Najtrudniejszy tegoroczny Runmageddon za nami. Górski festiwal w Myślenicach, z czterema dystansami, w tym Hardcore (22 km) i niespotykanym wcześniej Ultra (44 km), czyli podwójną pętlą Hardcora. W takich biegach bierze udział zbieranina specyficznych sportowych wariatów wywodzących się ze „zwykłego” biegania, crossfitu i podobnych systemów treningu funkcjonalnego i różnych innych dyscyplin. Niedawno zastanawialiśmy się, jakiego typu zawodnicy najlepiej sobie radzą na najdłuższych trasach biegów przeszkodowych.
Runmageddon Ultra – najtrudniejsza przeszkodówka w Europie? Crossfit vs. góry
Podczas Górskiego Festiwalu Runmageddonu mieliśmy okazję porozmawiać z kilkoma wymiataczami, przyjrzeć się ich wynikom, a także spróbować uroków tego sportu na własnej skórze.
– Sukces w długich przeszkodówkach to musi być super połączenie sprawności ogólnej i biegowej, bez jednego i drugiego nie możemy myśleć o wielkich rzeczach w tej dyscyplinie – mówi Mateusz Krawiecki, który już sporo w niej dokonał: ostatnio regularnie wskakuje na pudło największych tego typu imprez w Polsce, a 12 czerwca wybiera się na ME w biegach przeszkodowych w holenderskim Nijmegen.
– Każdy ma inne cele, możemy myśleć o wygraniu dystansu, pokonaniu przeciwników albo o wygraniu z samym sobą – rozwija swoją myśl Mateusz – jeżeli chcemy się poprawiać, walczyć o lepsze czasy czy o podium, to musimy włączyć bieganie, trening siłowy, regenerację i robić wszystko, by biegać bez kontuzji.
Gdybyśmy jednak porównali zaniedbanego ogólnorozwojowo biegacza i zapuszczonego biegowo crossfitowca – pociągnęliśmy za język Mateusza – któremu z nich łatwiej będzie nadrobić braki, by zostać specem od biegów przygodowych? – Według mnie im dłuższy dystans, tym biegacz ma więcej do powiedzenia – odpowiedział nasz rozmówca – a crossfitowiec zyska znaczną przewagę w konkurencji typu Runmageddon Games, gdzie na sprinterskim dystansie zgromadzone jest dużo przeszkód. RMG Rekrut to taka pośrednia konkurencja, gdzie to się wyrównuje, jeszcze wszystko zależy od rodzaju przeszkód. Sam jestem bardziej biegaczem, niż crossfitowcem (ale też trenerem personalnym, do którego coraz więcej osób zapisuje się na crossfit – przyp. red.), zobaczymy jak to wyjdzie – zakończył nasz przeszkodowy specjalista i dzień po tej rozmowie zajął drugie miejsce w RMG Ultra z czasem 7:39:40...
Lepszy wynik uzyskał tylko startujący we wcześniejszej fali Daniel Stroiński (7:28:34), który trzy razy ukończył słynną Selekcję, rozwala jak chce okołowojskowe przeprawówki z Katorżnikiem na czele, wraz z partnerem wygrał sztafetę na Zamieci (zimowy ultramaraton na Skrzycznem, warunki zawsze w ten czy inny sposób ekstremalne) i miesiąc temu był czwarty na wiosennej Beskidzkiej 160 Na Raty, wyjątkowo wrednej górskiej setce w parszywej, błotno-deszczowej pogodzie. Więcej pytań?
Daniel na co dzień zarówno biega, jak i trenuje crossfit. To była fajna zabawa – powiedział po dekoracji. No ale w końcu patrząc na jego osiągnięcia, ultrabieg przeszkodowy w górach to kwintesencja tego, co lubi najbardziej. Na takim dystansie chyba łatwiej biegaczowi podciągnąć się ogólnorozwojowo, niż odwrotnie, jeśli się nie pokona jakiejś przeszkody to od 20 burpees się nie umrze – podsumował, zgadzając się w zasadzie z wcześniejszym zdaniem swojego najgroźniejszego rywala.
Crossfit i bieganie po równo, to przepis na przygotowania Przemysława Trapkowskiego, trzeciego w RMG Ultra. Jest on z kolei przykładem na to, że nie trzeba być wybitnym biegaczem, by odnosić sukcesy na przygodówkach. Krótkich dystansów na ulicy nie biega, bo to dla sprinterów, jak powiedział, a np. na Runmageddonie może właśnie takich sprinterów przerobić. W „zwykłych” biegach też mu się jednak zdarza brać udział, a w ulicznej połówce ma całkiem przyzwoitą życiówkę 1:34. Trzeba trochę biegać, ale nie aż tak dużo, jakby się wydawało – rzucił półżartem Przemek.
Taki dystans pokonał pierwszy raz i na drugiej pętli myślał już tylko, kiedy mu odpadną nogi. Startował w pierwszej fali wraz z późniejszym zwycięzcą i na półmetku był nawet przed nim. Najgorsze jednak przyszło później – zmęczenie mięśniowe i skurcze przy walce z gałęziami nad Rabą. Bardziej to był Krzakmageddon – opisał końcówkę trasy trzeci zawodnik RMG Ultra.
W niedawnym zimowym Runmageddonie Hardcore w Warszawie Przemek także zajął trzecie miejsce. Również tam był bezpośrednio za Mateuszem Krawieckim (wcześniejsza rozmowa). Wygrał wtedy Michał Jagieło, który teraz na tym samym dystansie w Myślenicach... też zwyciężył. To kolejny z naszych etatowych wymiataczy, wyspecjalizowanych w biegach przeszkodowych.
Zawodnikiem „z drugiego bieguna” jest Adam Wasiewicz, który zajął na podwójnej pętli piąte miejsce. Jego 10. miejsce na ostatniej Łemkowynie 150, jednej z najbardziej wyczerpujących polskich imprez ultra, mówi samo za siebie. Główny trening, jak nam opowiedział, wykonał ostatnio pod niedawny górski maraton Wielka Prehyba, gdzie wypadł poniżej swoich oczekiwań i chyba się bardziej zmęczył, niż na RMG Ultra. Adam trenuje głównie biegowo, a ze sportów uzupełniających wystarczy mu regularne odwiedzanie ścianki wspinaczkowej, która jak widać też jest znakomitym treningiem ogólnorozwojowym.
Obydwie pętle dystansu Ultra ukończyło 107 uczestników z 234, którzy podjęli tę próbę, w tym jedyna kobieta – Monika Zarzycka. Na Hardcorze proporcja ta wyniosła 587 na 748, nie wliczając tych z potencjalnych Ultrasów, którzy zakończyli jedno okrążenie i też dostali medale i bandany za Hardcora (nie ma ich na razie w podanych wynikach tego dystansu). W klasyfikacjach drużynowych na wszystkich trzech beskidzkich dystansach (Rekrut, Hardcore i Ultra) bezkonkurencyjna okazała się Husaria Race Team. Jest to ogólnopolska drużyna wyspecjalizowana w biegach przeszkodowych. Istnienie takich zespołów świadczy o rosnącej popularności tej dyscypliny w naszym kraju.
Zgodnie z zapowiedzią, swoich sił spróbował festiwalowy reporter, czyli niżej podpisany. Od razu powiem, że nie należę do grona powyższych wymiataczy. Biegam dla zabawy na wszystkich dystansach – dla orientacji: życiówka na piątkę 20:50, ukończone w limicie Bieg Granią Tatr i Łemkowyna 150. Swego czasu więcej się wspinałem, teraz dużo rzadziej. Nie stronię też od ogólnorozwojówki, choć wszystko idzie mi w siłę, a nie w masę. W Runmageddonie zadebiutowałem, a wcześniej moją jedyną większą przeszkodówką był zeszłoroczny krynicki Spartan Race Super.
Moim założeniem na RMG Ultra było zrobić pierwszą pętlę jak najmniejszym nakładem sił w pięciogodzinnym limicie, uprawniającym do ruszenia na drugą. Do momentu kontuzji niedaleko za półmetkiem okrążenia plan ten wypełniałem wzorowo – choć nie znałem dokładnie sytuacji, bez szarpania leciałem na czas w granicach 4:50-4:55. Później walka o drugie kółko zmieniła się dla mnie w walkę o ukończenie pierwszego. Zdrowy rozsądek nakazywał od razu zejść z trasy by nie ryzykować zdrowiem, ale kto powiedział, że Runmageddon jest dla normalnych... Mimo znacznych strat i odpuszczenia samej końcówki, by pomóc kilku osobom na ostatnich ściankach, skończyłem okrążenie w 5:09:50. Całą relację na gorąco z trasy można przeczytać tutaj:
Silnalina – Nasz Runmageddon Ultra. "To nie jest bieg..."
Wbrew obawom niektórych, beskidzki RMG Hardcore i Ultra nie okazał się imprezą typu „przeszkody z biegiem” – zawierał potężną dawkę porządnego górskiego i przeprawowego biegania, a przeszkody występowały w odpowiedniej (czyt. sporej) gęstości i trudności. Na najdłuższym dystansie zwyciężył najwszechstronniejszy i chyba najbardziej doświadczony zawodnik. Nazwiska na pudłach obu dystansów nie są przypadkowe – mamy już w kraju wyspecjalizowaną czołówkę tej dość nowej dyscypliny, która z powodzeniem podbija polskie i zagraniczne biegi ekstremalne. W Myślenicach zabrakło Grzegorza Szczechli, który mógłby najwięcej namieszać na podium. Przygotowuje się on do wspomnianych Mistrzostw Europy, na które jedzie wraz z drugim w Ultra Mateuszem Krawieckim.
Z ciekawostek – Mateusza zdarzyło mi się raz wyprzedzić. Było to podczas zeszłorocznego Rzeźnika Ultra na zbiegu do punktu na 104. kilometrze, na którym obaj zakończyliśmy nasz wyścig. Dla niego był to... debiutancki bieg górski i napierał dłuższy czas ze skręconą kostką. Kilka miesięcy później zajął piąte miejsce w Zimowym Maratonie Bieszczadzkim, choć większość trasy pokonał z mocno krwawiącym po upadku nosem.
Ile zawodników, tyle historii. Wiele z tych opowieści, jak chociażby ta ostatnia, świadczy jednak o czymś wspólnym u miłośników biegów przygodowych, koniecznym do uprawiania tej dyscypliny. Przed startem w Myślenicach wszyscy musieliśmy w końcu podpisać żółte papiery, potwierdzające naszą niepoczytalność...
Kamil Weinberg
fot. Kamil Weinberg, Katarzyna Olczak, mat. pras.