Ultra powrót do korzeni. Nowy-stary Els 2900

Już za kilka dni, 7 października, po raz trzeci zostanie rozegrany jeden z najtrudniejszych ekstremalnych ultramaratonów w Europie – Els 2900. Jego trasa łączy siedem najwyższych szczytów Andory, przekraczających wysokość 2900 metrów n.p.m. Jest ona wyjątkowo wymagająca technicznie i na dystansie 70 km zawiera około 6700 m sumy podejść. Jej najtrudniejszy odcinek w pobliżu najwyższego szczytu Andory, Comapedrosa (2942 m), prowadzi granią Malhiverns o trudnościach II-III w skali UIAA, co można porównać do Orlej Perci bez ubezpieczeń.

Tegoroczne zawody odbędą się w nieco zmienionej formule. Trasa nie będzie oznakowana – uczestnicy będą mieli do zaliczenia punkty kontrolne położone na wspomnianych siedmiu szczytach i nie tylko, w tym trzy bufety. Pomiędzy punktami można będzie wybierać własną drogę. Do tego najtrudniejsze miejsca, w przeciwieństwie do wcześniejszych edycji, nie będą wyposażone w liny poręczowe. M.in. z tego powodu zawodnicy będą pokonywać trasę w drużynach dwuosobowych. Przed granią Malhiverns będą mieć do dyspozycji przepak do pozostawienia własnych lin, uprzęży, kasków i pozostałego sprzętu wspinaczkowego.

Skąd te zmiany? Z Mattem Lefortem – biegaczem górskim, skialpinistą i jednym z organizatorów Els 2900 – spotkaliśmy się 6 lipca w Ordino, dzień przed moim udanym startem w Mític Trail (112 km/9700 m+). Zamieszkały w Andorze Francuz wraz z miejscowym biegaczem i wspinaczem Carlesem Rossellem organizuje ten bieg od początku. Opowiedział nam trochę więcej o jego historii i zmianie podejścia do organizacji, a raczej powrocie do źródeł.

Wszystko się zaczęło w 2013 – opowiada Matt – kiedy z Carlesem podjęli wyzwanie połączenia tych siedmiu szczytów w 24 godziny. Bez oznakowanej trasy, z gubieniem drogi i burzą po drodze, to była prawdziwa przygoda. Dwa lata później przekształcili ten pomysł w zorganizowane zawody.

Przez te dwie edycje doszli jednak do pewnych wniosków. Urządzanie zwyczajnego wyścigu najszybszych zawodników po oznakowanej trasie i z poręczówkami w najtrudniejszych miejscach nie było do końca tym, czego chcieli. Ich ideą była prawdziwa górska wyprawa bez zbytnich ułatwień, wzorowana na ich własnym dokonaniu – po prostu powrót do korzeni.

I tak będzie tym razem. Owszem, będą trzy bufety, kilka punktów kontrolnych i zabezpieczenie techniczne, ale to wszystko. Zawodnicy pobiegną parami, tak jak w 2013 roku zrobili to Carles i Matt.

– Znów ograniczyliśmy liczbę uczestników do 50 – opowiada nasz rozmówca – i jest to dla nas jako organizatorów pewne ryzyko. Mieliśmy naciski ze strony sponsorów i partnerów, oni by chcieli zwiększenia tej liczby, ale to by się kłóciło z naszą ideą zawodów. W ten sposób odróżniamy się jeszcze bardziej od innych biegów i właśnie o to nam chodzi. Els 2900 jest jedyny w swoim rodzaju i jest nam z tym dobrze.

Organizatorzy nie chcą, by ich zawody były zaszufladkowane jako skyrunning, czy jakoś podobnie. Els 2900 ma coś z górskiej wyprawy, z biegania alpejskiego, ale jest czymś innym. Chodzi o coś więcej, niż tylko krótkie ekstremalne odcinki, na których wychodzą najlepsze zdjęcia. Tutaj uczestnicy przez cały czas będą musieli polegać na swoich umiejętnościach technicznych i nawigacyjnych.

– Wracamy do korzeni – kończy Matt – i chcemy wysłać pewien przekaz. Na Els 2900 nie będzie decydować tylko fizyczna sprawność. Bez oznakowań i poręczówek będziecie zdani na siebie, jak na normalnej górskiej wyprawie. Trzeba umieć się orientować w terenie, radzić sobie w złej pogodzie, po prostu posiadać górskie umiejętności. Właśnie na ich podstawie przyjmujemy uczestników. Nie chcemy wam zbytnio ułatwiać życia. Znów przyjadą do nas przedstawiciele różnych dyscyplin – skialpiniści, wspinacze, biegacze górscy, orientaliści, i to jest właśnie najfajniejsze.

Na ostatecznej liście startowej znajduje się 20 dwuosobowych zespołów. Wśród tej czterdziestki z 14 krajów jest siedem kobiet. Ze znanych nazwisk wymienić należy choćby Philippa Reitera – reprezentanta Niemiec w skialpinizmie, Domeneca Trastoya – pierwszego andorskiego zdobywcę Everestu, czy Czechów Pavla Paloncego i Filipa Šilara, zawodników rajdów przygodowych, którzy niedawno zajęli drugie miejsce na Eufòrii – nieoznakowanych zawodach na 233 km, rozegranych po raz pierwszy w ramach Andorra Ultra Trail.

Udział biorą też dwaj Polacy – niżej podpisany wraz z Januszem Cłapińskim. Naszym atutem powinno być doświadczenie wspinaczkowe. Dla mnie będzie to powrót na Els 2900 po nieudanej próbie sprzed dwóch lat. Startujemy o północy z piątku na sobotę 6-7 października. Stronę zawodów z mapą można zobaczyć TUTAJ.

Pełna lista startowa – TUTAJ.

Wkrótce relacje z trasy i rozmowy z uczestnikami.

Kamil Weinberg