„Ucieknij przed przedświątecznym szaleństwem i pobiegnij w najbardziej zwariowanym biegu na Śląsku!" Takie hasło towrzyszyło szóstej edycji Biegu Po Moczkę i Makówki w Stanowicach, w którym wystartowałem - pisze Arkadiusz Jakubik, Ambasador Festiwalu Biegów.
Bieg po Moczkę i Makówki jest to naprawdę bardzo dziwny bieg. Nie tylko dlatego, że tradycyjnie odbywa się w ostatnią sobotę przed Wigilią. Jest jednym z najbardziej wyczekiwanych biegów w sezonie, i co za tym idzie, jednym z biegów, do którego aby się zapisać należy wykazać się nie lada refleksem. Nie znam biegu, w którym opłata startowa maleje wraz z upływem czasu, ale nikt na to nie patrzy. Tutaj jest zasada – kto pierwszy ten lepszy.
Wszystko zaczęło się w 2012 r. od przyjacielskiego biegu świątecznego członków miejscowego klubu Luxtorpeda. Od tego czasu bieg wpisał się na stałe do kalendarza imprez biegowych. W pierwszej edycji wzięło udział 75 uczestników, a w drugiej liczba biegaczy wyniosła prawie 200 osób. W tym roku, 23 grudnia odbyła się już 6. edycja, a limit uczestników wynosił 300 osób – pierwsza setka na liście startowej została wypełniona w niecałą godzinę po uruchomieniu zapisów. Już samo to, że Bieg po Moczkę i Makówki trzykrotnie został nagrodzony tytułem Złotego Biegu w latach 2014, 2015 i 2016 przez portal MaratonyPolskie.pl o czymś świadczy.
23 grudnia 2017 pierwsi uczestnicy w Szkole Podstawowej w Stanowicach, pojawili się już po godzinie 10:00, aby jeszcze przed oddaniem się pasji jedzenia świątecznych smakołyków, spalić trochę zbędnych kalorii. W budynku szkoły usytułowana była baza zawodów, a tuż przed nią start oraz meta. Dość szybko cała szkoła wypełniła się przebranymi biegaczami, którzy – jak dało się zauważyć – bawili się świetnie już przed biegiem.
Można było zobaczyć Mikołajów, Diabły, Aniołki, Syreny, Elfy, Więźniów, Roboty, Chorych, Kelnera, Wampiry, Mumie, Górników, Supermenów, była też jedyna w swoim rodzaju Stonoga, zresztą wszyscy byli jedyni i niepowtarzalni i długo można by wymieniać pomysłowe przebrania. Każdy wykazał się nie lada inwencją twórczą i widać było, że wszyscy są dumni ze swoich przebrań. Do przebiegnięcia była minimalnie 2,5 kilometrowa pętla po drogach sołectwa, a kto chciał mógł sobie pobiegać 4 takie kółka. Każdy biegł ile chciał i jak chciał….. szybko, wolno, samotnie, parami, w grupach, rozmawiając, śpiewając, w butach, na boso, na wesoło i na poważnie. Nikt nie patrzył na kałuże i błoto, nikomu nie straszna była pogoda, która i tak była łaskawa dla biegaczy i licznie przybyłych kibiców, ponieważ wstrzymała deszcz, który jeszcze cały piątek padał nad Śląskiem – liczyła się tylko dobra zabawa.
Na każdego uczestnika po przekroczeniu linii mety czekał oryginalny, ręcznie robiony medal z piernika oraz to co najważniejsze czyli to po co tutaj wszyscy przybiegli - porcja moczki i makówek. Chętni mogli również otrzymać przepisy na te świąteczne smakołyki. Była też szansa, po wyciągnięciu losu, na drobny upominek niespodziankę – każdy los wygrywał. Oczywiście dla najszybszych trzech biegaczy i biegaczek przewidziane były dyplomy i puchary, był również przechodni puchar dla grupy, która nazbierała największą ilość głosów za swoje oryginalne przebrania oraz nagroda za najlepiej zorganizowana grupę kibiców. Moc atrakcji.
Niestety to wszystko już za nami, pozostaje jedynie czekać z niecierpliwością na siódmą edycję.
Życzę wszystkim zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszystkiego dobrego, a przede wszystkim zdrowia na ten nadchodzący Nowy Rok. Dużo udanych startów!
Arkadiusz Jakubik, Ambasador Festiwalu Biegów