W sobotę 28 marca na trudną trasę półmaratonu w Pradze wyruszyło 12 500 biegaczy. Wszyscy zmagali się z wiatrem, a zawodnicy z elity oprócz sposobu na silne podmuchy, musieli też szukać właściwej taktyki na pokonanie silnych przeciwników.
Daniel Wanjiru nie był pewnym kandydatem do zwycięstwa. Wprawdzie w Pradze już startował i przed rokiem zajął trzecie miejsce, a w tym roku osiągnął czas poniżej godziny startując w Emiratach Arabskich, ale nie miał jeszcze na koncie znaczącego zwycięstwa. Do Czech przyleciał w piątek wieczorem, a więc zaledwie kilkanaście godzin przed startem.
Wystartował po stresującej podróży i kłopotach z wizą. Przez cały czas trzymał się w grupie liderów, ale nie próbował prowadzić wyścigu. Swoje zwycięstwo przypieczętował ok. 20. kilometra wyprzedzając innego Kenijczyka Wilfreda Murgora.
- Stawka była tak silna, że czułem się jak na mistrzostwach. Było bardzo ciężko i wiele mnie nauczył ten bieg. To zwycięstwo dało mi motywację na przyszłość - powiedział Wanjiru organizatorom, po tym jak z czasem 59:51 przekroczył linię mety.
O ile Wanjiru dojechał do celu w ostatniej chwili, o tyle największa faworytka zawodów w ogóle nie dotarła do Pragi. Edna Kiplagat nie zdążyła wyrobić wizy na czas i oddała pole rywalkom walkowerem. Z tej okazji skorzystała Etiopka Degefa Worknesh, która wygrała rywalizację z czasem 1:07:14 i poprawiła swój rekord życiowy. Na mecie mówiła, że czas mógłby być lepszy, gdyby nie wiatr i kostka brukowa, po której nie biegło jej się wygodnie.
Wśród Polaków najwyższą, 35. pozycję zajął Robert Sadowski.
IB
fot. facebook Prague International Marathon