Serwus!
Życie przynosi nam wiele niespodzianek, mniejsze lub większe. Dla mnie jedną z takich niespodzianek był wyjazd na Islandię a w zasadzie wylot.
Kraina ognia i lodu i podobno bardzo ponura. Oczywiście nie mogło się tu obejść bez treningów, więc pakując się zabrałem większość biegowego sprzętu.
Minęło trochę czasu, zanim wyszedłem pierwszy raz biegać, wcześniej zwiedzałem z żoną Reykjawik. W końcu nastał ten dzień i tak biegam i biegam.
Ogólnie brak czasu sprawiał, że byłem i jestem ograniczony do biegania głównie w mieście, ale wyszukałem sobie pewien szczyt, bardzo mały, ale jest dużo ścieżek i kamienistych szlaków i tam klepię kilometry.
Biegając u mnie w górach w Piwnicznej, zawsze jednak zostawała ta niepewność, że wyskoczy mi jakiś niedźwiedź lub stadko dzików, które mogą mnie pogonić. Tutaj w lesie są jedynie zajączki, które jak się okazało, biegają baaaardzo szybko. Tak, próbowałem je łapać. Brakuje mi moich gór, brakuje mi biegów ultra, które tu oczywiście są i zapewne w przyszłym roku wystartuje, ale i tak czuję niedosyt.
Obecnie biega też ze mną moja żona Justyna, która, mam nadzieję, że też kiedyś otworzy oczy i zobaczy na zegarku 3 godzinę w nocy i start Biegu 7 Dolin
Pozdro biegowe świry!
Rafał Mackowski