaję z tyłu.
Na 14 km znów bufet tym razem jest letnia herbata i zmrożone batoniki, których nie sposób ugryźć, na szczęście po rozgrzaniu w ręce stają się nieco bardziej miękkie i dają się zjeść. Kryzys mija mi na 15 km, ale moich towarzyszy już nie mogę doścignąć. Tak dobiegamy do 19 km, gdzie krótkim podbiegiem na wydmę kończy się las. Wypadamy na osiedlowe uliczki i po kilku zakrętach już słychać doping ze stadionu. Jaszcze z kilometr ulicą i wbiegamy w szpalerze kibiców na Stadion Miejski i po 300m finiszu meta.
Kończę z czasem 1:48:45 miejsce1061/3639, Janusz jest pierwszy z czasem 1:45, a Paulina druga z czasem 1:46.
Odbieramy medale, wypijamy herbatę z termosu. Organizatorzy zadbali o foliowe torby do przykrycia spoconych biegaczy, to duży plus umożliwiający przebywanie w strefie finiszu jeszcze przez kilka minut. Ustawiamy się w kolejkę po piwo, drożdżówkę i gorącą zupę. Jest dosyć duży bałagan i tłok przy bufecie tak, że w kolejce spędzany dobre 20 minut. Na szczęście wszystko odbywa się w namiocie, który chroni przed zimnem.
Niestety następna kolejka i bałagan czeka na nas w depozycie. Stoimy w kolejce też około 20 minunt. Zdesperowani zawodnicy sami grzebią w stercie worków szukając swoich rzeczy. Na szczęście wszystko dobrze się kończy i możemy spokojnie się przebrać i pogadać ze znajomymi wracam do Warszawy PKP, o godz. 21 jestem w domu.
W sumie udana impreza z nieprawdopodobnym przyrostem frekwencji i niezapomnianymi wrażeniami. Pogoda wyjątkowo dopisała. Nieco zawiodła organizacja po biegu w bufecie i depozytach ale to już historia.
Dziękuję wszystkim uczestnikom i organizatorom za wspaniałą atmosferę i udany bieg i do zobaczenia w przyszłym roku.
Jan Natowski, Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.